Artykuły

Katastrofa na kolacji

"Kolacja dla głupca" w reż. Krzysztofa Kopki w Teatrze im. Węgierki w Białymstoku. Recenzja Moniki Żmijewskiej w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Lekkostrawną komedię omyłek z morałem serwuje nam Teatr Dramatyczny. Danie to proste, niezbyt wyrafinowane. Z gatunku tych, które się zjada, nawet się nie krzywiąc. Po czym szybko o nim zapomina

Reżyser Krzysztof Kopka (w jednym z tekstów uczyniliśmy go nieopatrznie Janem, za co przepraszamy) sięgnął po "Kolację dla głupca" Francisa Vebera. Sztuka napisana przed kilkunastu laty ciągle cieszy się powodzeniem. Tekst to bowiem zabawny, spełniający chyba wszystkie wymogi gatunku: ma skomplikowaną fabułę, humoru na kilogramy i tyleż samo omyłek, wartkie tempo, dowcipne dialogi, galerię wyrazistych postaci. Słowem - gotowy to materiał na spektakl, co ma rozbawić masową publiczność. Rzecz teraz tylko w tym, by w inscenizacji zachować lekkość i atmosferę tekstu. Charakterów nie przerysować, z dowcipem nie przeszarżować.

A z tym w przedstawieniu Dramatycznego bywa rozmaicie.

Rejwach, krzyki bez kolacji

Zamożny wydawca Pierre (Tadeusz Sokołowski) wraz z przyjaciółmi ma nietypowe hobby. Urządza kolacje... dla głupców, na które zaprasza przygodnie poznanych dziwaków, by stroić sobie z nich niewybredne żarty. To prawdziwe zawody - kto większego idiotę ze sobą przyprowadzi, ten wygrywa. Na kolacjach bywa więc liga mistrzów - oczywiście o swoim mistrzostwie niewiedząca. Pierre poznał właśnie François Pignona - pociesznego księgowego, twórcę modeli budowli z zapałek (Rafał Olszewski). Pierre już ostrzy sobie zęby na zwycięstwo... I guzik. Splot wydarzeń sprawia, że do kolacji nie dochodzi, głupiec Pignon doprowadza wydawcę niemal do apopleksji, jego żonę niemal do cudzołóstwa, a na ich mieszkanie nasyła kontrolę skarbową. A wszystko to - zupełnie niechcący, Pignon jest bowiem uroczym gamoniem o złotym sercu, który nade wszystko chciałby pomóc, sęk tylko w tym, że wszystko, czego się nie dotknie - zamienia się w katastrofę. Jego "życzliwa" pomoc powoduje lawinę gagów, nieoczekiwanych zdarzeń i wieczne "qui pro quo". Dość powiedzieć, że Pignon, nawet gdy w cudzych garsonierach szuka telefonicznie żony jednego ze swych towarzyszy, to sknoci sprawę i znajdzie... żonę drugiego.

Tekst Vebera jest więc wdzięcznym materiałem. Problem w tym, że wdzięk ów niekiedy w Dramatycznym przytłumia nadmiar krzyku, bieganiny, niepotrzebnego rejwachu i usilnych mrugnięć do publiczności: "Ach, jak jest śmiesznie, prawda?"

Krzyczy ciągle Pierre (Sokołowski - obdarzony skądinąd wspaniałym głębokim głosem - eksponuje jednak jego siłę zupełnie niepotrzebnie, wszak i tak o niej wiemy; ba w "Kolacji..." Sokołowski lepiej wypada, gdy mówi zupełnie zwyczajnym tonem).

Pokrzykuje też Marlene - nimfomanka (Justyna Godlewska-Kruczkowska, grając histeryczki, wypada zwykle wiarygodnie, ale czasem chciałoby się, by zagrała coś na niższej nucie).

Gamoń o złotym sercu

Pignon (Rafał Olszewski) też czasem sobie pokrzyczy, ale jemu to akurat doskonale robi. Piskliwy głosik chwilowo rozzłoszczonego, ale na ogół pogodnego dziwaka - to jeden z niuansów tej arcyzabawnej postaci. A aktor wydobył ich wiele: Pignon jest prostoduszny i gamoniowaty, ufny i upierdliwy, ma tysiąc pytań i tysiąc gotowych odpowiedzi, miewa też napady złości. Pocieszny człowieczek z gatunku tych, co to wyrzucają ich drzwiami, a oni i tak wracają oknem, choć czasem nagle budzi się w nich poczucie godności. Olszewski nieźle radzi sobie z rolą, znalazł na nią patent - aparycja archiwisty, przykrótkie spodnie, spadające na nos okulary, przygarbione plecy, uniżoność. Ale niech tylko poczuje się potrzebny! - wtedy w księgowym budzi się lew. Przy okazji jest szczególnym połączeniem bezmyślności i dziecięctwa (posłuchajcie tylko, jak w jednej chwili przybiera minę belfra, a w drugiej - przechwalającego się dziecka - majstersztyk).

Pignon do pary ma innego dziwaka - Chevala, postać równie pocieszną (znakomity Robert Ninkiewicz). Kontroler skarbowy - postrach nieuczciwych obywateli, korpulentny, prosty, rubaszny, ale i ostry, jak trzeba. Warto zobaczyć spektakl nawet dla niego samego - Ninkiewicz w okularach urzędasa, z nieodłącznym notesem, przykuwa uwagę, nawet gdy stoi w kącie. Cały czas "robi" swojego Chevala: przyklęka, stroi miny, wysuwa język, wszystko zanotuje (nawet to, że zdradzająca go żona tańczy nago na - o nieba! - formularzu podatkowym).

Na koniec widzowie dostaną też stosowny morał: ten, co śmieje się z głupca, sam za chwilę może nim zostać; ten, co kpił z rogacza, sam za chwilę się nim okaże. Sęk w tym, że - kilka godzin później, zajadając się już prawdziwą kolacją - mało kto już będzie o tym pamiętał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji