Artykuły

Mamy wiele talentów

- Nie mam w sobie głębokiego powołania pedagogicznego, choć podczas reżyserowania oper pomagam śpiewakom, słysząc ich problemy. Uważam że pracy pedagogicznej należy się poświęcić całkowicie, tzn. zająć się młodym głosem, a także ogólną edukacją ucznia czy studenta - mówi WIESŁAW OCHMAN. przewodniczący VII Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Stanisława Moniuszki w Warszawie.

Powierzono panu zaszczytną funkcję przewodniczącego jury VII Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Stanisława Moniuszki, który odbył się w maju br. Proszę przypomnieć kto jeszcze znalazł się w tym prestiżowym gronie jurorskim, jaki był jego skład?

- W jury zasiadali: Gwendolyn Bradley - znakomita amerykańska sopranistka, Larisa Gergieva pianistka i korepetytorka z Teatru Maryjskiego w Sankt Petersburgu, Raina Kabaivanska - sławna sopranistka z Bułgarii, nasza wspaniała artystka Izabella Kłosińska, Ewa Michnik - dyrektor Opery Wrocławskiej, światowej sławy mezzosopranistka z Rosji Elena Obrazcowa, Guo Shuzhen - wybitna pedagog i sopranistka z Chin oraz Ioan Holender - dyrektor Opery Wiedeńskiej; Tom Krause - znakomity baryton, a także pedagog - prof. Stanisław Moryto - wybitny współczesny kompozytor, prof. Andrzej Rottermund - dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie, Sergio Sega-lini - dziennikarz i krytyk muzyczny. Niestety nie dojechała na konkurs Teresa Berganza.

Od początku swego istnienia Konkurs ma formułę międzynarodową. Z jakich krajów pochodzili kandydaci w tegorocznej edycji, ilu było ich łącznie?

- Zgłoszeń było 229. Komisja kwalifikacyjna złożona z wybitnych polskich artystów - prof. Krystyny Szostek-Radkowej i prof. Kazimierza Pustelaka, dokonała selekcji nagrań i dopuściła do konkursu 131 osób z Polski, Ukrainy, Rosji, Korei, USA, Białorusi, Islandii, Mongolii, Włoch, Chin, Mołdawii, Armenii, Japonii, Estonii, Rumunii, Węgier, Niemiec, Litwy, Finlandii, Serbii, Austrii, Australii i Gruzji.

Konkurs Moniuszkowski powołany w roku 1992 dzięki zapałowi i talentom organizacyjnym Marii Fołtyn, posiada swoją niekwestionowaną markę i prestiż. Jak pana zdaniem prezentuje się on w kontekście pozostałych polskich konkursów wokalistyki operowej? W jakim stopniu jest wobec nich konkurencyjny i czy o konkurencyjności w ogóle możemy tutaj mówić?

- Konkurs Wokalny im. St. Moniuszki należy do najtrudniejszych na świecie. Uczestnik musi przygotować repertuar od baroku po muzykę współczesną, a ostatni etap zaśpiewać z orkiestrą. Porównać go można jedynie do równie trudnego konkursu wokalnego im. Adama Didura, który odbywa się w Operze Śląskiej.

Odnosił pan sukcesy na arenie światowej, choć były to lata, gdy istniała duża trudność nawiązywaniu międzynarodowych kontaktów. Zapewne podczas swych zagranicznych podróży dane było Panu obserwować oraz współpracować z wieloma znakomitymi artystami światowej klasy. Jak postrzega pan stan i kondycję obecnej, młodej polskiej kadry wokalnej, czy są zauważalne w niej jakieś dobre zjawiska czy też jest coś, co niepokoi?

- Polacy obecnie odnoszą sukcesy i to napawa radością, ale ich drogę artystyczną najczęściej wyznaczają teatry operowe za granicą. Tam nabywają doświadczenia scenicznego i tego, co nazywamy "klasą artystyczną". Za wyjątkiem Opery Śląskiej teatry operowe w Polsce nie bardzo są zainteresowane polskimi talentami. Na premierowe przedstawienie wolą sprowadzić śpiewaków z zagranicy niż popracować z własnym. Często jest tak, że polski, lepszy pod względem wokalnym solista, czeka na swą szansę, bo dużo mniej ciekawy artystycznie śpiewak z zagranicy zajmuje jego miejsce. Mamy jakąś dziwną manię pomijania własnych talentów na korzyść obco brzmiących nazwisk o średnich możliwościach wokalnych.

Jak postrzega pan szkołę przygotowania młodych śpiewaków, stan edukacji polskiej wokalistyki?

- Mamy wiele talentów, które wymagają opieki i dalszej nauki oraz zdobywania doświadczeń scenicznych. Ale gdzie mają te konieczne dla pracy scenicznej doświadczenia zdobywać? Teatry operowe w Polsce powinny dawać więcej szans młodym śpiewakom i dla nich dobierać atrakcyjny, rozwijający ich umiejętności repertuar. U nas repertuar jest z reguły dobierany pod reżysera lub dyrygenta, a dopiero na końcu pojawia się problem z możliwościami obsado-wymi. Pamiętam jak dyrektor Zdzisław Górzyński mówił: "tej opery nie wystawimy, bo nie mamy obsady". Mówił to, bo dbał o polskich śpiewaków i ich rozwój. Wówczas graliśmy 32 spektakle w miesiącu, więc szanse rozwoju i nauki dla młodych śpiewaków były. W konkursie laureatką Grand Prix im. Marii Fołtyn została polska sopranistka Eliza Kluszczyńska, pierwszą nagrodę otrzymała Aleksandra Kubas, a trzecią Katarzyna Oleś--Blacha, wśród głosów męskich drugą nagrodę otrzymał bas Adam Palka. A w konkursie startowało z Polski 61 osób. Tak więc nie jest źle z polską wokalistyką. Gorzej jest z czysto fachowym przygotowaniem do zawodu młodych adeptów. Oczywiście wokalnie są przygotowani, ale nie zawsze do samodzielnej pracy nad rolą i z aktorskim przygotowaniem nie jest tak, jak być powinno.

A czy pan odczuwał w sobie kiedykolwiek powołanie pedagogiczne? Wszak tylu wybitnych śpiewaków nigdy nie podejmowało się tego zajęcia..

- Nie mam w sobie głębokiego powołania pedagogicznego, choć podczas reżyserowania oper pomagam śpiewakom, słysząc ich problemy. Uważam że pracy pedagogicznej należy się poświęcić całkowicie, tzn. zająć się młodym głosem, a także ogólną edukacją ucznia czy studenta. Obecnie mam jeszcze koncerty i jest ich sporo, więc nie miałbym czasu na działalność pedagogiczną. Myślę też, że w Polsce chyba jest konieczne ukończenie studiów muzycznych. By móc nauczać w szkołach muzycznych w innych krajach jest to niekonieczne. Ukończyłem AGH i wszystko, co umiem i wiem, zawdzięczam prywatnej nauce i studiom.

Zauważa się, iż w obecnych czasach następuje inwazja kandydatów ze Wschodu, czym można tłumaczyć to zjawisko?

- Tam śpiewa się od dzieciństwa. Jest tradycja wspólnego śpiewania. Jest także uroda śpiewania w cerkwiach, a także dbałość o rozwój talentów. Nasza jurorka Larysa Gergiewa pełni funkcję w Akademii Młodych Wokalistów w Sankt Petersburgu, gdzie doskonali się muzykalność, technikę wokalną, pracuje nad aktorstwem i daje szansę występu na wielkiej scenie. U nas niestety przy żadnym z teatrów operowych nie ma podobnego studia. Zainteresowanie nawet tych, którzy wydają się być do tego powołani, aby wspierać naszą wokalistykę, a także np. Moniuszkę, jest żadne. Publiczna telewizja i radio nie znalazły czasu na pokazanie konkursu i młodych polskich wokalistów. Wolały transmitować Konkurs Piosenki Eurowizji, gdzie ponieśliśmy klęskę, a nie miały czasu na transmisję choć fragmentów koncertu galowego konkursu, gdzie zdobyliśmy główne nagrody. To też "szczególna misja" Telewizji Publicznej.

Jesteśmy w kolejnym 10-leciu kryzysu głosów tenorowych. Z czego to wynika? Kiedy pan rozpoczynał karierę solową, wokół było wiele znamienitych nazwisk.

- Faktycznie z głosami tenorowymi nie jest dobrze, choć oczywiście są, ale "rasowych" tenorów mamy niewielu. Jest to bez wątpienia najtrudniejszy do wyszkolenia głos. Zauważyłem, że są materiały głosowe, ale niestety źle prowadzone. Często mylone są pojęcia, a sprawa jest paradoksalnie prosta. Dźwięk ma być wysoko, a głos w swojej naturalnej pozycji. Jeżeli ktoś będzie głos nienaturalnie "wpychał" w tzw. maskę, to ten głos nigdy nie będzie się rozwijał, bo będzie uwięziony. Musi płynąć swobodnie, a dźwięk ma "atakować" maskę. Czasem myślę, że talenty pojawiają się falami. Obecnie mamy "wysyp" sopranów. Jeśli dobrze pamiętam, z Polski mieliśmy na Konkursie 31 sopranów, a tylko 2 polskich tenorów.

Jak postrzega pan kadrę Opery Śląskiej na tle młodych głosów obecnych chociażby na Konkursie Moniuszkowskim?

- Kadra solistów Opery Śląskiej jest na dobrym poziomie. Dowiodła tego na premierze i na drugim przedstawieniu "Strasznego dworu". Nie bez powodu zarówno krytycy, jak i publiczność podkreślali wysoki i wyrównany poziom zespołu. Z Opery Śląskiej startowali też w tym Konkursie śpiewacy i zabrakło im 0.20 punktu, aby znaleźć się w finałowej 13. Jestem przeciwny tak dużej ilości jurorów, bo zawsze pojawiają się znaczne rozbieżności w ocenie występu uczestników, a te były podczas tego konkursu duże.

Czy Konkurs był okazją do odnowienia kontaktów "towarzyskich"; jaki klimat panował w Operze Narodowej podczas tegorocznej edycji?

- O tak. Ucieszyłem się szczególnie z obecności Toma Krause, z którym śpiewałem wiele przedstawień w Hamburgu. Pamiętam, że świetnie nam się współpracowało w "Don Pasquale", a także w "Don Giovannim" oraz innych spektaklach. Firma, którą prowadzą moi przyjaciele - Małgorzata i Jacek Blikle, przysyłała pączki dla jurorów i muszę powiedzieć, że znikały w szybkim tempie. Szczególnie upodobały je sobie panie Gergiewa i Obrazcowa. Atmosfera była niezwykle przyjazna, bo zarówno Maestra Maria Fołtyn, jak i ja staraliśmy się, aby było pogodnie i bezkonfliktowo. Kiedy po przepięknym wykonaniu "Modlitwy Desdemony" z opery Verdiego "Otello" przez rosyjską sopranistkę Marię Bułgakovą, okazało się, że nie weszła do finału z zupełnie nieuzasadnionych niskich ocen pewnych członków jury, ufundowałem dla niej własną nagrodę w wysokości 1500 euro za najlepsze wykonanie arii verdiowskiej. Zastanawiający jest fakt, że wysłuchaliśmy pieśni Chopina "Życzenie" 24 razy, "Moja pieszczotka" 28 razy, "Śliczny chłopiec" 10 razy, "Wojaka" 10 razy, "Prząśniczkę" Moniuszki 9 razy, "Polną różyczkę" 12 razy, "Znasz-li ten kraj" 13 razy lecz tylko raz byliśmy zachwyceni wykonaniem. Laureat pierwszej nagrody Jury, Haradzecki z Białorusi, pięknie zaśpiewał "Moją pieszczotkę" Fryderyka Chopina. Świadczy to o tym, że było wiele pięknych głosów, ale niezbyt wielu artystów. Warto dodać, że w Roku Chopinowskim wprowadziliśmy obowiązek wykonania pieśni Chopina przez uczestników VII Międzynarodowego Konkursu im. Stanisława Moniuszki. Były też "odkrycia". Raina Kabaivanska po wysłuchaniu pieśni Szymanowskiego, była nimi zachwycona: "Wiesław czy można gdzieś zdobyć nuty tych wspaniałych pieśni?" - zapytała. Już na wieczornej sesji przesłuchań wręczyłem jej tom pieśni Szymanowskiego, który udało mi sie znaleźć w księgarni muzycznej. Była zachwycona: "Będę je sama śpiewała i moi studenci we Włoszech. Dobrze, że jest też tekst francuski, bo polski jest karkołomny". Wszyscy jurorzy byli bardzo mili, a fakt, że porozumiewałem się z nimi w ich rodzimych językach likwidował bariery i problemy łatwo rozwiązywaliśmy. Ostatnie posiedzenie Jury, w sprawie kolejności nagród było bezproblemowe i krótkie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji