Artykuły

Piekło to inni? Piekło to my?

EGZYSTENCJALIZM pojawia się w momentach rozluźnionych więzi społecznych, w czasach kryzysu idei. Kiedy alienacja dojdzie do pewnej granicy - dobrze jest szukać uzasadnień albo pociechy u proroków egzystencjalizmu.

Żeby nie wdawać się w zbyt dalekie i szczegółowe rozważania historyczne i filozoficzne przypomnijmy, że poważną fascynację egzystencjalizmem przeżyliśmy w latach pięćdziesiątych. Wtedy zachłystywano się specyficznie pojmowaną wolnością. Świadomość ustępowała przed egzystencją. Z filozofii i z życia społecznego prąd ten trafiał do literatury. Głównie za sprawą Sartre'a. Jego sztuki chętnie grywano i pasjonowano się ich zawartością.

W świecie rzeczy również człowiek stawał się przedmiotem. Dekadencki stosunek do rzeczywistości, widzenie w niej głównie zagrożenia, niepewności, trwogi, przewagi czynników metafizycznych - to główne cechy kierunku.

Z płaszczyzny teoretycznej trafiały do zewnętrznych przejawów życia. Szpanowano wówczas czarnymi strojami. Długie włosy też w jakimś sensie wynikały z powierzchownego przyswajania sobie prądu. Człowiek nie szukał kontaktów z innymi ludźmi, nie realizował się w organizmie społecznym, oddalał się, zamykał.

Przyjmując hasła, głoszone również przez Sartre'a, że człowiek jest tym, czym sam się uczyni, że sam sobie wybiera drogę, że jest skazany na wolność, ale tylko w takim rozumieniu, ludzie zafascynowani egzystencjalizmem wpędzali się w pułapki samotności, indywidualnej udręki, zamkniętego piekła. A powodem tego piekła stawali się - w ich mniemaniu - inni ludzie, to oni przeszkadzali, zakłócali, burzyli.

I oto jesteśmy przy idei sztuki Sartre'a "Przy drzwiach zamkniętych". Sens dramatu zawiera się w stwierdzeniu - haśle: "Piekło to inni".

Dlaczego sztuka powraca na scenę? Nie było jej przecież przez dziesiątki lat. A może przesadzam z powrotem? Pojawia się w Olsztynie. Czy jeszcze gdzieś? Czy można już mówić, że powrót dramatu popularnego trzydzieści lat temu to już prawidłowość?

Na scenę olsztyńską wprowadza Sartre'a aktor Andrzej Burzyński. Zdaje się, że debiutuje jako reżyser. Sławę nie tylko w Olsztynie zawdzięcza monodramowi "Niejaki Piórko". Burzyński pokręcił się trochę po świecie, najdłużej po Francji, więc może wie, co w trawie piszczy. A nawet jeśli tak nie jest, warto może dla celów poznawczych przypomnieć twórczość jednego z głównych patronów egzystencjonalizmu?

Tym bardziej, że sztuka "Przy drzwiach zamkniętych" trafia również we współczesne ekstremy rozpadu norm obyczajowych i społecznych, że można odnaleźć w utworze punkty styczne z naszymi dzisiejszymi kłopotami, z brutalnością świata.

Inscenizator przedstawienia olsztyńskiego stara się nawet jeszcze bardziej rozszerzyć przydatność dramatu Sartre'a. Spektakl umieszczono w sali kameralnej. Nie wydzielono klatki sceny, w której zostało zamkniętych troje bohaterów "nieobecnych" Sartrowskie "tam" zostało sprowadzone do "tu". Drzwi zamykające się za trójką bohaterów są drzwiami do sali kameralnej. Widzowie znaleźli się razem z pensjonariuszami piekła. A piekło to przecież inni. A więc piekło to my wszyscy?

Prostym i wcale nie tak znów oryginalnym zabiegiem formalnym reżyser dźwiga i nobilituje dramat, sugeruje nam, że rzecz ciągle żywa, aktualna, świeża, że oddaje w części to, co dzieje się w dzisiejszym świecie. Nie należy odmawiać reżyserowi prawa do takiego widzenia. Wciąga nas w tę zabawę - jego sprawa. Czy każdy widz zgodni się na taki współudział, czy zaakceptuje budowaną diagnozę- to jeszcze coś innego.

Pewne jest natomiast, że pod względem warsztatowym przedstawienie prezentuje się bardzo dobrze. Ma zamierzony zapewne nastrój, jest sprawne aktorsko, pozostałe składniki widowiska - oprawa scenograficzna, muzyka, światło - służą integralnie jednemu celowi. A cel ten wyłania się niezależnie od intencji realizatorów i odbiorców. Sprowadza się zaś do gorzkiej refleksji, że skazywanie człowieka na wolność lub też świadome wybieranie przez niego wypreparowanej i oderwanej od wszystkiego wolności - nie może kończyć się dobrze.

Widać to na przekładzie trzech bohaterów - losów pacyfistycznie nastawionego dziennikarza " oraz dwóch kobiet o zawiłych, skomplikowanych życiorysach, przede wszystkim zaplątanych w gąszcz uczuć i kontaktów towarzyskich. Wykonawcy tworzą osobowości o jakie zapewne chodziło Sartre'owi.

Piotr Szaliński po udanych rolach w "Nocy listopadowej" i "Kowalu, pieniądzach i gwiazdach" gra w tym sezonie trzecią interesującą postać. Życie rozstrzygnął sam, piekło zaczęło się już po najważniejszych decyzjach. Gra trójkąta - dwie kobiety i mężczyzna - jest przypadkiem wynikającym jednak z indywidualnych postaw wobec życia z jego społecznymi i historycznymi uwarunkowaniami, z jego normami. Piotr Szaliński gra postać człowieka, który nie chciał być ani bohaterem, ani tchórzem, chciał być normalnym mężczyzną, korzystającym z życia, a stało się inaczej.

Potwierdziła swoje uzdolnienia Małgorzata Chryc-Filary kreując chwilami wstrząsającą osobowość kobiety o zagmatwanym, nie spełnionym losie uczuciowym, macierzyńskim. Inny wymiar ludzkiego piekła tworzy Krystyna Jędrys w roli Ines, kobiety - lesbijki, owładniętej namiętnością. Do tej trójki szamoczącej się w piekle przystosował się Ryszard Machowski, jako trochę tajemniczy, niesamowity portier.

Andrzej Burzyński jest doświadczonym aktorem, więc od wewnątrz czuje wszystkie potrzeby i subtelności wykonawcze dramatu. Światłem i zmianą wewnętrznych emocji dzieli plan "dawniej" i "teraz", wie kiedy i jaką wprowadzić muzykę, wie kiedy nacisnąć wzruszeniami... Słowem, udał mu się debiut reżyserski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji