Artykuły

Szekspir w Koszalinie

"Hamlet" koszaliński zdumiewa i zastanawia. Nie jest to przedstawienie doskonałe, można w nim znaleźć takie czy inne braki i słabości. A jednak wyszłam z teatru pod wrażeniem czegoś niezmiernie świeżego i szlachetnego. Gdy wspominam ten spektakl, poszczególne elementy wymykają się analizie. Całość narzuca się intensywnie wyobraźni harmonijnym rytmem i pięknym kształtem plastycznym. Wchodzi tu w grę nie tylko oprawa plastyczna w ścisłym znaczeniu (bardzo udana!), lecz także walory estetyczne ruchu, gestu, postawy w powiązaniu z wyjątkowo subtelną i umiejętnie zastosowaną grą świateł. Reżyser i scenograf zgodnie pracowali nad komponowaniem obrazów scenicznych. Eksponują figury dramatu tak sugestywnie, jak to się zdarza w widowiskach baletowych.

Nie bez powodu właśnie to przedstawienie nasunęło mi skojarzenie z "Hamletem" w wykonaniu angielskiego zespołu baletowe go Sadlers Wells. Choć minęło już kilkanaście lat od jego występów gościnnych w Teatrze Polskim, pamiętam doskonale szczegóły tego "Hamleta", tańczonego z wielką ekspresją dramatyczną, szekspirowski dramat ukazał R. Helpmann jako sen bohatera. W błyskawicznym skrócie przeżywa Hamlet przed śmiercią historię swego życia w której nie znajduje odpowiedzi na dręczące go pytania. Jest zagubiony, smutny, tragicznie bezsilny. Ten tragiczny rys odnalazłam w Hamlecie Stanisława Brejdyganta. Wydał mi się zaabsorbowany myślą o "snach co mogą zjawić się w śnie śmierci", niespokojny, dociekliwy, pragnący za wszelką cenę przeniknąć tajemnice bytu. Brejdygant pokazał Hamleta, który - jak twierdzi Wyspiański - "nie hamletyzuje lecz myśli" - roztargniony, rozgoryczony, zniechęcony do świata pełnego podłości, ale przede wszystkim trawiony żądzą wiedzy, poznania prawdy, są w nim rysy człowieka współczesnego. Przejmujący wyraz ma dialog Hamleta z widmem, którego głosem sam przemawia. Pomysł to zresztą nie nowy. Dialog przekształca się w monolog wewnętrzny bohatera. Głuche, tajemnicze dźwięki i przygasające światła nie zwiastują pojawienia się Ducha, lecz po prostu wyraża ją fazy przeżyć Hamleta, wytężoną pracę jego intelektu i wyobraźni. Brejdygantowi udało się wydobyć istotny i bliski dzisiejszemu widzowi konflikt tragiczny "Hamleta", wyłuskany intuicyjnie spod warstwy melodramatyczne, intrygi. Brejdygant jest prosty, naturalny, bezpośredni: gra z dużym napięciem wewnętrznym, lecz nie podnosi głosu dla kontrastu stosuje raczej półtony, nie pozwą la sobie na żaden zbyteczny gest. Choć skupiony i skoncentrowany ruchy ma lekkie, taneczne, zgodne z żywym rytmem przedstawienia.

Jest ono owocem nie powodowej rutyny, ale żarliwości, zapału, po ważnego stosunku do arcydzieła. Widać, że inscenizacja "Hamleta" jest dla tego zespołu wielkim prze życiem. To na pewno w znacznym stopniu decyduje o wspomnianym na wstępie szlachetnym tonie spektaklu. Zwraca uwagę grupa młodych mężczyzn o doskonałych wa runkach zewnętrznych: JAN IBEL (interesująco zagrany Horacy), EUGENIUSZ KUJAWSKI (Laertes), ANDRZEJ MAY (Fortynbras) świetnie się prezentują w historycznych kostiumach. Ale Fortynbras, potraktowany w stylu teatru romantycznego, wydał mi się z innego spektaklu. Wykonawcy ról Aktorów mają także sugestywną postawę i trafne wyczucie stylizowanej pozy (HENRYK SAKOWICZ. ANDRZEJ MAY, TADEUSZ WŁODKOWSKI, GUSTAW SIELICKI). Rodzajowy humor Grabarzy wygrywają z zacięciem charakterystycznym STANISŁAW WOLICKI i HENRYK SAKOWICZ. Słabiej przedstawiają się role kobiece. HALINA BULIKÓWNA gra Ofelię. Zapamiętałam tylko jej śliczną zieloną szatę i pięknie rysują cą się sylwetkę. Postać Gertrudy już mi ulatuje z głowy, choć BARBARA JUREWICZ i ZBIGNIEW MAMONT tworzą chyba po .prawną parę królewską. Dystynkcją gestu i postawy wyróżnia się RÓŻA CZAPLEWSKA jako Dwórka I.

W sumie spektakl jest niewątpliwym sukcesem zespołu, nagrodzonego zresztą podczas festiwalu toruńskiego w czerwcu br. Z sympatią, życzliwością i radością śledzę awans artystyczny młodej sceny działającej na Pomorzu zachodnim. Powstało tam żywe, twórcze i bardzo ambitne środowisko artystyczne, promieniujące na cały rejon. Młode pokolenie aktorów znalazło w Koszalinie dobre warunki rozwoju. Szacunek budzi rzetelna praca nad doskonaleniem dykcji, nad pogłębianiem ogólnej kultury aktora, co wyczuwa się w zetknięciu z tym zespołem. Na scenie prowincjonalnej łatwiej początkującemu aktorowi o dużą rolę, czyli o próbę pełnych jego możliwości. Absolwentom dzisiejszych szkół aktorskich, którzy marzą o zaangażowaniu się od razu w teatrze stołecznym, warto przypomnieć, że dla największych artystów sceny prowincjonalne bywały etapami w drodze do sławy.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji