Artykuły

Hagiografia Brookowi się udała

"Tierno Bokar" w reż. Petera Brook z Théâtre des Bouffes du Nord z Paryża w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Leszek Pułka w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

W tym niezwykłym spektaklu aktorzy raczej są figurami z legendy o afrykańskim świętym niż pełnokrwistymi postaciami.

Przestrzeń niczego nie udaje, jest oczyszczoną z niepotrzebnych obiektów rzeczywistością.

Pień drzewa. Maty. Płachty tkanin. Instrumenty. Bohaterowie w etnicznych szatach. Dwaj muzykanci od czasu do czasu szarpią struny egzotycznych instrumentów. Uderzają w bębenki. Biorą do ust fujarkę. Ktoś gada. Ktoś drzemie.

Na scenie właściwie nie dzieje się nic. Bohaterowie wchodzą, siadają, wstają, toczą dysputy, modlą się. Niespiesznie. Światło zalewa scenę niczym słońce. Tierno Bokar, wiejski profeta próbuje mówić swoim współplemieńcom, kim jest Bóg. Marzy też o spotkaniu z wybrańcem Boga, Szariffem.

Przez dwie godziny jesteśmy świadkami nostalgicznych wspomnień o niezwykłych mieszkańcach Afryki kolonialnej pierwszej połowy XX wieku. Młody chłopak wyrusza w świat z błogosławieństwem profety i matki. Styk obu kultur, rdzennej i francuskiej, budzi w nim niepokój. W szkole uczy się głupstw. W pracy zamordyzmu. Więc buntuje się.

- Bierz od białych ich zalety, wady im zostaw - powiada Tierno, uspokajając chłopca.

W "Tierno Bokar" Peter Brook niemal porzucił dekoracje i teatralną intrygę. Raz czy dwa rzucony na matę koc udaje rzekę. Są taborety i sprzęty gospodarskie. Kosz z piaskiem do pisania. Pień ma wyciosane niczym drabina stopnie, więc bohaterowie mogą odegrać scenę wkładania pisklęcia do gniazda, aby Bokar mógł im przypomnieć, czym jest troska. I tyle tu zwrotów akcji. Nawet dramat Szariffa i jego bliskich skazanych przez francuskich despotów za wiarę na śmierć toczy się jak partia szachów.

Brook wystudził konwencje gry aktorskiej do absolutnego minimum. O zdarzeniach opowiada narrator - zupełnie jak w moralitecie. Bohaterowie odgrywają swoje scenki z temperamentem figur na ołtarzu. Mają twarze-maski. Emocje wpisane w oblicza niczym demony w teatrach rytualnych. Żadnych niuansów, żadnego cieniowania. Żołnierz jest żołdakiem. Urzędnik groteskowym gburem. Profeta czyta w myślach.

Powiedzmy i to, że żywot Tierno Bokara, świętego męża islamu z Mali, jest średnio awanturniczo-przygodowy. Plakatowość postaci nie ułatwia przebrnięcia przez spowolnione obrazki. Tragiczny spór o ilość powtórzeń muzułmańskiego pacierza - skutkuje śmiercią Tierno i Szariffa - wydaje się absurdalny i budzi przekonanie, że szariat w rękach fanatyków to egzystencjalny horror.

Czy budzi przekonanie, że każdemu potrzeba odrobinę mistyki, nie wiem. Na domiar złego Bokar mówi w finale niczym bohater powieści socrealistycznej: "Modlę się do Boga, abym w momencie śmierci miał więcej wrogów, którym nic nie zrobiłem, niż przyjaciół". Hagiografia Brookowi się udała. Teatr średnio.

"Tierno Bokar" według Amadou Hampaté Bâ, tekst Marie-Hélene Estienne, poszukiwanie teatralne Peter Brook, muz. Toshi Tsuchitori, Antonin Stahly, światła Philippe Vialatte. Théâtre des Bouffes du Nord 10 marca na scenie Teatru Polskiego.

Na zdjęciu: scena z "Tierno Bokar".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji