Ponure sekrety skromnego mnicha
Imię róży, debiut powieściowy włoskiego literaturoznawcy, krytyka z 1980 r., to jedna z najsłynniejszych książek ostatniego półwiecza. Sprzedała się w 50 mln egzemplarzy. Jest wyrafinowaną grą fikcji i historii średniowiecznego Kościoła.
Właśnie dlatego w podsumowaniach literatury XX wieku Imię róży znalazło się razem z dziełami Prousta, Kafki, Hemingwaya — m.in. w Kanonie na koniec XX wieku „Rzeczpospolitej”. Wysoko plasuje się na liście 100 najlepszych powieści kryminalnych wszech czasów stowarzyszenia autorów kryminałów.
Aspekt sensacyjny wydobył film Jeana-Jacques’a Annauda z Seanem Connerym, znanym jako James Bond. Zagrał Wilhelma z Baskerville, o nazwisku zaczerpniętym z cyklu o Sherlocku Holmesie Arthura Conan Doyle’a. Franciszkanin ma rozwiązać zagadkę morderstw w klasztorze benedyktynów, gdzie ma się odbyć debata teologiczna pod auspicjami papieża Jana XII. W tle jest seksualna inicjacja, pokątne życie erotyczne mnichów, w tym homoseksualizm.
Tajemnica śmiechu
– Spektakl na podstawie Imienia róży jest opowieścią o miłości – zapowiada Radosław Rychcik. – Ale czym jest owa miłość? Czy chodzi o miłość Adso, młodego pomocnika Wilhelma, o miłość cielesną czy duchową? A może o miłość do książek, o miłość do mądrości, o miłość braterską, do Boga, a może o miłość, która prowadzi do zbrodni? Pierwotnie powieść Eco miała przecież nosić tytuł Opactwo zbrodni, później zaś – Adso z Melku.
W przebogatej opowieści o średniowieczu i średniowiecznych herezjach znalazł się motyw biblioteki z księgami znajdującymi się na indeksie Kościoła, w tym części Poetyki Arystotelesa poświęconej komedii, która zaginęła, a przez ultrakonserwatywnych mnichów uważana jest, tak jak śmiech, za szatańskie zjawisko. Wilhelm niczym ludzie renesansu inspirowanego antykiem, jest innego zdania.
– Imię róży to powieść wielowątkowa, jednak wątek zaginionej, rzekomo istniejącej, drugiej księgi Poetyki Arystotelesa poświęconej komedii jest wątkiem kluczowym – mówi Radosław Rychcik. – Razem z Wilhelmem z Baskerville (Rafał Dziwisz) i jego uczniem Adsem z Melku (Karol Kubasiewicz) wkraczamy do opactwa, w którym panują określone surowe reguły. Śmiech wywołany przez komedię, atrybut karnawału, który odwraca reguły znanego nam świata, staje się głównym tematem sporu między Wilhelmem a ślepym sędziwym Jorge z Burgos (Feliks Szajnert). To spór o wizję świata, jego kształt i porządek. Jorge z Burgos twierdzi, że „Chrystus nie śmiał się nigdy”…
Kryminalna intryga pozwala odkryć obyczajowe tajemnicy kleru, o którym wielu Polaków myśli dziś przez pryzmat filmu Smarzowskiego.
– Nie musimy tego wątku rozwijać, ten wątek jest po prostu obecny w powieści – mówi Rychcik. – Eco w Notatkach na marginesie Imienia róży pisze: „Osiemdziesięcioletni Adso opowiada to, co przeżył, mając lat osiemnaście”.
Adso stał się dla Eco kimś ważnym. Pisarz tłumaczył: „Od samego początku chciałem opowiedzieć całą historię (wraz z jej tajemnicami, wydarzeniami politycznymi i teologicznymi, jej dwuznacznościami) głosem kogoś, kto przeżywa wypadki rejestruje je z fotograficzną wiernością młodzieniaszka. Ale ich nie pojmuje (i nie pojmie do głębi nawet jako starzec, tak że w końcu wybiera ucieczkę w boską nicość, a nie tego przecież nauczył go mistrz)”.
Jak podkreśla reżyser, Eco tłumaczył fenomen poczytności powieści wśród czytelników mniej wybrednych faktem, że zidentyfikowali się z naiwnym narratorem i czuli się usprawiedliwieni, kiedy czegoś nie pojmowali.
– Wydaje mi się, że to wymarzone pole oddziaływania teatru – komentuje Rychcik. – Eco tworzy przecież swojego czytelnika, a spektakl teatralny na podstawie jego powieści powinien iść również tym tropem, by wytworzyć swojego widza. Pisał: „Z pewnością chodziło mi o wspólnika, który zgodzi się na grę, którą podjąłem. Chciałem stać się bez reszty średniowieczny i żyć w Wiekach Średnich, jakby to były moje czasy (…) Tekst winien dać czytelnikowi przeżycie przeobrażenia. Wydaje ci się, że pragniesz seksu, kryminalnej intrygi i odkrycia na koniec winowajcy, że pragniesz żywej akcji, ale jednocześnie wstydziłbyś się zaakceptować świątobliwą tandetę skleconą z ukazujących się trupich rąk i klasztornych przestępców. No więc dam ci łacinę, kobiet jak na lekarstwo, teologii w bród i całe litry krwi jak w Grand Guignolu, byś wykrzyknął: Ależ to fałsz, mam tego dosyć!”.
Reguła benedyktyńska
Radosław Rychcik znany jest z tego, że tworzy dla klasycznych utworów współczesne ekwiwalenty. Na przykład Dziady osadził w świecie amerykańskiej popkultury. Teraz będzie inaczej.
— Dokonuję wyboru wątków i wydarzeń, ale akcja będzie rozwijać się przed oczami widzów od początku do końca — zapowiada reżyser. — Akcja dzieje się w ciągu siedmiu dni, każdy podzielony jest na okresy odpowiadające godzinom liturgicznym według wskazań reguły św. Benedykta.
Umberto Eco zmarł 19 lutego 2016 r. Wraz z nim skończyła się pewna epoka. Był pisarzem, który nie szukał sensacji, tylko imponował erudycją i rozpalał wyobraźnię milionów czytelników na całym świecie, choć więcej w jego książkach było łaciny niż seksu. Pytany, skąd się bierze tak duże zainteresowanie jego niełatwymi w odbiorze książkami, odpowiadał z typową dla siebie ironią, że nie pyta się pięknych i inteligentnych kobiet, dlaczego zachwycają tak wielu mężczyzn. Pisząc, starał się pięknie dzielić swoją wiedzą.
Jego następcy i epigoni to m.in. Dan Brown, autor Kodu Leonarda da Vinci, który podjął te same wątki co Eco, ale w prymitywnej i sensacyjnej formie. Eco powiedział zresztą Brownowi, że szukali w antykwariatach tych samych książek o okultyzmie, jednak Brown traktował je serio, Włoch zaś preferował literackie gry i zabawy. Wahadło Foucaulta Eco (1988) było pamfletem na spiskowe teorie dziejów i ich opętane obsesją ofiary. Inteligentnie bawił się motywami komputera, templariuszy i masonów.
Ostatnia powieść Temat na pierwszą stronę opisywała zmierzch mediów, które są tylko dodatkiem do reklam i elementem strategii właścicieli realizujących swe cele. Pewien biznesmen wpada na pomysł założenia gazety „Jutro”. Nigdy się ona nie ukaże, ale może stanowić straszak na tych, z którymi biznesmen chce być za pan brat.