Aktorzy prowincjonalni
Nie wystarczy robić dobry teatr, by pozostać jego dyrektorem. Boleśnie przekonali się o tym właśnie szefowie dwóch spośród najbardziej interesujących poszukujących scen w Polsce: Teatru Polskiego w Bydgoszczy i Teatru im. Bogusławskiego w Kaliszu.
Trzy lata to minimalna długość dyrektorskiego kontraktu przewidziana przez ustawę. I tylko tyle czasu utrzymali się Paweł Wodziński i Magda Grudzińska, zanim samorządy — odpowiednio — Bydgoszczy i województwa wielkopolskiego zakończyły z nimi współpracę. Nie pomogły sukcesy dyrektorów oraz fakt, że pierwszy sezon nowej dyrekcji jest właściwie czasem na rozruch, zmianę kursu i konsolidację zespołu. Trzy lata w takim wypadku to za mało.
W Kaliszu lokalnie, w Bydgoszczy globalnie
Grudzińska robiła w Kaliszu teatr, który umiejętnie łączył estetyczne poszukiwania, zmysł społecznikowski i myślenie o lokalnym widzu. Anna Smolar — nagrodzona później Paszportem „Polityki" — wyreżyserowała tu przejmujące przedstawienie o alkoholizmie według Najgorszego człowieka na świecie Małgorzaty Halber. Weronika Szczawińska w miejskim dyptyku połączyła frustracje mieszkańców byłej stolicy województwa z prozą Itala Calvino oraz przypomniała zapomnianą historię kaliskich Żydów. Rozrywkę zaś zapewniała surrealistyczna operetka Cezarego Tomaszewskiego według Tuwima. Teatr z powiatowego miasta zaczął podbijać festiwale, pierwszy raz w tym wieku został zaproszony na Warszawskie Spotkania Teatralne.
W Bydgoszczy Paweł Wodziński ze swoim zastępcą Bartoszem Frąckowiakiem wprowadzili miejski teatr do ligi europejskiej. Festiwal Prapremier umiędzynarodowili i przekształcili w najnowocześniejszą i najambitniejszą imprezę teatralną w kraju. Do teatru ściągali najciekawszych polskich reżyserów z pokolenia trzydziestolatków i poszukujących artystów z zagranicy. Wypracowali wyrazistą linię krytycznych przedstawień o dzisiejszych problemach Polski, Europy i świata — kryzysie uchodźczym, protestach kobiet i ich politycznym buncie (hitowe Żony stanu, dziwki rewolucji, a może i uczone białogłowy Wiktora Rubina) czy populizmie (fantazja libańskiego reżysera Rabiha Mroué wokół biografii Andrzeja Leppera).
Prowadzili młody i zgrany zespół aktorski, doceniany przez krytyków i festiwale w całym kraju. Dziś aktorzy, którzy zmiany dyrekcji nie chcieli, protestują przeciwko zlekceważeniu ich opinii przez ratusz. Poparło ich listem otwartym 35 artystów, krytyków i dyrektorów z całej Polski.
W Kaliszu z kolei przeciwko zakończeniu misji Grudzińskiej protestują społecznicy z Kaliskiej Inicjatywy Miejskiej.
Konkursy: wyniki jawne, kulisy tajne
W obu miastach dyrektorzy stracili stanowiska w przeprowadzonych zgodnie z prawem konkursach rozpisanych przez polityków z Platformy Obywatelskiej. Prawo uprzywilejowuje urzędników — ustawa daje samorządowi trzy miejsca na dziewięć w komisji, kolejne dwa otrzymują przedstawiciele ministerstwa (ci w Bydgoszczy stanęli po stronie ratusza).
Konkursy są nietransparentne, np. w Kaliszu głosowanie było anonimowe, głosujący nie wzięli żadnej odpowiedzialności za swoje decyzje, nawet wizerunkowej. Jak to możliwe, że prowadząca teatr z sukcesem Magda Grudzińska znalazła się na piątym z dziewięciu miejsc konkursowego rankingu? Samorządy odmawiają też publikacji programów kandydatów, zasłaniając się prawem autorskim. Wielkopolski marszałek udostępni tylko program zwycięzcy po podpisaniu umowy, bydgoski ratusz programy opublikuje dopiero po konsultacji z kandydatami. A publikacja programu powinna być przecież oczywistą konsekwencją startu w konkursie!
Kim są następcy Wodzińskiego i Grudzińskiej? Bydgoski konkurs wygrał Łukasz Gajdzis, były wicedyrektor teatru w Gnieźnie. W Bydgoszczy wyreżyserował komedię Klub kawalerów. Dyrektorem kaliskiej sceny ma zostać Bartosz Zaczykiewicz. W ostatniej dekadzie prowadził miejsca, w których zbyt wiele się nie działo — od 2012 r. jest dyrektorem artystycznym Teatru im. Horzycy w Toruniu, wcześniej kierował warszawskim Studiem w okresie jego zapaści (2007-09).
Przez ostatnią dekadę siłą polskiego teatru była jego decentralizacja. Najciekawsi reżyserzy — ci dopiero wschodzący, jak i ci najaktywniejsi — pracowali głównie poza stolicą (kolejno: Legnica, Teatr Wybrzeże w Gdańsku, Wałbrzych, zrujnowany właśnie Teatr Polski we Wrocławiu i inne). Dziś trend się odwraca. Posiadanie wiodącego teatru przestaje być ambicją miejskich czy wojewódzkich urzędników. Czołowi reżyserzy z młodego i średniego pokolenia pracują w Warszawie, a zaraz po niej — w Krakowie.
Samorządowcy sami skazują swoje miasta na status kulturalnej prowincji.