Artykuły

Premiera w „Kochanowskim" z polityką w tle

— Zależało mi na tym, żeby pokazać współczesny niepokój o rzeczywistość, która może nam się w każdej chwili rozsypać. Żyjemy w takich czasach, że upadek może być nagły i to na każdym polu — mówi Piotr Ratajczak, reżyser spektaklu Bez znieczulenia, po premierze w Teatrze im. Jana Kochanowskiego.

Spektakl Bez znieczulenia bazuje na scenariuszu Agnieszki Holland i Andrzeja Wajdy do filmu wyreżyserowanego przez tego drugiego. Premiera odbyła się w piątek na deskach Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu.

Rozmowa z Piotrem Ratajczakiej, reżyserem.

Łukasz Baliński: Jak to jest przekładać opowieść filmową na teatr?

Piotr Ratajczak: Z przekładaniem zawsze jest problem. Chodzi o to, żeby z takiego realistycznego obrazu uzyskać jakąś formę, która nie będzie przełożeniem 1:1 w rzeczywistości realnej. To jest zawsze próba znalezienia jakieś formy teatralnej, jakiegoś skrótu czy też metafory, która będzie oddawała esencję zdarzeń, esencję scen, esencję relacji między bohaterami. I to zawsze jest dla mnie najtrudniejsze zadanie przy posługiwaniu się filmem, jak znaleźć na scenie tak samo intensywne relacje i zdarzenia, bez udziału tej realistycznej kamery, która powoduje, że tak silny jest obraz filmowy.

Łapał się pan jednak na tym, że „Wajda zrobił tak, to ja muszę inaczej"?

Film zawsze będzie jakąś luźną inspiracją. Ale nie możemy w żadnej mierze na poziomie estetyki, zdarzeń i tekstu powielać filmu. Ja zawsze traktuję taki obraz jako swoistego rodzaju początek pracy. Tak samo autor tekstu Piotr Rowicki, który po swojemu pisze historię wprowadzając wątki współczesne.

Od razu więc odrywamy się od filmu. Jasne, że bawimy się tą inspiracją czy też legendarnymi aktorami, którzy występowali w tym filmie i są dla ludzi, którzy pamiętali film i na pewno rozpoznają znaki. Natomiast ani aktorzy przy inspiracji nie inspirują się aktorami z filmu, ani my nie inspirujemy się reżyserią, tylko chcemy stworzyć własną autorską opowieść.

Zdarzało się panu mówić aktorom np. bądź jak Zbigniew Zapasiewicz albo nie bądź jak Andrzej Seweryn?

Zdaje sobie sprawę, że obsada filmu jest fantastyczna i porównań się nie uniknie, a z drugiej strony powtarzam, że tworzymy autonomiczną jakość i wiadomo, że jak ktoś będzie chciał to będzie porównywał, ale gramy do innej bramki i na czymś innym nam zależy. Przede wszystkim szukamy własnych postaci, własnej energii, własnej prawdy, a nie kopiujemy, nie kalkujemy tych ról, które pojawiły się w filmie.

Przykładem postać, którą grała Krystyna Janda. W naszym przypadku praktycznie do samego końca szukaliśmy, kim ta grana przez Karolinę Kuklińską postać jest. Była sumieniem, śmiercią, zwykłą studentką itp. Początkowe wyjście poszło w nasze kierunki własne, gdzie chcieliśmy znaleźć odpowiedź, kto to jest.

Andrzej Wajda mówił wprost „nie o psychologię tutaj chodzi, ale o politykę!". A o co chodzi Piotrowi Ratajczakowi?

U nas jest podobnie. To nie jest w żadnej mierze spektakl psychologiczny. Oczywiście są elementy psychologii, ale nie o pogłębienie postaci nam chodziło w tych rolach. Raczej o pokazanie i zderzanie różnych postaw. Ci bohaterowie są często narysowani jedną kreską, ale to po to, żeby wyraźnie opowiadać historię i to co się dzieje miedzy tymi ludźmi. To po pierwsze, a po drugie zależało mi na tym, żeby przełożyć współczesny niepokój nas wszystkich.

A ten niepokój czego dotyczy?

Tej niepewnej rzeczywistości, takiej która może nam się w każdej chwili rozsypać. Tej rzeczywistości ekonomicznej, politycznej, egzystencjalnej, emocjonalnej. Żyjemy w takich czasach, że to spadanie może być nagłe i kończyć się kompletnym upadkiem na każdym polu. Wystarczy zbieg niekorzystnych okoliczności i jak powiada nasz bohater „zbieg nieszczęśliwych przypadków", albo — jak w jego przypadku — takie rzeczy „załatwia system".

Mam tu na myśli szersze pojęcie niż aktualnie rządzący. Bardziej chodzi o cały układ, w którym funkcjonujemy, czyli system wartości, o to jakie potrzeby świat w nas wywołuje, jak nami kieruje, jak próbujemy się w tym świecie poruszać.

Przed premierą mówił pan, że Wajda walczył z komunizmem. A z jakim systemem pan walczy?

My próbujemy walczyć o godność człowieka, który jest wyjątkowy bo wierzy w ideały i uważa, że należy żyć, a nagle zderza się z postaciami, które świat postrzegają inaczej. Bardzo jednak nie lubię emblematyzowania na zasadzie, że „wy jesteście komuniści, albo lewacy" bo się upominacie o człowieka itd. To mnie strasznie drażni.

W widowisku są jednak wyraźne sygnały bigoterii, postaw antyimigranckich, homofobicznych...

Zdaje sobie sprawę jak nasz świat jest podzielony, jak różne są opinie na różne sprawy, ale my też pokazujemy pewną rzeczywistość, idziemy za bohaterem, bo to nie zawsze jest tak, że my przedstawiamy od początku do końca jego poglądy. Lubimy go, ale te poglądy nie zawsze są naszymi.

Tak sobie skonstruowaliśmy postać dzisiejszego inteligenta, który wraca po wojnach i zderza się z rzeczywistością, której nie rozumie, bo te wartości, które on wyznawał nie funkcjonują w tym systemie. To w dodatku się zderza z jego wspomnieniami z wojny, gdzie ocierał się o śmierć, a teraz patrzy na świat mikry, podły, pełen słabości ludzkich. Nie jest w stanie go zaakceptować i nie chce.

Tym bardziej, że konfrontuje to z poczuciem, że w miejscach, w których przebywał, wszystko było czarne albo białe, przeżyje albo nie, albo się zastosuje się, albo nie. A tu, w środkowej Europie, nic nie jest jasne.

Racja. On zresztą mówi w pewnym momencie, że chce wyjechać do Afryki, bo „tutaj pogoda i klimat są niezdecydowane", a ja strasznie lubię to zdanie. Tam, na tych wojnach coś jest czarne, albo białe, ktoś jest katem, ktoś jest ofiarą, a tutaj wszystko jest rozlane, nie ma autorytetów, nie ma wartości, wszyscy grają. Nie wiadomo jak się opowiedzieć, jak być tym „prawym człowiekiem".

Wystawiając taki spektakl, nie boi są pan?

Już jesteśmy niejako doświadczeni w tych tematach po realizacji przedstawienia Biała siła, czarna pamięć w Białymstoku. Włączając w to protesty Młodzieży Wszechpolskiej, do dzisiaj trwające dyskusje radnych miejskich, którzy próbują ten spektakl zawiesić, etc. Były groźby, wykradanie scenariuszy, debatowanie kurii i działaczy politycznych. My jednak staramy się być uczciwi w tym co robimy i nie ma się co bać, bo jak zaczniemy, to chyba wszyscy w tym „popłyniemy".

W Opolu też były jakieś nieprzyjemności?

Nie. Tym bardziej, że pewnym momencie traci się chyba do takich spraw dystans. Wiem, że pewne postawy zostały pokazane w krzywym zwierciadle, ale raczej chciałbym żeby to prowadziło do weryfikowania swoich postaw, aniżeli wylewania swoich frustracji.

Aluzja do TVP jest ewidentna...

Nie jest to powiedziane (śmiech). Niech każdy sobie dopowie. Raz na jakiś czas nazywam tę telewizję mianem „reżimowej". I raz na jakiś czas włączam sobie ją, żeby zobaczyć jak wyglądały manipulacje za czasów komunizmu.

Bo to jest właśnie to. To jest tak paskudne i tak ohydne, że wywołują we mnie jakiś rodzaj bezsilności, objawy frustracji. Ta pycha, która pojawia się u ludzi, którzy wygłaszają te swoje „mądrości", jest dla mnie czymś potwornym i nie mogę się z tym pogodzić.

A propos dziennikarstwa… dzisiejsza kondycja tej profesji jest naprawdę tak ważna?

Dawno nie było tak, że dziennikarze stali się tak ważni. Wasza rola jest teraz niesamowicie kluczowa. Kluczowa, bo bardzo trudno jest funkcjonować w takim systemie, gdzie pewne postawy dają bardzo konkretne dobra, wpływy i finanse itd. I zachowanie w takim systemie swojego poczucia sprawiedliwości, etykiety i wyważenia racji, jest strasznie trudne.

Wierzę w to, że zawsze będzie grupa, która będzie broniła obiektywnych i najważniejszych wartości w naszym systemie demokratycznym. Wierze, że będą starali się stać na straży tych najważniejszych wartości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji