Artykuły

Lubię ten rodzaj prawdy w teatrze

Dwóch dorosłych, 37-letnich mężczyzn nagle staje na pierwszej próbie przed tymi sześcioma aktorami na pozycji półsierot i właściwie domaga się od nich  jakiejś miłości — mówi Michał Borczuch, reżyser spektaklu Wszystko o mojej matce.

Rozmowa z Michałem Borczuchem, reżyserem.

Gabriela Cagiel: Co poza tytułem łączy spektakl Wszystko o mojej matce z filmem Almodovara?

Michał Borczuch: Raczej luźne inspiracje. I obsada. Almodovar w swoim filmie obsadza sześć bardzo konkretnych aktorek, a zarazem wyraźnych postaci, poprzez które opowiada o swoim spotkaniu z kobietami, też spotkaniu z matką. W strukturze spektaklu i w obsadzie to się przekłada.

Nie boisz się trudnych, nietypowych projektów. Do spektakli zaprosiłeś już dzieci z domu dziecka w Szamocinie (Lepiej tam nie idź. Zmiany), osoby z autyzmem z Farmy Życia (Paradiso), ostatnio niewidomych (Faust). Teraz razem z Krzysztofem Zarzeckim podejmujecie się innego rodzaju wyzwania. Mówienie o waszych matkach, które umarły kilkanaście lat temu, gdy byliście jeszcze bardzo młodzi, też chyba nie należy do łatwych zadań.

Ja byłem dzieckiem, miałem niecałe siedem lat. Krzysiek miał 18.

To spektakl o pamięci? O odchodzeniu? O matkach?

To jakaś próba opowiedzenia o sobie — poprzez matki, poprzez to spotkanie z aktorkami i dramaturgiem Tomkiem Śpiewakiem, wreszcie poprzez teatr. Może ma to w sobie coś z narcystycznego przeglądania się w lustrze, ale myślę, że dla mnie i Krzyśka to jakiś ważny moment autorefleksji w życiu ludzi, którzy tworzą teatr. To odszukanie fragmentów wspomnień częściowo zachowanych przez dziecko, częściowo dopowiedzianych, częściowo wyobrażonych.

Czy to nie jest bolesne?

Im bliżej premiery, tym bardziej odbieram to jako coś niebezpiecznego. Musimy pracować z takimi pojęciami jak ekshibicjonizm czy narcyzm. Natomiast samo wprowadzenie matki czy osobistego bolesnego doświadczenia do teatru wydaje mi się czymś wspaniałym. Podejmowałem się już różnych nietypowych w polskim teatrze tematów, tworzonych z udziałem często wykluczanych grup albo opartych na innych zasadach, jak w przypadku Apokalipsy, więc w pewnym momencie wydało mi się czymś oczywistym, że jeśli robić teatr, to dlaczego nie czerpać z trudnych i intymnych spraw? Lubię ten rodzaj prawdy w teatrze.

Jak powstaje spektakl?

Zaczynaliśmy właściwie od zera. Były opowieści moje i opowieści Krzyśka, które dały początek dwóm częściom spektaklu. Tomek Śpiewak wyciąga z tego całego zdarzenia teatralnego — prób, ale i rozmów — esencje i rozpisuje sceny.

Pojawia się motyw teatru w teatrze?

Tak. Jest on lepiej widoczny w części Krzyśka, w której wchodzimy do teatru i obserwujemy relacje reżysera z aktorkami.

Zaangażowaliście sześć znakomitych i charakternych aktorek. Nie matkują wam?

Oczywiście, że tak. Dwóch dorosłych, 37-letnich mężczyzn nagle staje na pierwszej próbie przed tymi sześcioma aktorkami na pozycji półsierot i właściwie domaga się od nich jakiejś miłości. Ta obsada i te konfiguracje, które powstają, nie są przypadkowe. Wybierając takie, a nie inne aktorki mieliśmy absolutną świadomość, że one mogą w bardzo różny sposób zająć się naszymi opowieściami. Czasami oznacza to empatyczne wczucie się w role matek, czasami jest bardziej pazerne, czasami to nonszalanckie odruchy, ale i budowanie postaci z pewnego dystansu. W tej różnorodności osobowości scenicznych jest energia tego spektaklu. W tym są oczywiście też konflikty, które powodują nawet, że te matki czasami schodzą na dalszy plan. Nieprzypadkowa jest też Łaźnia Nowa — po doświadczeniu z Paradiso trudno mi było sobie wyobrazić, że robię go w jakimś innym miejscu — i całkowita wolność w doborze obsady.

Przykładowa scena?

Wyobraźmy sobie, że mamy 26 kwietnia 1986 roku i wybucha elektrownia w Czarnobylu. Poprzez opowieść, moją i aktorów, próbujemy opowiedzieć ten dzień z dwóch perspektyw — tego, co działo się w Czarnobylu minuta po minucie, godzina po godzinie, a z drugiej strony wspomnień sześcioletniego chłopca, który próbuje sobie wyobrazić ten dzień z perspektywy jego matki. Nie będziemy mieli w tym spektaklu do czynienia z linearną narracją, a raczej próbą wejścia w konkretny moment opowieści przy użyciu rozmaitych środków.

Jak realizowany jest spektakl?

Jeżeli to doświadczenie utraty matki w wieku sześciu lat jest doświadczeniem nie do opowiedzenia i nie do przekazania — mówię tutaj za siebie — to już samo w sobie ciekawe, bo to zmusza do myślenia w trochę inny sposób - o przestrzeni, geście, kolorze, słowie, dźwięku. Mamy monumentalną, betonową, wieloznaczną i abstrakcyjną scenografię Doris Nawrot. Muzyka Bartka Dziadosza jest bardzo emocjonalna, czasami sentymentalna, czasami mroczna. Do tego dochodzi reżyseria światła Jacqueline Sobiszewski, która w świetny sposób wzajemnie inspiruje się z przestrzenią.

Jakie będą twoje kolejne projekty?

Będą oparte na bardziej klasycznych zasadach. Nie da się ciągle poruszać w wyłącznie nietypowych projektach, bo w którymś momencie traci się ostrość widzenia.


Spektakl Michała Borczucha
Premiera spektaklu Wszystko o mojej matce w reżyserii Michała Borczucha odbędzie się w Łaźni Nowej w piątek (22 kwietnia) o godz. 19. Kolejne pokazy: 23-25 kwietnia. Cena: 30/50 zł.

Autor i dramaturgia: Tomasz Śpiewak, scenografia: Dorota Nawrot, muzyka: Bartosz Dziadosz, reżyseria światła: Jacqueline Sobiszewski. Obsada: Dominika Biernat, Iwona Budner, Monika Niemczyk, Halina Rasiakówna, Ewelina Żak, Krzysztof Zarzecki i Marta Ojrzyńska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji