Artykuły

Polak jest stworzony do wojny

Teatr Śląski z Katowic pokazał na festiwalu Pierwszy Kontakt Morfinę na podstawie znanej powieści Szczepana Twardocha. Toruńska publiczność poznała rewolucyjną wizję reżyserską Eweliny Marciniak.

O czym opowiada Morfina? Początek drugiej wojny światowej. Konstanty Willemann — utracjusz, rentier i morfinista — nie wie, czy jest Polakiem, Niemcem czy Ślązakiem. Wszyscy wymagają od niego, aby się określił. Był ułanem, przedstawia się jako artysta, a czas spędza na łatwych przyjemnościach. Być Polakiem? Taki dumny naród, a we wrześniu 1939 padł na kolana w trzy tygodnie? Bycie Niemcem pozwala mu zasmakować nieograniczonej władzy, dzięki temu czuje się zwycięzcą. Reżyserka Ewelina Marciniak rozbija tego bohatera na części, rozbiera jego osobowość z kolejnych warstw, ale na końcu widzimy pustkę. Willemann to człowiek bez szczególnych właściwości.

Oglądanie tego spektaklu z początku przypomina wsiadanie do pociągu w biegu. Wpadamy w sam środek świata ogarniętego szaleństwem. Aktorzy wcielają się w kilka ról, nie ma miejsca na psychologizm i tłumaczenie motywów działania bohaterów, którzy bardziej przypominają typy niż pełnokrwiste postaci. Rzeczywistość rozpada się na naszych oczach, kolejne części świata pogrążają się w narkotycznej malignie, giną i wytracają sensy. Spektakl gna przed siebie, tratuje wszystko na swojej drodze, wypada z torów — w pewnym momencie doskonale widzimy szwy teatralne: aktorzy są aktorami i zagadują publiczność, kwestionują swoją obecność w spektaklu, próbują się od niego odżegnywać.

Morfina to wizualny cukierek. Scenografia Katarzyny Borkowskiej otwiera kilka planów: mamy lśniące proscenium, w tle wielokolorowe pochyłe maty, udające polskie łąki i pola, a z boku toaletki, przy których przy widzach przebierają się aktorzy. Wystarczy powiedzieć, że finał przedstawienia stworzyło głównie światło — też zaaranżowane przez Borkowską. Niesamowitą pracę wykonał zespół Chłopcy Kontra Basia, który przygotował oprawę dźwiękową. Był nastrojowy jazz i swing, muzyczne cytaty z muzyki popularnej, m.in. z Davida Bowie, ale głównie atakował widownię tworzonymi na żywo samplami, pętlami, pogłosami, szumami i trzaskami.

Ewelina Marciniak odkrywa, że nasz patriotyzm karmi się konfliktem — wspiera go w tym samcza duma i kobieca uległość. Kraj wymaga bohaterstwa i męczeństwa — żona Willemanna marzy, że jej małżonek polegnie bohatersko w boju. Żywy jest mniej wart niż martwy. Marciniak zauważa, że lubimy ubierać swoją polskość w pomniki, zrutynizowane gesty i pozy. Z przyjemnością zakładamy płaszcz Konrada.

W tym pijackim wodewilu Matka Polka jest nimfomanką, ojciec Niemiec stracił przyrodzenie podczas wojny i nie uznaje się za mężczyznę, żona nosi żałobę za życia męża, bo chce, żeby został męczennikiem za sprawę. A żydowska kochanka prowadzi bohatera na zatracenie niczym demoniczne kobiety z prozy Witkacego. Męski pojedynek przypomina teatr skarpetkowych pacynek, a z ciała ofiary morderstwa sypią się plastikowe wnętrzności.

Ze spektaklu Marciniak można wyczytać, że wojna nie budzi w nas potworów — odkrywa w Polakach ich właściwą formę. Jesteśmy do niej stworzeni, wojna to dla nas naturalny stan skupienia. Niewiele trzeba wyobraźni i pracy, aby stać się bohaterem w Polsce i zasłużyć na kult. Wystarczy po prostu dać się zabić w odpowiednio tragicznych okolicznościach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji