Modrzejewska Anny Polony
Kiedy spotykamy się z Heleną Modrzejewską z tekstu Kazimierza Brauna, dobiega ona kresu swego długiego życia. Ma właśnie opuścić swój amerykański dom, co jest przejrzystym symbolem niedługiego już odejścia na zawsze. Chciałaby jeszcze odwlec chwilę wyjścia za próg, choć wszystko jest już w zasadzie zamknięte, spakowane, gotowe. Więc jeszcze przywołuje chwile spędzone tutaj, ale wnet dojdą do tego reminiscencje drogi jaką przebyła zanim tu dotarła. Od młodziutkiej adeptki, kochanki dwakroć od niej starszego Zimajera. potem pierwszej aktorki znakomitego zespołu dramatu i komedii Teatrów Rządowych w Warszawie do gwiazdy amerykańskiego (później także i angielskiego) teatru. Kiedy znalazła się w Kalifornii miała już 36 lat; po roku potrafiła opanować język angielski by wystąpić na scenie najpierw W San Francisco potem w Fifth Avenue Theatre w Nowym Jorku.
Szkicuję te etapy jej życia i kariery, bo będą wracały w czasie półtoragodzinnej psychodramy. Przed oczami widzów wielka aktorka Anna Polony wciela się w swą wielką poprzedniczkę Helenę Modrzejewską. Będąc cały czas sobą jest jednocześnie Tamtą - kobietą i aktorką, która na scenie była jakże naturalna, natomiast w życiu (do czego się przyznaje) stale niemal grała. Nie, nie był to fałsz czy udawanie: jak powie na końcu, ona tylko brała z każdej odtwarzanej postaci scenicznej to co najlepsze i starała się potem uczynić to swoją własnością.
Piekielnie trudne to zadanie dla aktorki grać aktorkę a przy tym taka bogata indywidualność. W dodatku postać jak najbardziej "historyczna", w której życiu znaczące miejsce mieli krócej czy dłużej, słabiej czy intensywniej arystokrata Karol Chłapowski, muzyk Ignacy Paderewski, pisarz Henryk Sienkiewicz, malarz potem święty Adam Chmielowski - Brat Albert. Jakżeż znakomicie potrafi Anna Polony oddać odmienność damsko - męskich układów. Jak wybornie charakteryzuje jej partnerów a zarazem niej samej - wobec nich i przy nich. Od romansowych przekomarzań, wręcz teatralnych, z Sienkiewiczem, do rozważań sensu życia z Bratem Albertem. Przez cały czas obecna na scenie; przez cały czas skupiająca na sobie uwagę widowni: w jakże podziwu godny sposób oddająca gamę nastrojów; rozładowująca dramat ogromnie "babską" małostką czy złośliwością; otwierająca się do granic ekshibicjonizmu i w niedługim czasie potem budząca szacunek uporem i konsekwencją w dążeniu do celu.
Zapewne, aktorka otrzymała tekst, który dał jej możliwość zaprezentowania swego talentu w całej panoramie. Miała też dobrze dobranego partnera: Jacek Romanowski był wieloma postaciami dramatu Pani Heleny; dyskretnie lecz przekonywająco kilkoma słowami i gestami szkicując ich łatwo rozpoznawalne pierwowzory.
Spektakl trwa półtorej godziny, a więc może dać kwintesencję, przekazać to co autor uznał za najważniejsze w życiorysie swej heroiny. Jest tego sporo. Oprócz podziwu dla kunsztu Anny Polony, widz wynosi także niemały ładunek poznawczy.