Artykuły

Ich życie - ich sny...

Przyznam, że stworzenie baletu pełnospektaklowego, którego bohaterami są uczniowie szkoły baletowej i włączenie go do repertuaru Teatru Wielkiego, jak obiecywał na konferencji dyrektor Wicherek, jest pewnym ryzykiem. W czasach, gdy teatry nie narzekają na nadmiar publiczności, tylko najodważniejszy może zdecydować się na taki krok. Pełna obaw, otoczona rozkrzyczanymi "milusińskimi" wchodziłam do gmachu przy pl. Dąbrowskiej. Czy tak młodym artystom wystarczy sił psychicznych i fizycznych na wypełnienie całego wieczoru? Wystarczyło!

Powstaniu spektaklu "Nasze życie, nasze sny" towarzyszyły dwa cele: jak najwcześniejsza konfrontacja z publicznością i prawdziwym teatrem oraz zareklamowanie szkoły. Dlatego jest to przedstawienie bardzo specyficzne, mające niekiedy charakter dokumentu, zapisu fragmentów życia szkolnego. Mały chłopiec spotykający przypadkowo uczennicę szkoły baletowej zostaje wprowadzony na lekcje, poznaje tajemnice zawodu, oprowadzony po teatrze obserwuje przygotowania do spektaklu i wreszcie sam spektakl.

Wyraźnie zarysowują sic dwie części odpowiadające obu członom tytułu. Pierwsza z nich to "nasze życie". Jak mieliśmy okazję zobaczyć nie takie znowu najłatwiejsze. Zaprezentowano fragmenty codziennej lekcji baletowej mającej ściśle określoną konstrukcję. Kolejno przerabiano ćwiczenia przy drążku, następnie na środku sali, później adagio i allegro (terminy baletowe nie odpowiadają terminom muzycznym). Te dwie ostatnie części zawierające już bardziej skomplikowane elementy tańczone były przez uczniów starszych klas. Zdecydowanie lepiej zaprezentowały się maluchy. Miałam wrażenie, że z wiekiem ulatuje gdzieś fascynacja tańcem, znika jego tajemnica. Mimo że ćwiczenia dla początkujących są bardziej monotonne - ze sceny ani przez chwilę nie powiało nudą. Publiczności udzieliło się napięcie i powaga jaką emanowali najmłodsi. Łącznikiem między dwiema częściami była etiuda "Bakcyl baletu". Bardzo krótka, zawierająca dużą dawkę humoru opowiadała o wcale niełatwej drodze, jaką musi pokonać mała tancerka aby zostać baleriną.

"Nasze sny" - to o czym marzy każdy artysta: tworzyć, tańczyć, występować. Druga część to już "prawdziwy" balet - polska prapremiera "Drewnianego księcia" z muzyką Beli Bartoka. Bardzo prosta opowieść o miłości i ukaranej pysze, osadzona w klasycznej bajkowej konwencji, specjalnie nakierowana na psychikę młodego widza. Wszystko było tam piękne, dosłowne i jasne (może tylko troszkę przejaskrawiono postacie Księcia i Księżniczki). Bardzo kolorowe dekoracje i kostiumy porywały w krainę baśni.

Scenograficznie spektakl opracowała Wanda Zalasa. Partie solowe poprawnie tańczyli uczniowie klasy ósmej i dziewiątej. Nie zauważyłam, niestety, wybitnych indywidualności. Może nie są to najlepsze roczniki, a może nie mogły sobie poradzić z dość trudną, bazującą na klasyce choreografią autorstwa pani Gorzkowskiej-Głowackiej. Chociaż.. pojawił się ktoś, kto ożywił ten spektakl. Nazywa się Adrian Rzetelski i tańczył Drewnianego Księcia. Oto paradoks - drewniana-postać, która jest wstanie poruszyć publiczność. Ten uczeń - bardzo dynamiczny, dość nieźle budujący postać sceniczną, ze wspaniałym skokiem i ciekawą choreografią (w tyrp akurat spektaklu) - zapowiada się na całkiem dobrego tancerza.

Pokazywanie indywidualności nie było nadrzędną ideą tego spektaklu. Zdaję sobie z tego sprawę i biorę poprawkę na premierową supertremę. Przed tą szkołą na pewno jeszcze bardzo dużo pracy. Jednak było w tym przedstawieniu coś, co tak rzadko widzi się wśród profesjonalistów: spontaniczna i radość z bycia na scenie, duma ze swoich umiejętności, świeżość. Nagrodą za to wszystko jest akceptacja publiczności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji