Poznań. Jeszcze o Paszporcie Polityki dla Szkotaka
Aż podskoczyłam z radości, kiedy usłyszałam z ekranu telewizora, że teatralny Paszport "Polityki" dostaje w tym roku Paweł Szkotak [na zdjęciu].
Nagle "cała Polska" dowiedziała się, że Poznań nie tylko aferami stoi, że ktoś od lat robi tu dobrą robotę docenianą na świecie, a do tego jest to teatr, więc dziedzina bliska memu ciału i duszy.
Artystyczną działalność Szkotaka obserwuję z bardzo bliska niemal od jej początków (wyłączając młodzieńczy okres bydgoski). Pamiętam spektakle jego studenckiego Teatru Wznowionego, pierwszą (i wszystkie kolejne) premiery alternatywnego Biura Podróży, oglądam to, co młody wciąż reżyser i dyrektor repertuarowego Teatru Polskiego robi teraz na scenach instytucjonalnych. I oceniam to - z większym albo mniejszym entuzjazmem.
Usłyszałam, że ta nagroda jest trochę jak musztarda po obiedzie. Cóż, Biuro Podróży powstało w czasach, kiedy o podróżach się marzyło, a o paszporty trzeba się było prosić (często bezskutecznie) na milicji. Dziś już ich nie potrzebujemy. Ale symboliczny Paszport "Polityki" przyda się niewątpliwie na nowe wyzwania, nowe drogi, nowe podróże. Bo Szkotak jakiś artystyczny etap ma już przecież za sobą - zostaje on za nim jako czas przeszły dokonany. Więc wolę traktować Paszport "Polityki" jak deser. I życzę smacznego: zarówno Szkotakowi, jak jego widzom na wszystkich dużych i małych, otwartych i zamkniętych scenach świata.