Piękna Iwona
KRAKOWSKI Stary Teatr pokazał najnowszą interpretację "Iwony księżniczki Burgunda" Witolda Gombrowicza. W spektaklu Horsta Leszczuka (czyli Grzegorza Jarzyny) Iwona jest postacią aktywną. Nie bezwładną, bezwolną kukiełką, jaką pokazują zazwyczaj interpretacje. Jest to bardzo trudna rola do zagrania - bez tekstu, słów, przeszłości i przyszłości postaci, a kończąca się śmiercią pozbawioną wzniosłości i znamion tragizmu. Trudno pięknie umierać, gdy człowiek dławi, się... "karaskiem w śmietanie".
Sztukę Gombrowicza łatwo można odczytać jako farsę, tekst wydaje się ciążyć ku wyjaskrawieniu zachowań ludzkich, gdy zetkną się z formą. Formą, która jest jednym z głównych problemów w twórczości Gombrowicza. Forma, styl i sposób bycia, który sami sobie narzucamy i który paraliżuje proste odruchy jest przekleństwem człowieka, od którego nie może się uwolnić. Dwór królewski jest idealnym miejscem dla jej rozkwitu ze względu na hieratyczność, konwenans i maniery o ściśle ustalonych zasadach. Został przedstawiony farsowo, głównie w kreacji Anny Polony jako królowej Małgorzaty i Mieczysława Grąbki jako króla Ignacego. Farsowo, nie groteskowo. Publiczność śmiała się nie tylko z tekstu Gombrowicza, ale także z pomysłów inscenizacyjnych. Para królewska obdarzona dużym temperamentem i prostotą rozumowania bawiła ogromnie.
GŁÓWNĄ parę bohaterów - Iwonę (Magdalena Cielecka) i księcia Filipa (Marek Kalita) reżyser wpisał w plan tragiczny, gdzie rolę fatum przejęła forma. Wprowadzone do spektaklu nieme sceny liryczno-miłosne pomiędzy Iwoną a Filipem pozwalają sądzić, że pomiędzy tą przypadkową parą istnieje coś więcej niż Filipa przeciwstawienie się wszelkim koniecznościom zachowań.
Wrażenie to pogłębia zderzenie niebanalnej urody Cieleckiej z tak przedziwną postacią, jaką jest Iwona. Pomimo iż w tekście kilka razy powtarza się o brzydocie narzeczonej i pomimo oszpecającego ją stroju - workowatego, w ziemistych barwach, skłonni jesteśmy uwierzyć, że tak widzi ją tylko dwór. Iwona jest w tym przedstawieniu postacią niewinno-piękną, ale jest zagrożeniem przez to, że nie mieści się w znanej formie i przez to demaskuje ten świat. Dlatego zostaje zamordowana. W tej "komedii" mord przez karaski w śmietanie jest bardzo brutalnym, przedstawionym dosłownie zmuszeniem dziewczyny do udławienia się. Ta scena przy opętańczej muzyce, jaką jest efekt nałożenia motywu z "Casanovy" Felliniego na łagodny barokowy taniec, jest obrazem dowodzącym, że farsowy dwór łatwo zamienia się w bezlitosne maski, dla których zabicie jest tylko kwestią przybrania odpowiedniej formy zachowania. Iwona walczy tu o życie i jest świadoma intencji dworu. Pamiętajmy, że nie wypowiada żadnego słowa.
Trudno zdefiniować Filipa. Rysem, który najżywiej dociera do widza jest jego neurotyczność. Można odnieść wrażenie, że działaniami księcia kieruje zmienność nastroju.
PRZEDSTAWIENIE kładzie nacisk na grę aktorską, niewiele jest rekwizytów, scenografia to ciemne ściany z kilkoma parami przeszklonych drzwi. Jest to spektakl, który porusza. Początkowe grubiaństwo efektów - poszturchiwania, ryki, które mają być śmiechem, podszczypywanie kobiet itp. powoli przechodzą w subtelniej szą grę, mniej "bezpośrednie" okazywanie emocji. Publiczność śmieje się często, po czym powoli ten śmiech zanika.
Końcowa scena jest już zupełnie liryczna: Iwona w białej sukni leży na czymś w rodzaju katafalku, wyłaniając się z ciemności. Jest biała i piękna... Przynajmniej jeśli chodzi o obraz.
Spektakl Horsta Leszczuka jest ciekawą propozycją interpretacji dramatu, pełną inscenizacyjnych pomysłów. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że niedawno skończył Wydział Reżyserii w PWST w Krakowie, to należy pogratulować. Jeśli zestawimy to przedstawienie z ostatnimi propozycjami Starego Teatru, to należą się gratulacje podwójne.