W kulturze uczestniczymy wszyscy
Przede wszystkim wyniki badań mówią o uczestnictwie w kulturze wysokiej, a nie o kulturze w ogóle. Sposoby, w jakie ludzie posługują się symbolami, są różne i trzeba do nich włączyć również pisanie blogów, chodzenie na koncerty Dody czy tworzenie ulicznego graffiti - a więc kulturę popularną. W kulturze uczestniczymy wszyscy, tylko na różne sposoby - pisze Mateusz Halawa w Gazecie Wyborczej.
Inna sprawa, to ocena estetyczna tych działań. Z całą pewnością nie można powiedzieć, że jeżeli ktoś nie był w filharmonii, to nie uczestniczy w kulturze. W kulturze uczestniczymy wszyscy, tylko na różne sposoby.
Najbardziej znacząca jest rozbieżność między tym, co ludzie robią, a tym, co deklarują, że człowiek kulturalny robić powinien. Te różnice znajdujemy zresztą w większości tego rodzaju badań. Z czego to wynika? Po pierwsze, ze specyfiki systemu edukacji, któremu co prawda skutecznie udaje się nam wpoić, że trzeba chodzić do opery i czytać literaturę piękną, ale który jednocześnie nie potrafi uczniom dać do rąk jakichkolwiek narzędzi, które pomogłyby tę elitarną kulturę zrozumieć, docenić czy najzwyczajniej w świecie polubić. Nic dziwnego, że większości osób, które przeszły przez polską szkołę, uczestnictwo w kulturze wysokiej kojarzy się z przykrym obowiązkiem, który nijak się ma do ich życia. Wiem, że mam czytać klasyków - nie bardzo wiem, po co. Po drugie, nie można zapominać, że elity kultury wysokiej często świadomie izolują się od mas. To zresztą logiczne - kultura wysoka może istnieć tylko przez opozycję do jakiejś kultury niskiej, którą ostatnio w polskim dyskursie o kulturze uosabia Doda. Problem w tym, że wydaje się, iż wiele instytucji kultury wysokiej w Polsce dba tak samo mocno o przyciąganie pewnych odbiorców, jak o zniechęcanie innych - hermetycznym językiem, protekcjonalnością, ostentacyjnym uświęcaniem często przeciętnych propozycji.
Lamentując, że odbiorcy są niechętni kulturze wysokiej, warto zastanowić się, czy przypadkiem to kultura wysoka nie bywa zbyt często niechętna odbiorcom.
***
Autor jest socjologiem ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie.