Artykuły

Wildstein chce zreformować TVP

- Są sfery, w których TVP nie powinna się ścigać z komercyjnymi stacjami. Chodzi o to, czy publiczna telewizja powinna prezentować wzorce postępowania pojawiające się np. w "Big Brotherze" i innych reality-shows. Moim zdaniem TVP powinna się od tego trzymać z daleka, co nie znaczy, że ma być nieatrakcyjna - mówi prezes TVP Bronisław Wildstein.

NEWSWEEK: Ludzie znający stosunki przy Woronicza mówią, że aby zmienić Telewizję Polską, trzeba ją najpierw zburzyć... BRONISŁAW WILDSTEIN: No tak... Żeby zreformować tak gigantyczną instytucję, należałoby dokonać twórczej destrukcji. Ale mamy to, co mamy. Ta telewizja jest, nadaje, nie można ogłosić stanu upadłości i zawiesić programu. Poza tym nie wszystko musi pójść do kosza - są programy i ludzie warci zachowania. - Od początku lat 90. żadnemu z szefów TVP nie udało się wyjść z Woronicza z tarczą. Ta instytucja grzebie kolejnych prezesów. - Ale też nikt nie dokonał głębokiej reformy. Najdalej posunął się Wiesław Walendziak, który wprowadził tutaj grupę nowych ludzi. Ale i on miał kłopoty ze zmianami, bo nie miał całkiem wolnych rąk. Zgodziłem się objąć funkcję prezesa nie dlatego, że będę miał z tego jakieś profity, ale dlatego, że to jest wyzwanie. TVP powinna być ważnym elementem życia publicznego. Jeśli uda nam się choć trochę spowodować, aby tak było, to gra jest warta świeczki.

Jest pan człowiekiem o bardzo wyrazistych poglądach. Nie obawia się pan, że pana prezesura podzieli ludzi w TVP?

- To prawda, mam wyraziste poglądy, ale przede wszystkim chcę tę instytucję zreformować. Myślę, że wszyscy ci, którym zależy, żeby TVP była porządną firmą, będą tu nadal pracować.

No to do konkretów. Jest pan antykomunistą - można tak o panu powiedzieć?

- Tak.

W tej firmie pracuje wielu ludzi z rozdania postkomunistycznego. Czy będą musieli odejść?

- Ja nie będę sprawdzał nikomu poglądów. Jeśli chodzi o antykomunizm, to o ile wiem, w konstytucji jest zapisane, że komunizm jest złem i nie wolno go propagować.

Pana poprzednik, Jan Dworak, zapowiadał, że współpracownicy PRL-owskiej bezpieki odejdą z TVP, ale nic nie zrobił. Twierdził, że nie miał instrumentów, aby się ich pozbyć.

- Sądzę, że można było zrobić więcej, niż zrobił Dworak. Ale zgadzam się, że prawo w Polsce jest chore - bo jak może w jednej firmie działać kilkanaście związków zawodowych, z ponad setką działaczy chronionych przed zwolnieniem?

Dziś w TVP pracuje sześć tysięcy osób. Z iloma będzie się pan chciał pożegnać?

- Sześć tysięcy... To bardzo dużo. Jak porównuję te liczby z telewizjami komercyjnymi, to ta wielkość nie ma usprawiedliwienia. Nawet jeśli

uznamy, że TVP powinna być ambitniejsza. Ale jeszcze nie wiem, ile osób trzeba zwolnić.

W jednym z wywiadów na pytanie, czy po pana przejściu do TVP zostanie tam tylko portier, odpowiedział pan: "A kto dał gwarancję portierowi?".

- To był żart. Ważne jest to, czy ktoś uczciwie pracuje i czy ma coś w ogóle do roboty. Pierwsza rzecz, która jest do zrobienia, to reorganizacja struktur w dziedzinie programów informacyjnych. Gdyby ogłosić konkurs na wymyślenie najgorzej funkcjonującej struktury, to TVP wygrałaby go.

Prezes Dworak twierdził, że w TVP kuleje publicystyka.

- Publicystyka nie jest powodem do dumy. Ale przede wszystkim mam zastrzeżenia do serwisów informacyjnych.

To będzie pana priorytet?

- To na pewno będzie ważne i będę chciał się tym zająć osobiście. Ale najpierw trzeba zreformować organizację pracy, wyznaczyć kompetencje i policzyć, ilu, jakich ludzi i gdzie potrzeba.

TVP powinna więcej programów robić sama, czy zlecać producentom zewnętrznym?

- Zdaję sobie sprawę z korzyści, jakie wynikają z tego, iż część produkcji jest robiona na zewnątrz. Pytanie, ile pieniędzy trzeba na to wydawać i jak współpracować z zewnętrznymi firmami. Bo zaczynam takie umowy przeglądać i, mówiąc oględnie, zaskakują mnie.

Spora część zewnętrznej produkcji jest zlecana firmom, które kiedyś należały do ludzi obecnie zajmujących wysokie stanowiska w TVP

- I to jest bardzo niepokojące. Bo oczywiście ktoś może powiedzieć, że zbył akcje takiej spółki, i że to nie ma związku... Ale zawsze niesmak pozostaje.

Odwieczny problem: ile misji, a ile komercji w TVP?

- Są sfery, w których TVP nie powinna się ścigać z komercyjnymi stacjami. Chodzi o to, czy publiczna telewizja powinna prezentować wzorce postępowania pojawiające się np. w "Big Brotherze" i innych reality-shows. Moim zdaniem TVP powinna się od tego trzymać z daleka, co nie znaczy, że ma być nieatrakcyjna. Ale atrakcyjność to nie jedyne kryterium dla publicznej telewizji. Bo w przeciwnym przypadku można by zapytać, dlaczego ta telewizja jest jeszcze publiczna i dlaczego dostaje pieniądze z abonamentu.

Jaką ze stacji chciałby pan naśladować?

- Zwykle mówi się o BBC. To dobry wzór.

Za pana kadencji politycy rządzącej koalicji pewnie będą mieli szeroki dostęp do TVP?

- Ja chcę zredukować obecność polityków w telewizji. Od razu. To jest taka polska aberracja, że politycy siedzą tu aż tyle czasu, że nie mają czasu zajmować się polityką. Ja ich odciążę od telewizji. Zdaję sobie sprawę, że będę miał konflikty z różnymi partiami. Ale tego się nie boję.

Będzie mniej polityków na ekranie, ale więcej w zarządzie TVP. Bo kim jest Sławomir Siwek, były współzałożyciel Porozumienia Centrum? Albo poseł PiS Jan Ołdakowski?

- Ołdakowski na pewno nie wejdzie do zarządu. Co do pana Siwka to jeszcze nie wiem, ale jeśli zostanie członkiem zarządu, to niejako polityk - ma podobno jakieś namaszczenie ze strony Kościoła. Oczywiście będą w kierownictwie TVP ludzie z nadania politycznego, ale jestem przekonany, iż zrozumieją, że mamy wspólny interes, aby robić publiczną telewizję.

Zdoła pan ich przekonać?

- W zarządzie ma być pięć osób, ale mój wpływ jako prezesa będzie duży. Jeśli okaże się, że nie jestem w stanie się porozumieć, to zrezygnuję.

Jeśli na pana biurku będzie dzwonił telefon od Jarosława Kaczyńskiego albo Romana Giertycha, to co?

- To porozmawiam. Jestem grzecznym człowiekiem. Dlaczego nie rozmawiać z człowiekiem, nawet jeśli jest politykiem?

A jeśli oni będą pana do czegoś zmuszać?

- Nawet jeśli politycy występują we własnej sprawie, to te zastrzeżenia można brać pod uwagę. Ale to nie znaczy, że będą mi coś dyktować.

Ile pan daje sobie czasu?

- Całą kadencję. Mam nadzieję, że po pół roku, najwyżej roku będzie widać efekty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji