Artykuły

Wszystko na sprzedaż?

Nasi ulubieńcy znikają pewnego dnia ze scen, estrad i ekranów, a po jakimś czasie docierają do nas słuchy, że robią karierę albo majątek z dala od ojczyzny. Czasem taki wyjazd traktowany jest jako wizytówka polskiej kultury - stymuluje dumę: nasz człowiek w Hollywood czy w Paryżu.

Nie wszyscy jadą do Berliner Filharmonischer Orchester von Karajana, Opery Rzymskiej, La Scali, Deutsches Staatsoper, nie mówiąc już o Metropolitan Opera w Nowym Jorku (takie wydarzenie nawet w biuletynie Pagartu drukuje się wersalikami). Większość jedzie do zwykłej scenicznej czy estradowej "harówki", świadczenia artystycznych usług w mniej znanych orkiestrach, zespołach, lokalach, kurortach itp. Nierzadko rezygnując ze swych artystycznych ambicji, poniżej aspiracji i talentu. Tacy są najmilej widziani:

więcej umieją - mniej wymagają.

Większość jednak - w tym ci najwięksi: Penderecki, Lutosławski, Krenz, Ochman - mieszka w kraju. Inna sprawa, że wyjeżdżają tak często i na tak długo, że w kraju są rzadkimi gośćmi.

Niektórym jest wygodniej mieszkać tam. Do tych należą: Krystian Zimerman, Ewa Osińska, Teresa Kubiak, Jacek Kasprzyk, Teresa Żylis-Gara, Stefania Toczyska.

Przyzwyczaili nas do tego, ie wyjeżdżają muzycy i śpiewacy. Od jakiegoś czasu robią to i aktorzy. Jadą zachęceni przykładem Olbrychskiego, Pszoniaka, Seweryna i pięknych Polek: Liliany Głąbczyńskiej (ponoć bardzo się podoba w tzw. mydlanych operach (soap opera w amerykańskiej telewizji), czy Joanny Pacuły, która zagrała w kilku niezłych, ale nie wyświetlanych u nas filmach, a w ubiegłym roku wręczała w Hollywoodzie Oskary. Podobno aż gdzieś w Australii goni za sławą dzielny Janosik Marek Perepeczko z żoną Agnieszką Fitkau.

We Francji aktorów przecież nie brakuje, a mimo to kilku naszym powiodło się w Paryżu. Jest ich tam podobno tylu (podobno, bo nie wszyscy wyjeżdżają oficjalnie przez Pagart i tych trudno zrachować), że można by skompletować obsadę sporego dramatu, i cieszą się popularnością. Nie wiadomo, na ile jest to zasługa ich talentu, na ile - swoistej egzotyki. Popularność Pszoniakowi i Sewerynowi - a Wajdzie Legię Honorową - przyniósł film "Danton" reklamowany, jak mało który film polski. Pszoniak gra obecnie w teatrze w Chaillot. Daniel Olbrychski mniej się podobał jako Rett Butler w "Przeminęło z wiatrem" wystawionym w Theatre Marigny. Zagrał też w paru filmach, a obecnie kręci film o Schubercie dla telewizji austriackiej. Na honorowym miejscu w Pagarcie wisi dyplom: "Le ministre delegue a la culture nomme par arrete de ce jour monsieur Daniel Olbrychski officier de l'ordre des artes et des lettres".

Eugeniusza Priwiezencewa od dłuższego czasu oklaskują widzowie w Companie Katherine Adamov w Neuilly sur Seine. Krystyna Janda próbuje swych sił w RFN, tam nakręciła film "Szpiegu wstań", a obecnie gra w "Eine Innhalb-Stunden Nacht", Bogumił Linda, Anna Biedrzyńska, Jadwiga Jankowska- -Cieślak, Grażyna Szapołowska, Jan Nowicki - często pracują w Budapeszcie. Leon Niemczyk uchodzi za jednego z najpopularniejszych aktorów w NRD.

Po całym dosłownie świecie wędrują...

...i przekazują na kursach aktorskich swoje doświadczenie aktorzy z dawnego Teatru Laboratorium Grotowskiego. On sam od paru lat przebywa w USA. Były lider zespołu, Ryszard Cieślak, bierze udział w widowisku "Mahabharata", wystawionym przez Petera Brooka w Paryżu.

Chętnie zapraszani i angażowani są nasi reżyserzy i scenografowie. Wystawienie sztuki to cała inwestycja, dlatego zagraniczni kontrahenci nie eksperymentują i doskonale wiedzą kogo warto, kogo opłaca się sprawdzić. Wielu naszych reżyserów współpracuje z pewnymi teatrami już całe lata. Można przy tym zauważyć pewną prawidłowość: kiedyś sporo reżyserował za granicą Dejmek, od niedawna - Hanuszkiewicz.

Erwin Axer jest, można powiedzieć, prawie na etacie w wiedeńskim Burgtheater. Trio scenografów: Xymena Zaniewska, Ivo Zaniewski i Mariusz Chwedczuk, od lat współpracują z Deutsches Theater w Getyndze. Szajna po sukcesach "Repliki" w RFN, wystawi ją niebawem w "Habima National Theatre" w Izraelu. Kantor wciąż ożywia swą "Umarłą klasę": we Włoszech, RFN, Francji (gdzie ostatnio otrzymał Legię Honorową). Niewiele jest teatrów w Europie, gdzie by nie wystawiał Henryk Tomaszewski. Obecnie pracuje nad sztuką w Titisee- -Neustadt w RFN, Hanuszkiewicz najczęściej reżyseruje w Finlandii i w RFN. W Saarlandisches Staatstheater Saarbrucken, ma "zaklepane" sezony do końca tej dekady Lech Hellwig-Górzyński, były wykładowca warszawskiej PWST, od paru lat uczy sztuki aktorskiej w Meksyku.

Polscy filmowcy cieszą się największym wzięciem w RFN i we Francji. Najbardziej "zasiedziały" na Zachodzie jest Jerzy Skolimowski, którego "Fuchę" pokazała nam właśnie telewizja. Andrzej Żuławski gotów jest przyjechać do Polski, ale tylko pod warunkiem, że ukończy "Na srebrnym globie". Obecnie kręci we Francji. Krzysztof Zanussi przygotowuje się w Wielkiej Brytanii do kolejnej wersji "Królowej Krystyny". Agnieszka Holland (z punktu widzenia NZK - "nieunormowana") kręci w RFN. Janusz Kijowski w Belgii, Andrzej Kostenko pomaga Polańskiemu przy "Piratach". Mieczysław Lewandowski pracuje dla zachodnioniemieckiej telewizji, gdzie realizuje serial telewizyjny "Anderland" dla wytwórni Eikon Munchen. Wojciech Has natomiast pertraktuje z Francuzami w sprawie realizacji filmu "Osioł grający na flecie". Ogromną renomą cieszą się nasi operatorzy - obecnie 15 pracuje poza krajem. Na przykład Edward Kłosiński, Sławomir Idziak, Witold Sobociński świadczą swe usługi w RFN. Niemcy zachodni upodobali naszych operatorów nie tylko w uznaniu ich talentu. Są znacznie tańsi od kolegów niemieckich, choć często lepsi.

85 procent wyjeżdżających poprzez PAGART na kontrakty długoterminowe to...

... muzycy "poważni" i "rozrywkowi".

Może to świadczyć, że polska szkoła muzykowania jest ceniona w świecie. Można spotkać się z opinią, że w kraju nie mają gdzie ani ma czym grać. Częstym motywem wyjazdu jest chęć czy wręcz potrzeba kupienia dobrego instrumentu, na który trzeba mieć sporo dolarów oraz zdobycie środków na mieszkanie.

W ubiegłym roku Pagart wyeksportował ponad 750 muzyków oraz tancerzy i śpiewaków, z czego prawdę połowa to tzw. smyczkowcy: skrzypkowie, altowioliści, wiolonczeliści. Pagart urządza przesłuchania dla zachodnich kontrahentów, ale najczęściej muzycy sami znajdują sobie pracę i angaż, a potem kontrakt przynoszą do Pagartu, czy innego impresariatu. Najlepszą okazją do takiego nawiązywania kontraktów są wyjazdy polskich orkiestr za granicę. Między jednym koncertem a drugim jest zawsze trochę czasu, żeby wyskoczyć gdzieś do agencji, teatru czy lokalu, i dać się posłuchać. Ale kontrakt w kieszeni, to jeszcze nie wszystko. Trzeba mieć zgodę ma wyjazd, a zgodę można dostać pod warunkiem, że się ma co najmniej pięć lat "przegrane" w kraju. W przypadku odmowy trzeba zwolnić się z pracy i postarać o zaświadczenie z kilku instytucji muzycznych, że nie można znaleźć dla siebie miejsca. Zdobycie odmowy dla dobrego muzyka nie jest trudne. Dobry muzyk zawsze tak potrafi zagrać, żeby nikt takiej "miernoty" nie chciał zaangażować. Czasem opłaca się być "gorszym", bo taki gorszy, gdy wyjedzie, ma lepiej niż lepszy w kraju. Maksymiuk daje zgodę łatwo - kolejka chętnych czeka. Trudniej zdobyć zgodę w mniej renomowanych zespołach, do których muzycy się nie gamą, a kiedy wyjedzie ich paru - zespół może się rozlecieć. Doszło nawet do tego, że "smyczkowcom" i tancerzom, na których za granicą jest największe zapotrzebowanie i którzy cieszą się dobrą opinią (w instrumentach dętych nie jesteśmy tak dobrzy) Ministerstwo Kultury zamknęło szlaban. Tak więc, kiedy orkiestra symfoniczna w Bangkoku zwróciła się z propozycją zatrudnienia kilku skrzypków. Departament Muzyki Ministerstwa Kultury i Sztuki wystosował pismo, w którym informował tajlandzkiego kontrahenta, że skrzypków wysłać im nie możemy, możemy natomiast zaproponować zatrudnienie muzyków z grupy instrumentów dętych...

Niedawno rozgorączkowały opinię publiczną "samowolne" wyjazdy tancerzy: Katarzyny Gdaniec z Gdańska oraz Janusza Mazonia i Anny Grabki, solistów Teatru Wielkiego w Warszawie. Pierwsza - po wygraniu konkursu młodych tancerzy w Gdańsku - wyjechała na konkurs w Lozannie, tam ją zobaczył Bejart - i jut nie wróciła. Jest pierwszą Polką tańczącą w Balecie XX Wieku. Niby dla polskiego baletu chwała, ale Gdańsk, gdzie stawiała pierwsze kroki na pointach - ma jej za złe. Mogłaby jeszcze postartować w paru konkursach (to i dla szkoły większa chwała), "wykreować się do końca" i dopiero potem wyjechać. Nie wiadomo tylko, czy Bejart chciałby czekać. Nie chcieli również dłużej czekać Mazoń i Grabka. Od długiego czasu mieli już w kieszeniach zaproszenie od nie mniej sławnego Johna Neumeiera, ale ów szlaban był nie do przebycia. Wyjechali w końcu turystycznie.

Nie mają kłopotów wyjazdem muzycy "rozrywkowi". Nikt im wyjeżdżać nie zabrania, przeciwnie - chętnie się ich wysyła, a wszędzie przyjmują ich z otwartymi ramionami. Gwiazdy Opola i Kołobrzegu grają i śpiewają w lokalach, hotelach, kurortach i na statkach. Tych ostatnich nazywają "liniowcami". Odwiedzają Skandynawię, Austrię, Szwajcarię, Holandię, RFN (gdzie z kurortów wyparliśmy nawet Czechów i Węgrów - tradycyjnych muzyków przygrywających znudzonym kuracjuszom), Kuwejt, Cypr, Egipt ("trudny kraj, bo waluta niewymienialna"), a nawet Japonię. Byli tancerze Mazowsza i zespołu Politechniki Warszawskiej założyli zespół "Gaik" i

bawią Japończyków "słowiańskim folklorem".

Uroki słowiańszczyzny regularnie roztaczają nasze piosenkarki w paru nocnych klubach Paryża: Jadwiga Strzelecka, Marianna Wróblewska, Ewa Śnieżanka, Ewa Kuklińska, Jolanta Kubicka, Krystyna Prońko. Najbardziej doświadczoną wśród nich "słowianką" jest Helena Majdaniec.

W USA nasi artyści najchętniej odwiedzają kluby polonijne. Jest ich tyle, że można tam grywać cały rok na okrągło. Tę robotę szczególnie polubili min. niektórzy członkowie dawnego "No to co", Waldemar Kocoń, czy były lider "Skaldów" Andrzej Zieliński, który od paru lat tam właśnie "goni króliczka". Miał tam zrobić karierę, ale nie zrobił, Krzysztof Krawczyk. W tym rokn bawili rodaków za oceanem: "2+1", Banaszak, Sośnicka, Sipińska, Niemen, Poznakowski, Jarocka, Wodecki, Kozłowska, Majewska, Rodowicz i inni.

Za elitę wśród muzyków rozrywkowych uznawani są "liniowcy". Opanowali najbardziej ekskluzywne statki świata (bilet - 4 tys. dol. za "osobotydzień"), pływające po gorących morzach świata - od Morza Śródziemnego po Karaibskie. Należą do załóg statków renomowanych linii turystycznych: Royal Viking Line, Royal Caraibien Line, Sea Goddes Cruises, Saga Fijord, nie licząc drobnicy: promów na Morzu Śródziemnym czy Bałtyku. Praca dobrze płatna (1000 dolarów plus pełne utrzymanie), ale

ale nie zawsze bezpieczna. Ostatnio, przy okazji porwania włoskiego statku "Achille Lauro", dowiedzieliśmy się, że do momentu porwania rejs umilały nasze gwiazdy: Sabat i Wojciech Gąsowski.

Wśród "liniowców" rekord dzierży mało albo i wcale u nas nie znany zespół "Rama 111", który od parunastu już chyba lat krąży od wyspy do wyspy po Karaibach. Podobnie równie mało znany "Progres". Zamustrowała również "Roma", a także Wojciech Korda, Henryk Majchrzak, Czesław Majewski i wielu innych. Nie wszyscy się tym specjalnie chwalą, w odróżnieniu od dwóch "liniowców"-weteranów" Andrzeja Dąbrowskiego i Wojciecha Karolaka.

Wojciech Karolak tłumaczył w jednym z wywiadów, że absolutnie nie ma to nic wspólnego z przygrywaniem w knajpie u nas. Określił to jako subtelne swingujące akompaniowanie gościom, sączącym drinki pod rozgwieżdżonym niebem tropiku. Dumny z tego, że ma kwalifikacje pozwalające mu pracować na najbardziej ekskluzywnym statku świata "Sea Goddes", jest Andrzej Dąbrowski. Choć nie uczyniło go to jak dotąd milionerem, do czego otwarcie się przyznaje czytelnikom "Przekroju".

Dochody bywają różne. Zależy kto kogo angażuje. Od paruset dolarów dla zwykłego gastmusikera do dziesięciu tysięcy dla wielkiego śpiewaka. Z tego artysta musi opłacić różnego rodzaju różnej wysokości - zależnie od kraju - podatki; oddać część (5-10 proc.) agentowi zagranicznemu. 10-15 proc. Pagartowi, a za resztę opłacić podróże, mieszkanie, wyżywić się. Bywa ta zostaję naprawdę niewiele i całe przedsięwzięcie ratuje ów "przelicznik 600". Tak przynajmniej utrzymują ci, którzy tam pracują. Pagart dba o to, żeby kontrakty były jak najlepsze. To nie altruizm - od tego zależy wysokość pobieranej prowizji.

Taka jest statystyka wyjazdów - z konieczności niepełna, bo nie sposób zliczyć wszystkich wyjazdów "niekontrolowanych", prywatnych.

To dobrze, iż nasi artyści wyjeżdżają, że bywają zapraszani również przez najbardziej renomowane placówki kulturalne za granicą, świadczy to przecież o tym, że zostali dobrze przygotowani do wykonywania zawodu, że uczą się wśród najlepszych.

Ale - trzeba powiedzieć i o tym - wyjeżdżają czasem również dlatego, że nie znajdują w kraju odpowiednich warunków - nie tylko materialnych - do dalszego rozwoju na miarę talentu.

To prawda, że artyści są w dzisiejszym świecie "towarem", którym handlują wszyscy i wszędzie, więc nie ma powodów do niepokoju. Niepokój powstaje jednak wtedy, gdy wszystko to odbywa się naszym kosztem - myślę o publiczności naszych sal koncertowych, kin i teatrów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji