Artykuły

"Zygmunt August" i "Klątwa", tragedie St. Wyspiańskiego. Otwarcie sezonu

Pod znakiem poety doby przełomowej, co stanął na rubieży nowego okresu w dziejach naszego narodu, który po dniach przygnębienia i pesymizmu, nieomal krańcowego, budzi się do nowego życia z wiarą w siebie i swoje niepożyte siły - rozpoczęła w minioną sobotę dyrekcja Teatru Polskiego sezon bieżący, a zarazem nowy okres w życiu sceny polskiej w Łodzi.

Stanisław Wyspiański, marząc i pisząc u stóp Wawelu, wsłuchany w echa świetnej niegdyś przeszłości naszej, co przemawiała doń wymownymi słowy z mnóstwa pamiątek nagromadzonych w Krakowie; malarz i poeta, snujący z bogatej swej wyobraźni barwne obrazy, był jednocześnie gorącym patriotą, którego dusza bolała wobec banalności czasów nam współczesnych i tego straszliwego pesymizmu, co jak rdza osiadał na duszach naszej młodzieży, znajdował wyraz w jej pracach i utworach, jak rdza trawił siły odporne narodu i groził klęską w dążeniach ku jego odrodzeniu.

Tworzył więc wspaniałe dramaty i tragedie z czasów minionej świetnej przeszłości, to znów jak w "Weselu" tragiczne obrazy doby współczesnej, w których; wyraźnie przebłyska wiara w odrodzenie nasze. Uczuł, że w zmienionych warunkach i na innych wprawdzie niż dawniej szlakach ogólnego postępu, w walce, której wodzem - wytrwałość, a orężem - wiedza i praca, byle jeno "umieliśmy chcieć, możemy wiele mieć".

Kierownik naszego teatru, zdając sobie dobrze sprawę ze znaczenia, jakie posiada w najnowszej literaturze naszej Stanisław Wyspiański, nader trafnie ułożył program inauguracyjnego widowiska w nowym, tymczasowym przybytku Sceny polskiej.

Rozpoczął je fragment tragedii "Zygmunt August", obraz z doby najświetniejszej w dziejach naszych, z doby Jagiellonów. Jest to tylko jedna niewielka scena, rozegrana w zamku Radziwiłłów pod Wilnem, scena pożegnania z Barbarą Zygmunta Augusta, którego, jako przyszłego króla potężnego państwa, powołują do Krakowa sprawy publiczne.

Już w tym fragmencie postać Zygmunta zarysowuje się nader plastycznie i w całej pełni ujawnia genezę owej tragedii dziejowej, co złamała energię monarchy potężnego umysłu i wielkiego serca, przez przedwczesną śmierć ukochanej głęboko małżonki.

Już w tym fragmencie siła i moc talentu Wyspiańskiego ukazuje się w całej pełni, zdobna w blaski przeczystej poezji.

Wystawiono go wspaniale i stylowo, dzięki pomysłom i wykonaniu kierownika części dekoracyjnej naszego teatru, artysty malarza p. E[ustachego] Pietkiewicza. Odegrano dobrze, ale zbyt sztywno. P. [Karol] Borowski modulował nader umiejętnie głos przy uzewnętrznianiu uczuć, miotających w danej chwili duszą Zygmunta Augusta, pani [Halina] Starska dobrze odczuła i pojęła tkliwą duszę Barbary, ale oboje za mało życia wleli w odtwarzane postacie, więcej deklamowali, niż grali.

Drugą część widowiska wypełniła "Klątwa" Wyspiańskiego, subtelna tragedia, której motywem odkupienia winy przez ofiarę, bo nie ma klęski, której dobrowolna ofiara zażegnać by nie mogła.

Pleban wiejski zmazał się grzechem, złamał śluby czystości i stał się ojcem dwojga dziatek. Grzech ten oprócz zgorszenia sprowadził gniew Boży, w postaci klęski posuchy. Nie pomagają błagania i modły, więc stary pustelnik, do którego lud udał się po radę, przypomina prastary obyczaj, dawnej pogańskiej wiary, który nakazuje, by wznieść stos ofiarny na pustkowiu, a jego dymy sprowadzą pożądany deszcz, lecz trzeba na stosie złożyć ofiary. Pustelnik myśli o ziemiopłodach. Dawna jednak wiara wymagała, by ci, co byli źródłem i płodem grzechu, spłonęli żywcem dobrowolnie na stosie. Młoda, podsłuchawszy księdza, zwierzającego się matce, że trapi go myśl, iż jego dzieci i Młoda, z którą żył jak z żoną skazani są na wieczny ogień piekielny, postanawia oddać siebie i dzieci na dobrowolną ofiarę i idzie z nimi na stos w płomienie. Upragniony deszcz obficie zlewa ziemię, klęska posuchy ustała. Taką jest w streszczeniu treść tragedii, którą również wystawiono wspaniale z wielką plastyką dekoracji. W wykonaniu "Klątwa", świetnie wyreżyserowana, zwłaszcza w scenach zbiorowych, silne wywarła wrażenie.

W poszczególnych rolach wyróżniła się przede wszystkim Młoda w grze panny Trębińskiej [właść. Oktawia Trembińska], traktowanej z realizmem i silnym odczuciem sytuacji.

Należy również wyróżnić grę pełną uczucia i głębszego wniknięcia w jej podkład psychologiczny pani [Ady] Kosmowskiej, w roli Matki, oraz bardzo dobrą grę pani [Jadwigi] Żmijewskiej-Pietkiewiczowej w roli Dziewki.

P. [Andrzej] Mielewski rolę księdza traktował z właściwym sobie pietyzmem dla sztuki, wyraziście, ale bez skupienia, co potęguje grozę tragiczną. Świetną była gra p. [Stefana] Jaracza w roli Dzwonnika; podkreślić również należy pełną prostoty i realizmu grę p. [Kazimierza] Kamińskiego w roli parobka, oraz bardzo dobrą grę p. [Bolesława] Bolesławskiego w roli Pustelnika.

W sumie ogólnych wrażeń zaznaczyć nam wypada życzenie, by artyści naszego teatru zwrócili baczną uwagę na dykcję, która u wielu z nich, zwłaszcza pań, częstokroć wychodzi zbyt zamazana.

Stanisław Łąpiński.

***

Po skończonym widowisku w lokalu Stowarzyszenia Techników staraniem Towarzystwa Teatralnego odbyła się skromna biesiada, wydana dla przedstawicieli prasy warszawskiej i gości pokrewnych towarzystw, którzy dość licznie przybyli na uroczystość otwarcia tymczasowego siedliska sceny polskiej w Łodzi.

Szereg toastów rozpoczął prezes Towarzystwa Teatralnego p. Antoni Stamirowski, skreśliwszy w krótkich zarysach ów krytyczny moment, w którym scena polska w Łodzi znalazła się naraz bez dachu. Następnie, zaznaczywszy tymczasowość świeżo otworzonego przybytku tej sceny wzywał obecnych, by myśl budowy gmachu teatralnego, godnego dostojeństwa sztuki polskiej stała się im drogą i jak najprędzej mogła być wcieloną w czyn.

Na tym tle przemawiali następnie p.p.: Konczyński, który mówił polskiej literaturze dramatycznej, p. Józef Kotarbiński, skreślając sylwetkę Wyspiańskiego co stanął na przełomie 2 epok i pijąc na cześć kobiet, które w sztuce dramatycznej pierwsze zajmują miejsce, są jej światłem i zapałem, p.p. Barciński, Hertz, Golc, Gorczyński Bolesław, w imieniu komediopisarzy polskich, Iwański, przedstawiciel lubelskiego Towarzystwa Teatralnego Chojnowski, Stanisław Łąpiński i Wiktor Czajawski, zwracający uwagę zebranych, że i przed Zelwerowiczem tutejsza scena polska miała piękne okresy, jak za czasów ś.p. Michała Wołowskiego, który wysoko podniósł jej poziom artystyczny. Goście warszawscy wyrazili podziw i uznanie dla faktu, że w 140 dni niespełna stanął w Łodzi tymczasowy wprawdzie, ale bardzo przyzwoity teatrzyk, co dobrze świadczy o energii i umiłowania przez łodzian sceny ojczystej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji