Dni powszednie pani magister (fragm.)
Mam na sobie biały fartuch. Stawiłam się do pracy,tak jak inne moje koleżanki z drugiej zmiany,na godz. 14.30. Piszę "koleżanki",a przecież znamy się dopiero od wczoraj,kiedy to zgodzono się,abym przez parę godzin przeszkadzała za apteczną ładą,rewanżując się jedynie pomocą przy podawaniu klientom waty,plastra opatrunkowego i ligniny... Przed okienkiem:"wykonywanie recept" dosyć długi ogonek. Jedna z klientek: opowiada panu,który stoi za nią,że żałuje,iż poszła na "Nosorożca" i dosyć głośno,przekonuje go o słuszności swego zdania. Pan w dosyć zawiły sposób uzasadnia,dlaczego nie przychyla się do jej opinii...