Artykuły

Historia z kazamatów odzyskana

Promocja książki Magdaleny Raszewskiej "Teatr Narodowy 1949-2004" otworzyła w piątek obchody 240-lecia Teatru Narodowego. Teatr Narodowy działa już 24 dekady. Jubilat z przyjemnością przyznaje się do podeszłego wieku, co więcej, od wczoraj może wiele minut ze swojego życia udokumentować i pokazać w kolorze. Zawdzięcza to Magdalenie Raszewskiej, która opracowała ostatnie 55 lat jego powojennej historii - pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Na promocji książki "Teatr Narodowy 1949-2004" przeszłość mieszała się jednak z bolesną współczesnością - spotkanie otworzyła minuta ciszy poświęcona zmarłemu poprzedniej nocy Pawłowi Konicowi, twórcy sceny impresaryjnej Teatru Małego.

Te 240 lat to dla teatru dopiero początek dalszej drogi. Zapewnił o tym gości wieczoru dyrektor Jan Englert, który obiecał, że zaprosi wszystkich na kolejny jubileusz za dziesięć lat. Dodał też, że nie przypadkiem obchody inauguruje taki bibliofilski akcent. - Z naszej sztuki najmocniej zostaje to, co o nas napiszą. Zwłaszcza jeśli jest to dokument pisany emocjami i pasją - podkreślił. O pasji, a nawet miłości, mówił również Tadeusz Nyczek - pierwszy czytelnik książki. Przyznał, że jego miłość do autorki wybuchła z nowa siłą, gdy zdał sobie sprawę, ile archiwów, magazynów i wojskowych kazamatów (wiele materiałów źródłowych do dziś znajduje się na terenie Twierdzy Modlin) musiała ona przeszukać. Nyczkowi towarzyszył efektowny rekwizyt - książka w stanie surowym, czyli plik kartek czarnych od drobniutkiego druku. Z zegarmistrzowską cierpliwością wydobywał spośród nich śmieszne, absurdalne, a nawet przerażające fragmenty. Ucieszny po latach wydawał się pomysł uczynienia Narodowego miejscem spotkań tkaczki, robotnika i literata (miano zlikwidować, rzecz jasna, bilety) czy postulat, by aktorzy sami obsadzali się w wymarzonych rolach. Przypomniał też najważniejsze dyrekcje - Dejmka, Hanuszkiewicza i Grzegorzewskiego, trzech całkowicie różnych artystów, którzy chronili teatr przed ogniem, nudą i banałem.

Jerzy Radziwiłowicz wpadł w przerwie próby do "Wesela", by odczytać opowieść o "Zemście" Bohdana Korzeniewskiego, a właściwie o ówczesnej krytyce i jej skrajnie rozbieżnych opiniach na każdy temat oraz złośliwym inkubie, natrętnym poltergeiście, który towarzyszył teatrowi przez wszystkie lata. Sama autorka przyznała, że w trakcie pisania cały czas walczyła z natręctwem: pokusą, by historię Narodowego napisać w pierwszej osobie. Z tą wiekową instytucją łączą ją bowiem niezwykle osobiste wydarzenia. Zza pleców przemawiających wyglądała wielce mówiąca instalacja: fragmenty dekoracji tłoczyły się wokół okrągłej zapadni przypominającej tarczę zegara, znak czasu. Pewna część obwodu koła pozostała jeszcze pusta. To miejsce ciągle czeka jeszcze na zapisanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji