Artykuły

Gdy na sceny wróci rozum

Dziwne czasy nam nastały. Kiedyś jubilat - choćby był wiekowy i uznawano by, że cokolwiek nie rozumie świata, który mu jubileusz właśnie urządza - przynajmniej pozory zachowano, wniesiono albo i wwieziono bezzębnego starca-eksponat, tłum poklaskał, jubileusz przez Boya sto lat temu opisany w jednym z wierszyków był odfajkowany i było po herbacie. Jubilat był zadowolony, społeczność miała czyste sumienie. A dziś jest po nowemu - pisze Tomasz Mościcki do e-teatru, zdenerwowany tekstem "Dlaczego nie gramy Mrożka?", zamieszczonym w Rzeczpospolitej.

Jak jubileusz - trzeba jubilata obsobaczyć, że jest jubilat, to znaczy pierdoła, co świata w sobie nie odbija. Przeczytałem sobie dziś raniutko materiał Jacka Cieślaka z "Rzepy" na mrożkową okoliczność. Jerzy Koenig mówi: trzeba to zrozumieć, dokładnie przeczytać, nie otwierać tego zegareczka młotkiem, bo więcej tykać nie będzie. Jan Englert wtóruje: to wymaga staranności, zrozumienia formy. A tej mało ostatnio. Ale za to w jubilata zgodnie z nową modą "skop starca a lepiej i opluj z pogardą, niech se ma dziadyga jubileusz, po co tyle żyje i powietrze psuje" walą milusińscy polskiego teatru. Pani Agnieszka Olsten, co to parę miesięcy temu na sesji w Teatrze Polskim miała kłopot z werbalizacją swoich intencji wobec teatru i świata dziś nagle mówi pełnymi zdaniami. Uważa, że Mrożek to taki lajkonik na krakowskim rynku. Ładne to, ale nie wiadomo po co, bo nie odbija świata jak jakiś przeterminowany slajd. Bo współczesności w nim nie ma. Jan Klata, reżyser, któremu tegoroczny "Kontakt" i de facto porażka jego aktualnej jak sto pięćdziesiąt "Janulki..." z Wałbrzycha powinna dać do myślenia (bo nagroda dla najciekawszego młodego twórcy to zaledwie nagroda za dowód osobisty, a nie za artystyczną wartość dzieła), otóż Jan Klata uważa, że dramaturgia Mrożka to kawał papieru.

Ja nie wiem, jakie wydania Mrożka mieli ci państwo, być może - ponieważ z nieletniości wyszli ledwie parę latek temu, a lektury obowiązkowe były już wówczas smutną fikcją - z Mrożkiem zapoznawali się za pośrednictwem bryków, co to je czasem na straganach ulicznych sprzedają. Cena - około 5 złotych. One tym się charakteryzują, że "Makbet" czy "Tango" na przykład streszczone są tam na przestrzeni stroniczki formatu A6, tak, żeby można było ów koncentrat z myśli Szekspira czy Mrożka przeszwarcować na nową maturę. "Tango", "Rzeźnia", "Szczęśliwe wydarzenie", "Pieszo", czy "Letni dzień" oraz znów mocno brzmiący "Emigranci" podane w takim bryczku brzmią w samej rzeczy dość zdawkowo. Ja jednak proponuję naszym progresywnym, żeby zamiast wygadywać publicznie sądy nie poparte rzetelną wiedzą - może zajrzeli choćby w te sztuki, które pozwoliłem sobie podsunąć. Ale niech bryki wyrzucą i po prostu przeczytają oryginały. Tylko... gdyby poświęcili swą uwagę "Tangu" albo "Rzeźni" - i zrozumieli, o czym tak naprawdę są te traktaty o mordowaniu kultury, musieliby zmienić zawód, bo Mrożek - a zwłaszcza w "Rzeźni", choć i w "Tangu" też - pisał właśnie o nich. Być może stąd ich opór przed tą dramaturgią. Bo za bardzo bije ich po oczach, i choć wcale tego nie chcą - muszą ją odnieść do siebie.

Czarująca pani Olsten zauważa rozbrajająco: "Problem z Mrożkiem może polegać na tym, że wypowiada się pełnymi zdaniami, którymi teraz się nie komunikujemy. Ale być może, gdy powróci zdolność poprawnego formułowania myśli, wróci na sceny. Może nie polskie, ale np. rumuńskie lub węgierskie." Co do wypowiadania się pełnymi zdaniami - rozumiem panią Olsten. Niemożność wypowiedzenia się jasno i logicznie może być męcząca. Ta okropna samotność... Tylko nie używajmy kwantyfikatorów wielkich. Może pani Olsten ma kłopoty z werbalizacją myśli, ale to nie oznacza, że ta niedoskonałość jest cechą całego świata. Ja znam paru niestarych nawet obywateli, którym mówienie idzie całkiem przyzwoicie. I nawet do sensu mówią. Ja sądzę, że gdy na sceny wróci umiejętność nie tylko poprawnego formułowania myśli, ale rozum, bo tego w nowym teatrze tyle co wolności w Korei - to Mrożek znów pojawi się na scenach. I to na polskich, nie tylko zagranicznych. Zaś podstarzali milusińscy nie będą w naszym teatrze nawet lajkonikiem na krakowskim rynku. Są bowiem na nim także gołębie. I oni będą traktowani jak coś, co z bytnością tych gołębi ma wiele wspólnego. Szybko to trzeba sprzątać - bo żrące i niszczy garderobę. Jubileuszu nikt im raczej nie urządzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji