Artykuły

Krytyka poniżej krytyki

Na recenzję profesora Mirosława Kocura odpowiada Mateusz Węgrzyn z Nowej Siły Krytycznej.

Prawdopodobnie to mój pierwszy i ostatni tekst publicystyczny. Na formę felietonu czy otwartej polemiki zazwyczaj mogą sobie pozwolić bardziej uznani, obowiązkowo starsi (ageizm ma się u nas dobrze) i mający większą ode mnie potrzebę konfrontacji czy manifestacji poglądów. Jednak, sprowokowany recenzją "Kronosu" Krzysztofa Garbaczewskiego, napisaną przez Mirosława Kocura, postanowiłem wyrazić swój sprzeciw wobec zaniżania standardów i tabloidyzacji krytyki teatralnej. Brzmieć może górnolotnie, idealistycznie czy naiwnie. Ale nie wziąłem za poniższy tekst ani złotówki, nie zabiegam o poparcie żadnego z tzw. środowisk, nie muszę też przez pielęgnować żadnego etatu w instytucji kultury. Głos to recenzenta, a przede wszystkim zwolennika kultury dialogu w teatrze. Skoro nie mam nic do stracenia, piszę.

Być może powinienem wybrać bardziej agresywną recenzję lepszego spektaklu. "Kronos" Garbaczewskiego w swojej skromnej opinii uważam za spektakl dramaturgicznie niedopracowany, choć momentami błyskotliwy, ale przede wszystkim za wypowiedź wolną i otwartą. Ewentualne "problemy formy" czy nieudane rozwiązania artystyczne mogą być uzasadnione i potraktowane z wyrozumiałością w przypadku młodego reżysera, wciąż poszukującego swojego teatralnego języka. Oczywiście nie zaszkodzi też rzeczowa krytyka. Jednak agresja słowna w niskich lotów pamflecie recenzenckim, nieposiadającym większej wartości (do tego napisana przez uznanego i doświadczonego profesora, świetnego teoretyka i historyka teatru, również reżysera) budzi zdecydowany opór. Nie jest celem tego tekstu obrona spektaklu czy Krzysztofa Garbaczewskiego. Chodzi tylko o wyrażenie zażenowania, zaskoczenia, a przede wszystkim zwrócenie uwagi na potrzebę większej kultury języka w krytyce teatralnej i szacunku dla dobrych zwyczajów wspólnego życia teatralnego.

Autor recenzji opublikowanej na portalu teatralny.pl bardzo negatywnie ocenił to, co zobaczył na pokazie premierowym (jak wiadomo - zazwyczaj niemiarodajnym). Szkoda, że recenzent nie skorzystał z (zapewne dobrze znanych) pokładów bardziej wyrafinowanych środków wyrazu (ironii, zaawansowanego słownictwa, figur stylistycznych i ciekawszych konstrukcji logicznych) - mocniejszych, bo głębiej przemyślanych. W omawianym tekście znaleźć można elementy typowe dla stylu tabloidowego, m.in.:

- kpiarski dystans ("Na premierze nikt nie wyszedł. Każdy myślał...", "To pewnie pisarz G., postać fikcyjna", "Pewnie rozmyślał", "aktorka S. wyjawia prawdę o własnych sutkach")

- emocjonalizację, obraźliwą leksykę (o aktorach tylko przez użycie pierwszej litery nazwiska: "aktor C.", "aktorka S." itd.; o reżyserze: "niejaki G.", "antytalent", "Bogusław Litwiniec (...) krzyczał - o ile dobrze zrozumiałem - że reżyser wymaga fachowej pomocy. Mógł mieć rację"; aluzyjne porównanie reżysera do Adolfa Hitlera: "W tym samym programie zwierza się, że marzy o wymordowaniu mieszkańców dużego miasta. To nie pierwszy artysta z takimi marzeniami. Tamten też robił w sztukach wizualnych. I na początku wszyscy się z niego śmiali.")

- jednoznaczne wartościowanie ("nudne przedstawienie")

- potoczną racjonalność (autorytarne przeciwstawienie: MY - ON (reżyser), ONI (aktorzy); "Ciekawe, co robił reżyser G., gdy aktorzy pisali Kronosy"; Młody reżyser (...) przeczytał dzienniki sławnego pisarza G., zatytułowane Kronos, i doszedł do wniosku, że każdy może coś podobnego napisać, nawet aktor", "Każdy też chędożył, ale jakoś tak smętnie, bez wyobraźni. Do wychędożenia parobka żaden z aktorów się nie przyznał")

- merytoryczne uproszczenia ("ładna piosenka", "tworzona jest na żywo i towarzyszy większości aktorskich wynurzeń niczym pampers w serialu brazylijskim" - o muzyce; "kolorowa, oświetlona", "malownicze słupy z folii" - o scenografii)

- stereotypizację, hiperbolizacje, skłonność do wywoływania mocnego wrażenia (tytuł: "Wrażliwość sutków"; częstość używania słownictwa kojarzącego się ze sferą seksualną: pięciokrotne wspomnienie o "chędożeniu", dwukrotne o "seksoholizmie", a także przytoczenie z niejakim rozrzewnieniem anegdoty o Floraliach; sugerowanie tajemniczości seksualności reżysera: "A z pewnością wielu widzów chętnie by usłyszało kogo G. chędoży i czym to robi")

- deprecjonujące pomijanie faktów ("Aktorka K. lub C. jest nimfomanką. A może obie, nie pamiętam", "o ile dobrze zrozumiałem").

Warto w tym miejscu przytoczyć definicję agresji językowej przyjętą przez Irenę Kamińską-Szmaj w jej książce "Agresja językowa w życiu publicznym". Według badaczki jest to: "wyładowanie gniewu, oburzenia, złości i wielu innych negatywnych emocji na otoczeniu, wynikające z wrogiej postawy wobec niego". Dalej podaje autorka przyczyny, między innymi takie: "Zazwyczaj zachowania agresywne łączy się z poczuciem zagrożenia, z frustracją, ale także z brakiem wyuczonych form radzenia sobie w sytuacjach konfliktowych, opanowania strategii komunikacyjnych pozwalających tłumić lub rozładować negatywne emocje. Zachowania agresywne mogą się utrwalać jako skuteczny sposób dominacji nad otoczeniem, jako metoda radzenia sobie w konfliktowych sytuacjach". W omawianym przykładzie niewybredne fragmenty, sformułowania i porównania działają podobnie jak zwyczajowe wulgaryzmy i przekleństwa - przekazują najczęściej negatywne emocje, ale są informacyjnie puste i pod względem merytoryczności bezwartościowe. Ponadto w recenzji zostały niemalże sumiennie zrealizowane również cztery typy tabloidyzacji, o których pisał kiedyś Zbigniew Bauer, a mianowicie: 1) nieufność przeradzająca się w cynizm, "spirala cynizmu", 2) "kultura strachu", czyli śledzenie i napiętnowanie kłamstwa, oszustwa lub hochsztaplerstwa, czyli czegoś co nie zostało uznane za tzw. "prawdę", 3) deracjonalizacja, odwoływanie się do potocznego rozumu i głosu "większości", 4) "hipokryzja świata przedstawionego" - udawanie otwarcia, luzu, symulowanie dialogu i jednoczesna autorytarna obrona nienaruszalnych poglądów, wartości (za artykułem "<>: cztery typy tabloidyzacji").

Od pewnego czasu obserwuje się wzrost liczby podobnych realizacji modelu tabloidu, a wiąże się to zapewne z obniżeniem pozycji zawodu krytyka teatralnego, który staje się w większości przypadków zajęciem dodatkowym, hobby. Dzieje się tak głównie "dzięki" komercjalizacji teatru, deprecjonowaniu przez technokratyczną władzę znaczenia sztuki jako "nieobowiązkowej", a także przez zmniejszanie (ze względu na kryzys ekonomiczny) środków państwowych przeznaczanych na kulturę. Poza tym wiele prawicowych mediów zdało sobie sprawę, że teatr to w Polsce nadal jeszcze platforma żywej dyskusji społeczno-politycznej, a więc dobre pole do ideologicznej walki. Kolejne teatralne recenzje, listy otwarte czy eseje z "Naszego Dziennika", "Dziennika Polskiego", "Uważam rze" czy "Do Rzeczy" prześcigają się w katastrofizcnych wizjach teatru polskiego, pseudopatriotycznej retoryce i bezpardonowych atakach ad personam. Co ciekawe, ostatnio rozwija się nowy gatunek: recenzja futurystyczna, czyli tekst o spektaklu, który jeszcze nie powstał, ale o którym autor wie już wszystko albo z plotek, przecieków z prób, albo po prostu dlatego, że wybrani twórcy różnią się od niego światopoglądowo (wystarczy choćby wspomnieć akcje "Dziennika Polskiego" wobec "Nie-Boskiej komedii" Frljicia czy świeży przykład recenzji Krzysztofa Derdowskiego z niepowstałego jeszcze "Wesela" Marcina Libera, zatytułowanej "Inwazja lewaków na Teatr Polski trwa"). Skutkiem jest tylko wzrost agresji, okopywanie się na swoich pozycjach ideologicznych, frustracja i środowiskowy pat, zamiast otwartej rozmowy, dialogu bez przydzielania ról "ucznia" i "nauczyciela", "debiutantów" oraz "wiedzących lepiej". Przykro stwierdzić, ale Mirosław Kocur swoją recenzją "Kronosu" wpisuje się w ten nurt ultraprawicowej krytyki teatralnej, co w przypadku osoby powszechnie uznawanej za intelektualny autorytet okazuje się groteskowe. Co gorsze - dzięki internetowemu obiegowi kabaretowy sarkazm schlebia najniższym gustom i przynosi poklask masowego odbiorcy (na tę chwilę - dzień po publikacji - tekst ma 184 facebookowe polubienia i, jak na recenzję teatralną, jest to niestety dobry wynik). Pozostaje smutna refleksja na temat bezmyślnego zaniżania standardów debaty publicznej.

Od jakiegoś czasu, rzadko, ale jednak, na wrocławskich ulicach można spotkać powoli jadące auto oblepione napisami m.in.: "Polsko obudź się!!!". Z megafonów umieszczonych na jego dachu można usłyszeć katastroficznie brzmiące słowa kierowcy: "(...) Pan Bóg zsyła niewyobrażalną karę na ludzkość za odrzucenie jego przykazań. Wszystkie pokolenia tego nie przeżyły co ma niebawem nastąpić! Jest to wielka łaska od Boga aby was ocalić od potępienia wiecznego" [zapis oryginalny tekstu naklejonego na bocznej szybie auta]. Już tylko pobieżna analiza składni, stylu, interpunkcji i leksykalnych wyznaczników emfazy pokazuje, jaki to typ wypowiedzi. Dziś rano po raz kolejny minął mnie ten samochód wieszczący apokalipsę. Przechodziłem wtedy obok robotników drogowych, akurat zdzierających bruk z chodnika. Oni tylko na chwilę podnieśli głowy i porozumiewawczo uśmiechnęli się do siebie. Zaraz potem wrócili do rzetelnej i przydatnej pracy, bardziej wartościowej niż bezradne zawodzenie. Pomyślałem, że to chyba najlepsza reakcja.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji