Artykuły

Tytuł zobowiązuje

Skoro Garbaczewski może być przyrównywany do Hitlera, to dlaczego prof. Kocur nie miałby mi przypominać choćby Streichera? Proszę bardzo, to takie łatwe, obrzydliwie łatwe. Ale nie napiszę tego, podobnie, jak nie napisałbym tekstu tak pogardliwego jak ten, który wyszedł spod pióra profesora Uniwersytetu Wrocławskiego - Michał Płaczek w reakcji na recenzję Mirosława Kocura z "Kronosa" w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego opublikowaną na portalu teatralny.pl.

W zeszłym tygodniu rząd Bawarii podał do publicznej wiadomości swoją decyzję: nie będzie krytycznej edycji "Mein Kampf". Informacja nie zelektryzowała jednak zasmuconych takim obrotem sprawy neonazistów, ci bowiem na utrudniony dostęp do autobiograficznego manifestu Adolfa Hitlera raczej nie narzekają. Ton zirytowanego zmartwienia słychać przede wszystkim w słowach historyków bezpośrednio zaangażowanych w prace nad stworzeniem pierwszego naukowo opracowanego wydania "Mein Kampf" oraz tych, którzy jako specjaliści od totalitaryzmu wyrażają słuszny w moim odczuciu pogląd, że trzeba nareszcie zdemitologizować ten nieudolny patchwork żałosnych wynurzeń i obsesyjnego rasizmu. Dlaczego? Zapyta ktoś. Czy nie lepiej zwyczajnie zapomnieć o istnieniu tej książki? Odpowiedź jest prosta. Nie. Przede wszystkim dlatego, że ta książka nie pozwala o sobie zapomnieć. Wciąż jest obiektem adoracji otępiałych, zdemoralizowanych ludzkich śmieci, krąży w pirackich kopiach i mitomańskich streszczeniach. Po drugie zaś - sugestia, żeby zapomnieć jest wyrazem pogardy dla wszystkich ofiar nazistowskiej ideologii.

Zresztą: nie chodzi tylko o kwestię abstrakcyjnych wartości moralnych, chodzi o zdolność rozpoznawania powtarzających się sytuacji eksploatacji przemocy, mowy, która nawołuje do eliminacji i wreszcie po to, byśmy lepiej rozumieli "kulturę" nienawiści kontynentu, na którym przyszło nam żyć. Nienawiść nie jest dewiacją, odstępstwem od normy. Nienawiść jest emocją, która chyba najsilniej kształtuje światopoglądy. Pogarda - nienawiść. Pogarda, czyli obojętność na cudzą godność, obojętność na to, czy drugi człowiek cierpi, brak zainteresowania tym, co innym zagraża.

Kiedy czytam słowa prof. Mirosława Kocura, ogarnia mnie naraz obrzydzenie i poczucie fiaska. Obrzydzenie, bo od teatrologa o istotnym wkładzie w dydaktykę akademicką wymagam o wiele więcej, niż od gazetowego recenzenta. Poczucie fiaska, bo jeśli człowiek z tytułem profesorskim, co więcej - człowiek cieszący się w swoim środowisku dużą sympatią i uznaniem pisze, że aktorzy są jak prostytutki, a reżyser jak Hitler, to jakie oczekiwania możemy stawiać innym?

Nie jest to już kwestia dobrego smaku czy międzypokoleniowego sporu. Że ton prof. Kocura jest chamski każdy widzi, nie ma sensu się nad tym rozwodzić. Gorzej, że recenzja napisana przez autora "Teatru antycznej Grecji" jest tekstem bardziej napastliwym i głupszym niż którykolwiek z opublikowanych w ostatnim czasie głosów o kondycji tzw. "nowego teatru".

Biorę pełną odpowiedzialność za słowo "głupi" w odniesieniu do jakości tekstu profesora Kocura. Głupi bowiem jest zarzut, że tytuły spektakli są nieadekwatne do charakteru tychże. W przypadku "Kronosa? rzecz jest jaskrawo oczywista. Oto kilka stron chaotycznych notatek świadczących o niekoniecznie godnym podziwu samouwielbieniu niedoszłego noblisty zostało wydane z pompą godną co najmniej arcydzieła rangi "Kosmosu". Wielu czytelników poczuło się zwyczajnie oszukanych, kiedy okazało się, że w ich ręce zamiast literatury trafiły wspominki o mendoweszkach. Łatwo więc zrozumieć, że reżyser zdecydował się przetestować teatralny potencjał takiej sytuacji. I to właśnie zrobił.

Głupie, rażąco głupie jest porównywanie scenicznych kreacji wrocławskich aktorów do nierządu praktykowanego przez rzymskie aktorki. Zresztą - co miał wyrażać ten akapit?

Rzeczywistość dzisiejszej prostytucji to nie imperialne orgie sprzed dwóch milleniów. To handel ludźmi, gwałty, zmuszanie do przyjmowania narkotyków (uzależnione i odurzone, prostytutki obojętnieją na swój los), morderstwa. To przede wszystkim niewolnictwo, nie zaś "chędożenie wybitnych mimek w świątyni bogini Flory".

Taka arogancka głupota jednak wciąż mieści się w granicach licencji felietonisty; co prawda felieton poziomem pasuje do Urbanowego "Nie" zamiast prasy teatralnej, ale mniejsza z tym. Co innego przeprowadzone przez prof. Kocura porównanie między Krzysztofem Garbaczewskim a Adolfem Hitlerem. To coś gorszego, niż głupota. Na razie nie mam słowa, którym mógłbym "to" nazwać. "To" mieści w sobie etyczną ignorancję, pogardę i brak odpowiedzialności za wypowiadane słowa.

Uważa się, że tytuł profesorski jest godnością. Mniej mnie boli, kiedy umowny wymiar tej godności jest eksponowany w wypowiedziach poseł Pawłowicz czy mieniących się ekspertami profesorów angażowanych przez posła Macierewicza. Od każdej reguły istnieją bowiem pouczające wyjątki. Zarzucająca swoich słuchaczy i rozmówców koprolalią Krystyna Pawłowicz otrzymała swój tytuł, ponieważ jest znawczynią prawa administracyjnego. Twórcy fantastyki awiacyjnej opowiadający o rozgotowanych parówkach pewnie też znają się na swoich dziedzinach, fizykami przeto ani specjalistami od katastrof lotniczych czy lotniczej technologii nie są. Widać też wyraźnie, że zatrudniające ich uczelnie zakłopotane są sposobem wykorzystania przez te osoby autorytetu naukowca.

Pan, panie Profesorze, zdewaluował jednak autorytet uczonego w znacznie gorszy sposób, niż profesorowie Pawłowicz czy Rońda. Żadne z nich bowiem nie ośmieszyło bezpośrednio swojej dziedziny. Pan zaś, rzucając lekko słowa o Hitlerze dał dowód na swoją ignorancję na polu współczesnej humanistyki. Przedstawiciele humanistyki muszą zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo nazizm zdewastował - i obnażył - system europejskiej kultury. Jako teatrolog musi Pan przecież zdawać sobie sprawę z tego, że kończące "Akropolis" Grotowskiego (w instytucie jego imienia przecież Pan pracuje) słowa "Poszli - i dymów snują się obręcze" znaczyły bardzo, bardzo wiele, nie były tylko zgrabnym zabiegiem mającym na celu efektowne spuentowanie inscenizacji. Pominę już, że owo "Akropolis" nie było wcale bliskie wyrażonym wprost zamysłom Wyspiańskiego, a raczej dyskutowało z pewną hermeneutyką poematu dramatycznego autora "Wyzwolenia".

Mógłbym per analogiam zakończyć ten krótki szkic na marginesie recenzji zamieszczonej przez teatralny.pl podobną sugestią. Bo skoro Garbaczewski może być przyrównywany do Hitlera, to dlaczego prof. Kocur nie miałby mi przypominać choćby Streichera? Proszę bardzo, to takie łatwe, obrzydliwie łatwe. Ale nie napiszę tego, podobnie, jak nie napisałbym tekstu tak pogardliwego jak ten, który wyszedł spod pióra profesora Uniwersytetu Wrocławskiego. Na koniec zapytam tylko: Czy tego chce Pan uczyć swoich studentów i swoje studentki?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji