Artykuły

Zew księżnej Toi-Toi

O proteście Mikołaja Grabowskiego, o jego liście w sprawie naszej jurorskiej, w Tarnowie grasującej bandy pięciorga, pisałem już. Dumałem: na tym się skończy. Gdzie tam! Mamy jeden raban internetowy, mamy i drugi. Protest-pisk stołecznego studenta Akademii Teatralnej, któremu nie smakują wyroki jury Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy - pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Pisk liska w kitę szarpanego rozwija się. Dzielność liska w kitę szarpanego nabiera siarczanych mocy. Kita liska w kitę szarpanego przyjmuje złowróżbny kształt ciemnego rapiera zemsty. Jest źle... Słyszycie?... Nie, to nie szemrze Dniestr, nie weszła lampa Akermanu, ani też wąż śliską piersią nie dotyka się zioła... To artyści i studenci protesty przeciwko niegodnemu zachowaniu i złym wyrokom nadwiślańskich jurorów teatralnych pichcą! Ruszył Las Birnam szlachetnego oburzenia.

O proteście Mikołaja Grabowskiego, o jego liście w sprawie naszej jurorskiej, w Tarnowie grasującej bandy pięciorga, pisałem już. Dumałem: na tym się skończy. Gdzie tam! Okazuje się, że tu nie o veto, lecz o ryczące veto idzie. O to, by w internetową trąbę mocarnie dmuchnąć i totalnego rabanu narobić! No i - mamy protest Grabowskiego w Internecie! Jest duże nagłośnienie. Moje gratulacje.

Mamy jeden raban internetowy, mamy i drugi. Protest-pisk stołecznego studenta Akademii Teatralnej, któremu nie smakują wyroki jury Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy. Dzielny ten żak jest wstrząśnięty faktem, iż bydgoska banda jurorska śmiała kierować się mądrością Zbigniewa Herberta, czyli - wyobraźcie sobie ten skandal! - swoim smakiem i gustem swoim. Żakiem tak szarpnęło, że końcowa ocena prac jury jest oczywista. Otóż - Herbert też buc!

Zatem - Grabowski i dzielny żak. Co po nich? Rzecz jasna - raban trzeci. List, co go właśnie pilnie studiuję, protest Bartosza Szydłowskiego, dyrektora Teatru Nowa Łaźnia w Nowej Hucie. Grabowski, dzielny żak, Szydłowski... Tak, rozwija nam się człapiący Las Birnam! Aż nie sposób nie zapytać: Kto następny?

Zanim się ktoś zgłosi - ja vetem Szydłowskiego muszę się zająć. Muszę, pragnę, a nawet powinienem, gdyż list ten, ten w człapiącym Lesie Birnam protestów wyjątkowo ułomny pieniek - ściśle mojej osoby dotyczy. Kultura wymaga odpowiedzi. Zwłaszcza że wyreżyserowane przez Piotra Waligórskiego dzieło "Lis Filozof" Sławomira Mrożka można w Krakowie, w teatrze Szydłowskiego, oglądać regularnie.

Otóż, o wizycie pańskiego "Lisa Filozofa" na "Talii" piszesz pan, by tak rzec, per: Bardzo cieszyliśmy się... Z chęcią... Pragnęliśmy pomóc... Itp. Po czym idzie klasyczne i pełne boleści: Niestety... A dalej jest już tylko wyjaśnienie boleści. "Juror" Paweł Głowacki wyszedł po - zaledwie - kilkunastu minutach trwania spektaklu. (...) Wyobrażam sobie rolę jury zupełnie inaczej (...)".

Zgadza się - wyszedłem po kwadransie. Tyle tylko, że pan nie wie, dlaczego wyszedłem. Szkoda, można było spytać. Wyszedłem, ale nie dlatego, by pogardę dla wyświetlanego na ścianie filmu o przygodach bezprzewodowego czajnika, w którym woda się gotuje, wyrazić. Wyszedłem, bo nie mogłem się skupić na prawdzie czajnika, a nie mogłem, gdyż przed spektaklem popełniłem duży błąd w kolejności spożywania dań. Potwornie intensywne, że tak to ujmę, rozswobodnienie wzięło mnie w swoje posiadanie, a tu znikąd węgla...

Słowem, wybiegłem, gdyż usłyszałem - niczym Odys głosy syren - nieznoszący sprzeciwu zew księżnej Toi-Toi! Biegłem ku jej plastikowej alkowie i modliłem się, by zdążyć. Biegłem bez szemrania, albowiem w dobrym towarzystwie księżnej Toi-Toi się nie odmawia! I to wszystko. Miłość, panie Szydłowski, miłość - a pan żeś z uczucia tego zrobił jakiś rozhisteryzowany raban etyczny.

A tak nawiasem - może byś pan wolał, bym wtedy został i zadość uczynił pana wyobrażeniom o prawdziwej, prawdziwie rzetelnej roli jury? Hę? Nie wiadomo jednak, co miałoby zastąpić boską alkowę księżnej Toi-Toi. Fotel teatralny? Kolana sąsiadki siedzącej po mej prawej? A może po prostu - pana czajnik?

Jeśli już przy nim jesteśmy (a w końcu jest tak, że z bardzo poważnego przedstawienia bardzo poważną recenzję niniejszym piszę) - do chwili, w której usłyszałem obezwładniający zew księżnej Toi-Toi, bardzo mi się ten "Lis Filozof" podobał. Przez pierwszy kwadrans scenicznej wersji sztuki, co się ją czyta minut siedem, świat przez reżysera przedstawiony jest czajnikiem, któremu z dziury idą kłęby pary przecudnej piękności! To jest widok niezapomniany i głęboki!

Tak, pan lepiej niż ja wie, że kluczowym w twórczości Mrożka tropem jest czajnik właśnie. Epistemologia czajnika, ontologia czajnika, aksjologia czajnika, estetyka czajnika, wreszcie teologia czajnika. W ogóle, u Mrożka bez czajnika - ani rusz. Nie ma co dużo gadać, wystarczy kilka tytułów słynnych sztuk jego przytoczyć. "Męczeństwo Piotra Czajnika", "Na pełnym czajniku", "Miłość na Czajniku", "Polowanie na czajnik", "Letni czajnik" albo słynna powieść "Ucieczka na czajnik", no i "Lis Filozof", czyli - co jest pańskim wielkim odkryciem - "Lis Czajnik". Tak trzymać! I mam nadzieję, że gdy zobaczę całość, będę równie kontent, jak po pierwszym kwadransie. A do pożegnań swych dołączam czajnik pełen szacunku.

Tak, czajnik ślę i powtarzam pytanie. Grabowski, dzielny żak, Szydłowski! Pęcznieje nam Las Birnam protestów. Kto zatem następny? Pytam was, posiadacze niewinnie przez wstrętnych jurorów skatowanych dusz, pytam, bo nie uwierzę, by was nie rozochociły epistolarne sukcesy waszych braci w cierpieniu. Więc? Śmiało! Inkaust, papier i gęsie pióra - czekają! Odważnie! Słyszycie szept Tadeusza Borowskiego? Prosimy państwa do protestu!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji