Artykuły

Teatr Nowy chce Krakowa przyjaznego gejom

Teatr Nowy podejmuje temat, z którym Kraków, czerpiący przecież znaczną część dochodów z turystyki, musi się zmierzyć. Tylko czy władze miasta i jego mieszkańcy są na to gotowi? - pyta Ryszard Kozik w Gazecie Wyborczej - Kraków.

W ostatni czwartek Stowarzyszenie Teatr Nowy złożyło w magistracie list otwarty do prezydenta Jacka Majchrowskiego, podpisany przez Lukrecję i Patrycję, bohaterki słynnej gejowskiej powieści "Lubiewo" Michała Witkowskiego, którego adaptację możemy oglądać na scenie krakowskiego teatru. Na najbliższą sobotę zaplanowano premierę jego kontynuacji - pod tytułem "Ciotowski bicz".

List ma go przede wszystkim promować - co do tego nie ma większych wątpliwości. Teatr Nowy słynie z podejmowania kontrowersyjnych tematów - organizował kontrprocesje na Kazimierzu, wystawiał sztuki o pedofilii wśród księży i - ostatnio - matkobójczyniach. Umiejętnie robi też wokół nich szum - premiera ostatniego spektaklu miała być (jak pisano w rozesłanym do mediów mailu) specjalnie chroniona z powodu gróźb kierowanych pod adresem jego twórców, choć raczej trudno zrozumieć, dlaczego akurat ten temat (a nie na przykład księża pedofile) miał je sprowokować. Teatr Nowy chętnie zaprasza też do siebie polityków lewicy, zwłaszcza tych najbardziej kontrowersyjnych.

Bo wykluczenie do nieszczęść prowadzi i ogólnego smutku

"Od kiedy My, to znaczy Ja (Lukrecja) i Ona (Patrycja) uciekać musiałyśmy z Wrocławia, miasta naszej heroicznej młodości (...) tylko w Krakowie przyjęto nas z otwartymi ramionami, choć na ulicach różnie o nas mówią" - zaczynają "swój" list Patrycja i Lukrecja. Opisują, jak to Teatr Nowy zaproponował im współpracę (przy okazji podkreślając, jaki to on kontrowersyjny i emocje budzący) i jak postanowiły "przybyć do Krakowa, aby zmienić to miasto, aby uwrażliwić jego mieszkańców na problemy wykluczenia, bo wykluczenie Panie Prezydencie do nieszczęść prowadzi i ogólnego smutku".

"Ale My, to znaczy Ja (Lukrecja) i Ona (Patrycja) się tym nie przejmujemy, My, to znaczy Ja (Lukrecja) i Ona (Patrycja) misję mamy; My, to znaczy Ja (Lukrecja) i Ona (Patrycja) chcemy, żeby Kraków stał się stolicą alternatywnej seksualności, miastem przyjaznym wykluczonym, w którym wszyscy tacy jak my mogą żyć i pracować. Czyż nie jest to wizja godna Królewskiego Miasta Krakowa, które przez wieki gromadziło narodową alternatywę? Czyż My, to znaczy Ja (Lukrecja) i Ona (Patrycja), nie jesteśmy godne dołączyć do Panteonu Wielkich Krakowskich Polaków?" - kończą, zapraszając prezydenta Krakowa na premierę "Ciotowskiego bicza" i dzisiejsze (godz. 17, klub Plaża, ul. Ludwinowska 2) przyjęcie "Patrycja i Lukrecja za lepszym Krakowem".

Twórcy listu utrzymują, że ma on przede wszystkim "na celu podjęcie dyskusji na temat promocji Krakowa jako miasta przyjaznego środowiskom LGBT, a tym samym uczynienie go polską stolicą alternatywnej seksualności".

W Wiedniu nie ma tabu, w Warszawie wiele do zrobienia

Bez względu na ich motywację, temat niewątpliwie wart jest uwagi. Przy okazji odbywającej się w miniony weekend w Warszawie manifestacji w imię praw osób LGBT, na łamach lokalnego dodatku "Gazety" podliczono, że otwartość zwyczajnie się miastu opłaca. Turyści homoseksualni są przecież w dużej części wykształceni, dobrze sytuowani, wydają sporo pieniędzy na wydarzenia kultury wysokiej, no i promują miasto jako tolerancyjne i przyjazne.

Norbert Kettner, dyrektor Vienna Tourist Board, odpowiedzialny za promocję Wiednia, z dumą opowiada o odbywającej się równolegle z warszawską imprezie: - Na Heldenplatz powstała "gay village": jest muzyka, występy drag queens, kulinaria, imprezy taneczne. Festiwal trwa pięć dni, do 16 czerwca, a punktem kulminacyjnym będzie sobotnia parada pod hasłem "Zjednoczeni w godności". Szacujemy, że w całym festiwalu weźmie udział 100 tys. ludzi.

Wylicza też inne wiedeńskie atrakcje, adresowane do homoseksualistów: - Na pograniczu śródmieścia, w VI dzielnicy, od 1982 roku znajduje się Rosa Lila Villa, zwana też Pierwszym Wiedeńskim Domem Gejów i Lesbijek. To kulturalne centrum tej społeczności. Na okolicznych uliczkach jest mnóstwo gejowskich klubów, restauracji, pubów, galerii, księgarni LGBT. Znane są także wiedeńskie bale dla par jednopłciowych. A festiwal filmowy LGBT to druga największa filmowa impreza w Wiedniu. Ale geje i lesbijki są zainteresowani nie tylko miejscami związanymi z tym środowiskiem. Odwiedzają teatry, operę, galerie. Przyjeżdżają do Wiednia na zakupy, bo słyniemy z ekskluzywnych marek...

Wiedeń umiejętnie te atuty rozgrywa promocyjnie. Na oficjalnej stronie miasta - Vienna.info (prowadzonej w dziesięciu językach, w tym po polsku) - jest zakładka dla gejów i lesbijek. - Przedstawiamy tam ofertę: od hoteli i restauracji gay friendly po kluby nocne, sauny i imprezy dla fetyszystów. Nie ma tabu: niezależnie od tego, czy ktoś lubi skórę i motocykle, czy też operę albo teatr, znajdzie tu potrzebne informacje - opowiada Kettner.

Na aż taką otwartość nie są jeszcze gotowi w Warszawie, choć też zdają sobie sprawę z tego, że z pewnością się ona opłaci. - W USA szacunki mówią o 65 miliardach dolarów rocznie zostawionych przez turystów LGBT, a każdy dolar zainwestowany w ten segment turystyki przynosi 153 dolary zysku - wylicza Barbara Tekieli, dyrektorka Stołecznego Biura Turystyki. Stolica zaczyna nieśmiało promować się w tych środowiskach, choć jeszcze - jak zastrzega Tekieli - "wiele mamy do zrobienia". - Chodzi przede wszystkim o mentalność. Musimy do tej grupy przekonać hotelarzy, restauratorów i wszystkich tych, którzy będą mieli do czynienia z takimi turystami - tłumaczy.

Kraków "przyjazny inaczej"?

A jak jest w uchodzącym za konserwatywny Krakowie? O stosunek do homoseksualistów zapytała jego mieszkańców w sondzie ulicznej redakcja miesięcznika "Znak", która w czerwcowym numerze zastanawia się "Czy rodzice mogą być tej samej płci?". Oczywiście pytanie o tak drażliwe zagadnienie prowadzi automatycznie do radykalizacji poglądów. Przy okazji wychodzi jednak na jaw mnóstwo uprzedzeń i niewiedzy.

Większość zapytanych odpowiada zgodnie, że homoseksualne pary raczej nie powinny wychowywać dzieci, a jeżeli już je mają, to pewnie kupiły w internecie, na czarnym rynku albo przywiozły z zagranicy. Z tego, że około 50 tys. dzieci wychowuje się w homorodzinach, a większość z nich pochodzi z wcześniejszych, heteroseksualnych związków jednego z rodziców, nie zdają sobie sprawy. Pojawiają się też sugestie, że najlepiej byłoby, gdyby geje wychowywali raczej pieski.

Co ciekawe, wcale nie ma tu czytelnego podziału wiekowego: starsi - uprzedzeni, młodzi - otwarci. Wiele młodych osób ma bardzo zdecydowany, negatywny stosunek do poruszanych przez nas problemów, nie podając przy tym żadnego uzasadnienia dla swoich poglądów - komentuje redaktor naczelna miesięcznika Dominika Kozłowska.

Oczywiście, na podstawie tak sformułowanego i krótkiego sondażu (w sieci możemy obejrzeć tylko kilkuminutowy filmik) trudno ostatecznie wyrokować o tym, czy mieszkańcy Krakowa są tolerancyjni, czy nie. O wniosek, że jesteśmy "gay friendly" (choćby na skalę warszawską, o wiedeńskiej nie wspominając) jest jednak jeszcze trudniej, a w Wiśle upłynie raczej sporo wody, zanim wciągniemy na maszt tęczowy sztandar. Bo - abstrahując już od opinii mieszkańców - raczej trudno wyobrazić sobie, że nawet jeśli pomysł spodoba się lewicowemu prezydentowi Majchrowskiemu (czy dziś pojawi się na plaży?), to taką linię promocyjną miasta poprą radni, w zdecydowanej większości wywodzący się przecież z prawicowych partii.

Współpraca Wojciech Karpieszuk

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji