Artykuły

Łódź. Pinokio ma 60 lat

Dzieci, które przychodziły na pierwsze premiery, pewnie przeszły już na emeryturę. A Pinokio, mimo 60 lat, ciągle młody...

Na Pinokia mówiono kiedyś Biedronka! Oficjalnie działał przy ul. Nawrót 27 jako Dziecięcy Teatr Kukiełek przy Robotniczym Towarzystwie Przyjaciół Dzieci. Ale kto pamiętałby taką długą nazwę? Pierwszy raz zagrał l maja 1945 r. Marta Janie przywiozła z kukiełkowego teatrzyku w Częstochowie "Bajowe bajeczki, świerszczykowe skrzypeczki" Marii Kownackiej. Od tego czasu na afisz sceny weszło 209 tytułów, które obejrzało 6 550 000 widzów!

Patrona wybrały dzieci w plebiscycie. Dlaczego Pinokio? Może pamiętały przedstawienie Janie z 1948 r. W przeróbce powieści Carlo Collodiego pióra Aleksandra Maliszewskiego drewniany pajacyk śpiewał: Ja jestem chłopiec zrobiony z wierzby. Wyrosłem w lesie, no bo i gdzieżby. W Łodzi wyrósł przy ul. Kopernika 16 w 1950 r. jako Państwowy Teatr Lalek Pinokio. Rewolucję przeprowadził dopiero Waldemar Wilhelm, gdy objął dyrekcję w sezonu 1993/94. Dopisał do nazwy słowa "i Aktora": -Uzasadniłem, czemu wykonawcy wychodzili zza parawanu. Na scenie lalkowej aktor jest wzbogacony o lalkę - tłumaczy.

Kilkakrotnie tą lalką był Pinokio. W 1957 r. powtórzono wersję Maliszewskiego. W 1962 r. i 1968 r. wystąpił w "Niespodziance" Marii Kossakowskiej i Janusza Galewicza. Ostatni raz pojawił się w "Historii drewnianego pajaca" Wojciecha Kobrzyńskiego. Był rok 1982, więc "Głos Robotniczy" pisał, że wymyślił go "włoski pisarz i rewolucjonista"... Wtedy Pinokia grała Krystyna Filipiak, dziś najstarsza aktorka przy Kopernika 16. Przekonująca

ruchowo i głosowo - pisał Jerzy Kwieciński w "Głosie Robotniczym nr 55 z 1982 r. To rola "umiejętnie wystylizowana" - oceniał Mieczysław Jagoszewski w Dzienniku Łódzkim nr 20 z 1982 r.

- Kiedy przyszłam do Pinokia w maju 1972 r. jako adeptka, zaczynałam od biegania do sklepu po śniadanka dla starszych kolegów - wspomina ze śmiechem Krystyna Filipiak. - Podawałam rekwizyty, na przykład łyżki, po które sięgała prowadzona przez animatora lalka. W końcu mogłam zagrać, jak to się mawia, "siódmy listek na czwartym drzewku"!.. W teatrze pracowały dwa zespoły. Jeden w siedzibie przygotowywał nowy tytuł. Drugi zakładał "bazę" w Wieluniu, Kluczborku czy Toruniu i stamtąd objeżdżał miasteczka i wsie. - Byliśmy młodzi i taktowaliśmy wyjazd jak wycieczkę. Ktoś uciekał od mamusi, kto inny od żony... Ale przede wszystkim uczyliśmy teatru dzieci - dodaje Filipiak.

- Dawniej definiowano teatr lalek słowami "plastyka w ruchu" - mówi Wilhelm. - Nie zadawano sobie pytania, po co ten ruch. My zapraszamy realizatorów, którzy pokazują dzieciom różne konwencje teatru lalek. Uczą, że nawet krzesło i wisząca na nim marynarka, jak w "Czarownicy z naszej ulicy", mogą ożyć na scenie.

Kto pracował w Pinokiu? Dekoracje tworzyli Jerzy Nowosielski, Stanisław Fijałkowski, Jerzy Kalina. Muzykę pisali Krzysztof Penderecki, Tomasz Kiesewetter czy Stanisław Radwan. Realizatorzy zwykle uciekają od lalek, bo rzekomo są "dziecinne". W Pinokiu pracuje tyle samo aktorów po szkołach dramatycznych co lalkarskich. - Wiedzą, że teatr lalkowy to ambitne zadanie - opowiada Wilhelm. - Na scenie dramatycznej kapelusz dla aktora wystarczy przynieść z magazynu. Przedstawienie lalkowe musi być wymyślone w najdrobniejszych szczegółach długo przed premierą. Taką lalkę w kapeluszu trzeba wymyślić, zrobić, dopasować do aktora.

Łódź może szczycić się, że jest jedynym poza stolicą miastem w Polsce, w którym istnieje więcej niż jeden teatr lalek. - Jako wiceprezydent organizacji lalkarzy POLUNIMA i dyrektor konkurencji życzę starszemu o trzy lata bratu wszystkiego najlepszego - mówi Waldemar Wolański, szef Arlekina. - Świetny Pinokio działa także na nasz plus. Bo przekonuje do sztuki lalkarskiej.

Tymczasem jubilat marzy o trzech premierach rocznie, na które nie wystarcza pieniędzy. I walczy z wątpliwościami, czy Łódź potrzebuje dwóch scen lalkowych. - W milionowym mieście i cztery by się wyżywiły! - ucina Wolański. - I Pinokio, i nasz Arlekin gra dwa, nawet trzy razy dziennie przy pełnej widowni.

Mimo to czasem w Pinokiu znajduje się kilka wolnych miejsc dla maluchów pytających o "panią Krysię". - Nie mam swoich dzieci, moje pociechy to mali sąsiedzi z ul. Zamenhofa, gdzie mieszkam, i z ul. Kopernika, gdzie jest teatr - uśmiecha się Filipiak. - Wpuszczam je na przedstawienia. Niech teatr znają na wylot.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji