Artykuły

Raduszyńska nadaje z Sofii: Ayde!

Patronem Teatru Narodowego w Sofii jest autor powieści "Pod jarzmem" - Iwan Wazow. To tak jakby Teatr Narodowy w Warszawie był imienia Henryka Sienkiewicza - pisze Katarzyna Raduszyńska.

Ale mniejsza o to. I jak na Teatr Narodowy przystało premierę wybitnego utworu "Hamlet", autorstwa wybitnego dramaturga Williama Shakespeare'a reżyseruje wybitny bułgarski reżyser. Idę ciekawa, pomalowana, wyglądam wspaniale i w holu wzbudzam zainteresowanie, ale o to chodziło - nareszcie przychodzą po mnie i prowadzą na drugi balkon. Dodam, iż naprawdę lubią tu Polaków, spotykam się z tym na każdym kroku. Oglądam premierowe show i wiercę się już w 20-tej minucie, bo sobie przypomniałam, że dziś ostatni raz grają offowy spektakl na podstawie "Pokojówek" Geneta. Nieopodal. A to jeszcze zobaczę tysiąc razy. Hamlet krzyczy. Jeździ po scenie ogromny dekor, monumentalny, atmosfera niesamowitości i grozy, muzyka ilustrująca wjazd do średniowiecznego zamku, konno; biję się z myślami. I kiedy kolejny goniec królewski przybywa, biegnę do Czerwonego Domu, gdzie ma się odbyć przedstawienie. Siadam. Niesamowitość i groza ponownie. Czerwone światła. Pani śpi, a Claire i pan Solange grają dla niej przedstawienie. Tańczą, mówią, postaciują, uderzają się, rzucają sobą o ziemię, bardzo fizyczni i bardzo piękni, rozebrani.

Tekst Geneta potraktowany został przez reżyserkę, a jednocześnie aktorkę w roli Pani, jako pretekst do opowiedzenia o władzy zmysłów, służy podkreśleniu zależności Rządzonego od Rządzącego i widzę wyraźnie, że takie postawienie sprawy bardzo się Pani podoba. Daję się złapać, jest coś podniecającego w podglądaniu podglądania i reżyserowania przez Panią aktorkę/reżyserkę. Już nie ma koni, są wiedeńscy filharmonicy, Pani wygłasza płomienny monolog i jest świetna, soczysta, kogoś mi przypomina, nie wiem kogo, ale słucham i patrzę na pożądanie, wyzysk cielesny, jest mi coraz lepiej, tancerze tańczą coraz bardziej porozbierani i nawet zaczyna mi się podobać ten chłopak, który wygląda jak młody Robert Smith. W żadnych dekoracjach plączą się tancerze, Pani ich reżyseruje, prowokuje, wchodzi między nich, zamienia się, jest naprawdę gorąco. Wspaniale za dużo zuvielu. Koniec przedstawienia. W foyer opowiadam mojemu przewodnikowi po Czerwonym Domu, że uciekłam z premiery Hamleta, żeby tu dotrzeć i że nie żałuję, bo to było ekstraciekawe, on się cieszy, że mi się podobało i pędzi do reżyserki przekazać jej moje słowa. Czekam, żeby podziękować, po chwili biegną - ona i mój przewodnik, uśmiechnięci. On z daleka mówi: Powiedziałem jej wszystko! A ona na to: Miałaś absolutną rację, że uciekłaś z Narodowego i przyszłaś tutaj! Tu jest prawdziwy Teatr! Tu się dzieje Sztuka! Chodźmy na piwo! Jestem szczęśliwa! Ayde! Ayde!

Ayde! po bułgarsku oznacza Chodźmy! Zróbmy coś! Ok! A ona przypomina mi Red z Fragglesów, bardzo. Na "Hamleta" pójdę w przyszłym tygodniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji