Czas akcji: koniec lat siedemdziesiątych XX wieku; dwa dni pod koniec października.
Miejsce akcji: małe miasteczko Hazlehurst w stanie Missisipi (USA); kuchnia w domu sióstr MaGrath.
Obsada: 2 role męskie, 4 role kobiece.
Druk: "Dialog" nr 2/1991.
Sztuka w trzech aktach.
W dniu swoich urodzin Lenny MaGrath, trzydziestoletnia, skromna, sympatyczna kobieta, z samego rana musiała ścierpieć odwiedziny Chick, denerwującej i wścibskiej kuzynki, następnie dowiedziała się, że poprzedniego dnia na pastwisku padł trafiony piorunem jej stary, ulubiony koń, otrzymała także wiadomość ze szpitala o pogarszającym się stanie zdrowia dziadka. Przed nią było jeszcze przeżycie związane z odebraniem z aresztu wypuszczonej za kaucją siostry Babe, podejrzanej o próbę zabicia męża, a na koniec brak urodzinowego tortu ze świeczkami. Lenny wciska więc świeczkę w herbatnik, zapala ją, w myślach wypowiada życzenie, które ma się spełnić i zdmuchuje świeczkę. Ze smutnego nastroju wybawia ją druga siostra, Meg, która otrzymawszy depeszę o dramatycznej sytuacji, w jakiej znalazła się najmłodsza siostra, przyjechała z Hollywood. Meg przyznaje się, że jej kariera piosenkarska nie udała się i skończyła na posadzie pomocnicy księgowego wypisującej faktury w fabryce konserw dla psów. Ale dla sióstr ważniejszy jest teraz los Babe i pytanie, czy młody, rozpoczynający praktykę zawodową, adwokat Barnette Lloyd, zdoła poprowadzić obronę Babe. Ona sama na pytanie, dlaczego strzelała do męża, powtarzała do tej pory: "Bo mi się jego wygląd nie podobał. Normalnie, nie podobał mi się jego wygląd."
Do kuchni wpada Babe, młodziutka dziewczyna "z twarzą anioła o przenikliwym, swawolnym spojrzeniu". Siostry witają się bardzo serdecznie. Meg i Babe rozmawiają o rodzinie, o matce, która popełniła samobójstwo po tym jak ojciec opuścił dom, o Lenny, która nie ma szczęścia w miłości, a ostatnio nieoczekiwanie zerwała znajomość z Charlie'm, którego poznała dzięki klubowi "Samotne Serca Południa". Babe i Meg orientują się, że to jest właśnie dzień urodzin ich starszej siostry i postanawiają zamówić w cukierni wielkich rozmiarów tort. Gdy do drzwi puka mecenas Barnette, Babe ucieka do pokoju, a gościa przyjmuje Meg. Barnette to młody, z pozoru nieśmiały mężczyzna, ale cel, jaki chce osiągnąć broniąc Babe, stawia go w nieco innym świetle. Barnette chce dokonać osobistej zemsty. Przed laty Zackery, mąż Babe, doprowadził do bankructwa ojca Barnette'a, teraz syn tak chce poprowadzić obronę, aby uniemożliwić Zackery'emu ponowny wybór na senatora. Barnette ma zamiar przedstawić sprawę Babe według wariantu obrony koniecznej. Pokazuje też kserokopię karty zdrowia Babe, najprawdopodobniej spreparowanej, ale stanowiącej dowód na brak równowagi psychicznej dziewczyny. Zanim Babe spotka się z adwokatem odbywa rozmowę z Meg. Opowiada o swoim życiu, które przebiegało w ciągłej niezgodzie z prymitywnym i brutalnym mężem i o związku przyjacielskim, także erotycznym, z młodziutkim murzynem Willie Jayem. Właśnie w obronie tego chłopaka, pobitego przez Zackery'ego, stanęła Babe i strzeliła do męża z rewolweru, raniąc go w brzuch.
Siostry oglądają stare rodzinne fotografie. Z nimi wraca przeszłość, którą, choć nie była najwspanialsza, wspominają z sympatią. Po Meg przyjeżdża Doc, kiedyś jej chłopak, którego uczucia ona odrzuciła. Dziś Doc jest żonaty, ma dzieci, ale pojedzie z Meg popatrzeć na księżyc. Złe wieści przynosi Barnette - są zdjęcia kompromitujące Babe i Willi Jaye'a, a to oznacza trudności w procesie. Ze szpitala nadchodzi kolejna niedobra wiadomość o pogarszającym się stanie zdrowia dziadka. Mimo wszystko siostry chcą z optymizmem patrzeć w przyszłość. Namawiają Lenny, by zatelefonowała do Charlie'ego i dla własnego szczęścia odnowiła z nim kontakty. W konsekwencji Charlie przyjedzie do Hazlehurstu. Wszystkie trzy dowiedzą się jeszcze, że: w sądzie Barnette pójdzie na ugodę z Zackery'm, Willie Jay ma nakaz wyjazdu z miasteczka, a Zackery zagrozi Babe zamknięciem jej w zakładzie dla psychicznie chorych. Przerażona Babe dwukrotnie próbuje popełnić samobójstwo. Ratuje ją Meg. Obie chcą "zrobić coś, żeby jakoś przeżyć te złe dni. Bo w naszej rodzinie za często się takie dni zdarzają" - mówi Meg.
Meg przywozi z cukierni tort, jest wielki i ma trzydzieści jeden świeczek. Uradowana Lenny zdmuchnęła wszystkie, a zamiast życzenia stanął jej przed oczami obraz: "Jesteśmy we trzy, razem, uśmiechnięte, roześmiane. To nie było jakoś tak na zawsze." Babe, Lenny i Meg są roześmiane, wesołe i zajadają się tortem.
Ukryj streszczenie