Czas akcji: pierwsza połowa XX wieku.
Miejsce akcji: nieokreślone (Paryż?).
Obsada: 1 rola kobieca, 1 rola męska.
Druk: "Dialog" nr 4/1957.
Dramat w jednym akcie.
Bohaterka jest piosenkarką - śpiewa w podrzędnym lokalu "dla publiki, która rechoce i dzwoni spodeczkami". Zmusza się do uśmiechów, a po skończonym numerze wraca do domu, czyli do nędznego hotelu. Źle się czuje, ale nie ma pieniędzy na lekarza. Jej życie kręci się wokół kochanka. Emil "to tak wspaniały żigolak, że niewiele już trzeba, by przestał nim być". Czeka na niego godzinami, gdy on włóczy się po spelunkach; nie chce mu się nawet do niej zadzwonić, choć ona specjalnie po to założyła telefon, by on mógł ją uprzedzić, że wróci późno. Emil kłamie; jego kochanka podejrzewa, że zdradza ją na prawo i lewo. Szpieguje go; wykryła, że spotyka się ze starszą i niezbyt bogatą kobietą. Wydzwania do lokali, w których on bywa. "I zawsze się okazuje, że właśnie wyszedłeś. I nigdy nie wiadomo dokąd. I babka siedząca przy telefonie mówi mi o tym współczująco". Wobec świata stara się zachować pozory: "Ach nie, nie niepokoję się... po prostu mam pilną sprawę i nie mogę go złapać [..] Emil to anioł. Jest wobec mnie bez zarzutu. Ależ tak, zaraz przyjdzie. Nigdy nie zostawia mnie samej. Pewnie wypadło mu coś pilnego". Okłamuje także siostrę Emila: "Telefonowała twoja siostra. Powiedziałam jej, że się kąpiesz. Nie musi wiedzieć, o której wracasz".
Czekanie jest dla niej męką: "O, ty umiesz kazać czekać na siebie. Doprowadziłeś to do perfekcji, mistrzostwa, chińskiej tortury. Znasz wszystkie sztuczki, wszystkie najokrutniejsze sposoby, jak zadawać ból i dręczyć. Ileż się naczekałam. Liczę, do tysiąca, do dziesięciu tysięcy, do stu tysięcy. Liczę swoje kroki od okna do drzwi. Liczę je tak, żeby wypadało podwójnie. Nastawiam płytę. Biorę książkę. Słucham... Nasłuchuję całą skórą, jak zwierzęta. I czasem nie mogę już dłużej i - i telefonuję". Potem znów nasłuchuje, jak zatrzymują się taksówki, winda, jak otwierają się drzwi innych pokoi.
W końcu Emil wraca do hotelu; nie witając się nawet z kochanką, nie odzywając się do niej ani słowem, rozbiera się i kładzie na tapczanie z gazetą. Ona wyznaje mu miłość i wylewa żale, które nagromadziły się w niej w ciągu miesięcy; on nie reaguje. Ona grozi, że zacznie odpowiadać na propozycje facetów, którzy przysyłają jej kwiaty i liściki. Odgraża się też, że go zabije; on wciąż milczy. Ona twierdzi, że jest opanowana: "Inna na moim miejscu dawno już by ci wyrwała tę gazetę i zmusiła, żebyś jej coś odpowiedział. A ja nie. Postanowiłam zachować spokój - i zachowam". W końcu jednak odsuwa gazetę i odkrywa... że Emil śpi. Szarpie go; on wstaje bez słowa i zaczyna się ubierać. Ona jest przerażona; bezskutecznie błaga go, by nie wychodził. Boi się, że Emil nie wróci; zgadza się teraz na wszystko: by ją okłamywał, zdradzał i kazał na siebie czekać. "Przepraszam. Będę rozsądna. Nie będę się żaliła. Będę milczała. O właśnie... Będę milczała. Będę cię układała do snu, opatulała kołdrą. Będziesz spał. Będę patrzyła, jak śpisz". Jest gotowa znieść wszystko, byle jej nie rzucał. Emil odpycha ją i wychodzi bez słowa.
Ukryj streszczenie