Czas akcji: koniec XIX wieku.
Miejsce akcji: ulice, parki, skromnie umeblowane pokoje, lombard, garkuchnia, redakcja, komisariat w Christianii (dzisiejsze Oslo).
Druk: Knut Hamsun "Głód", PIW, Warszawa 1966.
Powieść
Młody, początkujący pisarz od kilku miesięcy przymiera głodem w Christianii. Jest gotów podjąć każdą pracę: inkasenta, strażaka, cieśli, ale nikt nie chce go przyjąć. Czasem zarabia tylko po kilka koron za artykuł. Mieszka w skromnym, wynajętym pokoju; zalega już miesiąc z komornym, a nie ma nawet öre na jedzenie. Oddał już do lombardu zegarek, płaszcz, kamizelkę, wszystkie książki, pamiątki i ulubione drobiazgi. Została mu tylko jedna zmiana ubrania, które niszczy się szybko; śpi pod pożyczoną od kolegi kołdrą, nie ma nawet grzebienia. Mozolnie pracuje nad kolejnymi artykułami; pisze na tematy trudne i wyszukane: dziwne wynalazki, zbrodnie przyszłości, wolność woli. Chętnie tworzy rozprawy filozoficzne, rzucając wyzwanie klasykom filozofii. Redaktorzy na ogół odrzucają jego teksty jako zbyt trudne dla przeciętnego czytelnika.
Bohater głoduje w znaczeniu najzupełniej dosłownym; długotrwały niedostatek nadwyrężył jego siły fizyczne. Jest osłabiony, ma bóle i zawroty głowy. Jest mu coraz trudniej skupić się na pisaniu, traci wiarę w siebie, nie może skończyć rozpoczętych artykułów; zniechęca się i niszczy rękopisy. Cierpi na zmienność nastrojów, często ze skrajnej rozpaczy wpada w euforię. Gdy ma natchnienie, nie martwi go wypowiedzenie gospodyni. "Stanąłem na środku pokoju i przyszło mi na myśl, że wypowiedzenie pani Gunderesen nastąpiło w sam czas. Pokój ten naprawdę nie był odpowiedni dla mnie. Miał proste jeno, zielone firanki, w ścianach zbyt mało tkwiło gwoździ na powieszenie odzienia, a biedny czerwony fotel na biegunach była to jeno karykatura fotela".
Cierpienia bohatera potęguje wrodzona duma - oddaje ostatnie grosze żebrakom, którzy wcale nie są od niego biedniejsi, lecz pochodzą z niższych warstw społecznych. Nie chce się przyznać do nędzy, w której żyje. Gdy stwierdza, że oddając do lombardu kamizelkę, zostawił w niej jedyny kawałek ołówka, wraca do lichwiarza i opowiada, że ołówek ma dla niego wartość sentymentalną.
Opuszcza pokój z całym swoim dobytkiem, to znaczy pożyczoną kołdrą. W pożegnalnym liście hojnie obiecuje gospodyni nadpłatę w wysokości pięciu koron. Odnosi artykuł do redakcji; kilka godzin później ogrania go zwątpienie. Zziębnięty i głodny, śpi pod gołym niebem w podmiejskim lesie. Przychodzi mu na myśl, że mógłby zastawić pożyczoną kołdrę, uczciwość każe mu jednak z odrazą odrzucić pokusę. Następnej nocy, nie mając gdzie się podziać, wślizguje się po cichu do opuszczonego poprzedniego dnia pokoju. Na stole znajduje list od redaktora i honorarium w wysokości dziesięciu koron; nie może uwierzyć we własne szczęście.
Po kilku tygodniach życia "w dostatku" (to znaczy z chlebem i mlekiem) sytuacja powtarza się. Bohater mieszka w opuszczonej pracowni blacharskiej i nie ma co jeść. Czuje ból pleców i ramion, kłucie w piersiach. Zgubiwszy klucze do warsztatu, zgłasza się w nocy na policję; jest zbyt dumny, żeby przyznać, że jest głodny i bezdomny. Przedstawia się jako dziennikarz Andrzej Tangen; daje do zrozumienia, że zabalował w kawiarni. Rano policjanci wypuszczają go bez śniadania, które dostają inni aresztanci. Zrozpaczony, wychodzi bez słowa, choć od trzech dni nic nie jadł.
"Zjawił się głód i jął kąsać, kłuć i szczypać boleśnie". Jęczy z głodu; zaczyna żuć wióry; to pozwala oszukać głód. Znajomy, którego chce prosić o pożyczkę; uprzedza go taką samą prośbą. Wygląda jak obszarpaniec, przechodnie śmieją się z niego, on wciąż jednak chciałby wspierać żebraków. Bezskutecznie próbuje zastawić okulary. Wyzbywszy się skrupułów, chce zastawić kołdrę przyjaciela, lecz kołdra jest tak licha, że lichwiarz jej nie przyjmuje. Redaktor odrzuca kolejne artykuły, ale zachęca go do dalszej pracy. Młody człowiek nie śmie prosić o zaliczkę, a nawet odmawia jej przyjęcia - przeszkadza mu nie tylko duma, ale i skłonność do przypisywania innym określonych - wrogich lub przyjaznych - intencji ("Wiedział, że nie nadaję się do pisania, przeto oferta jego upokorzyła mnie trochę"). Postanawia prosić o wsparcie pastora, przybywa jednak po godzinach urzędowania. W końcu próbuje żebrać - bezskutecznie. Wraca do lombardu; upokarza się, próbując zastawić guziki surduta. Spotkany na schodach przyjaciel wspiera go pięcioma koronami.
Jest zima; pisarz marznie, chodząc po ulicy w samym surducie. Pieniądze szybko się kończą. Nie ma już oporów moralnych; czuje, że byłby w stanie okraść biedaka. Znów jest głodny, ssie palec. W odruchu desperacji próbuje odgryźć jego kawałek; ból otrzeźwia go. Łudzi się jeszcze, że jego los odmieni się, gdy uda mu się w nocy skończyć kolejny artykuł. Subiekt, którego chce prosić o świecę na kredyt, przez pomyłkę wydaje mu resztę z pięciokoronowej monety. Chłopak idzie do garkuchni i zamawia befsztyk; daje kelnerce hojny napiwek. Wymiotuje; nie jest w stanie strawić smażonego mięsa. Ma wyrzuty sumienia z powodu pieniędzy, które sobie przywłaszczył.
Od jakiegoś czasu spotyka na ulicy koło warsztatu blacharskiego zawoalowaną damę w czerni. Zaprasza ją na wino; kobieta nie przyjmuje zaproszenia, ale prosi o odprowadzenie do domu. Pisarz rozpoznaje w niej dziewczynę, którą kilka miesięcy wcześniej poznał na ulicy i ścigał do samego domu, prześladując swoimi wygłupami - "Zgubi pani książkę" - powtarzał uparcie, choć dziewczyna nie miała żadnej książki. Nazywa ją Ylajali; umawiają się na kolejne spotkanie. Następnego dnia chłopak spotyka znajomego; idą na piwo. Po rozstaniu z kolegą, żeby "oczyścić się z hańby" młody pisarz oddaje resztę pieniędzy kobiecie, która sprzedaje na ulicy ciastka. Czuje się lepiej; wypity alkohol działa. Bierze dorożkę; każe czekać dorożkarzowi, wchodzi do kamienicy i wychodzi drugą bramą. Idzie do sklepu i wyznaje subiektowi, że go okradł; nie przeprasza, lecz krzyczy i obraża go.
Następnego dnia budzi się z gorączką; ma spuchnięte nogi. Od kilku tygodni nie zmieniał koszuli; z poranionego ciała sączy się krew. Na ulicy nieomal wpada pod dorożkę; ma zmiażdżone palce, ale odchodzi, bagatelizując wypadek. Ubolewa tylko nad tym, że ma zniszczony but. Prosi w jatce o kość dla psa; ssie ją i wymiotuje. Spotkany przypadkiem redaktor daje mu dziesięć koron.
Chłopak wynajmuje pokój z utrzymaniem. Przez kilka dni (tygodni?) żyje - w swoim pojęciu - dostatnio, jedząc chleb z masłem dwa razy dziennie; doskwiera mu tylko ból nogi. Spotyka się z Ylajali, która okazuje się kobietą lekkich obyczajów; dowiedziawszy się, jak biedny jest jej nowy znajomy, przestaje się nim interesować. Pisarz znów nie ma czym zapłacić za pokój; obiecuje gospodyni, że ureguluje z naddatkiem, gdy skończy artykuł. Nie idzie mu jednak pisanie, a gospodyni nie wierzy, że dostanie pieniądze. Pewnego dnia bezceremonialnie wyrzuca go z pokoju, gdy zjawia się gość płacący gotówką - młody marynarz. Odtąd pisarz mieszka w jednym pokoju z liczną rodziną gospodarzy; śpi na podłodze. Mimo przeciwności próbuje pisać.
Gospodarze traktują go pogardliwie; gospodyni bez jego zgody czyta fragmenty rękopisu i przedrzeźnia autora. Chłopak chowa dumę do kieszeni - cierpliwie znosi drwiny, drżąc, by nie wyrzucili go na ulicę. W końcu jednak gospodyni każe mu się wynieść; przed bramą dogania go posługacz i wręcza mu kopertę z banknotem dziesięciokoronowym. Kopertę oddała mu pewna dama; w środku nie ma listu. Chłopak zmiętą w kulę kopertę z banknotem rzuca w twarz gospodyni. Przez chwilę czuje się świetnie.
Za chwilę robi mu się słabo z głodu. Kilka godzin później uświadamia sobie, że pieniądze przysłała mu Ylajali; czuje się zhańbiony. Próbuje skończyć dramat, w końcu jednak dostrzega bezcelowość swoich wysiłków; drze rękopis. Znów dopada go głód. Idzie do handlarki, której kilka tygodni wcześniej oddał pieniądze, wydane mu przypadkiem przez subiekta. Chce odebrać "kupione" wtedy ciastka. Kobieta broni towaru; po kłótni chłopak wydziera jej jednak kilka ciastek. Je łakomie i czuje mdłości. Idzie do portu; w końcu udaje mu się zaciągnąć na statek płynący do Anglii.
Ukryj streszczenie