1 października 1966
Akropolis Wyspiańskiego w Teatrze Rapsodycznym
Kraków: premiera Akropolis Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Mieczysława Kotlarczyka i z nim w roli Harfiarza, w scenografii Mieczysława Garlickiego, z muzyką Zygmunta Koniecznego.
Spektakl przygotowany na jubileusz 25-lecia Teatru Rapsodycznego budził niepokój władz z związku z sytuacją polityczną wokół obchodów tysiąclecia chrztu Polski. Według Mieczysława Kotlarczyka było to „nagroźniejsze ogniwo w postępującym procesie drugiej liwidacji” Teatru Rapsodycznego:
„Koncepcja naszego przedstawienia zaczęła budzić podejrzenie co do swej prawomyślności politycznej. Zaczęła spędzać sen z powiek najpierw donosicielom a potem resortowym władzom. «Akropolis» jako dramat o Wawelu, będący najwspanialszą syntezą naszych tysiącletnich, polsko-chrześcijańskich dziejów, jako rapsod o Zmartwychwstaniu i zbliżającym się Salwatorze, mógł budzić na widowni nienajwłaściwsze i niepożądane refleksje i skojarzenia. Zwłaszcza w okresie Millenium. Zaczęło się więc dosłownie wszystko nie podobać .
Niepokoje władz podsycane były raportami członków partii, należących do naszego zespołu. Nawet studyjne zwiedzenie katedry i wawelskich arrasów, jako terenu gry oraz najistotniejszych akcesoriów «Akropolis» przewrotnie skomentowano. W inicjatywie tej wywęszono ni mniej ni więcej tylko — dewocję i nacjonalizowanie zespołu.
Pracowaliśmy pod najczujniejszą kontrolą administracyjno-partyjną . Oczy obecnych wśród nas tajniaków śledziły z odpowiednim nastawieniem każdy najdrobniejszy ruch realizacyjny. Nasyłano nam różnych «obserwatorów», którzy puszczali w kurs slogan, że w Teatrze Rapsodycznym robi się przedstawienie dla reakcyjnej części polskiego episkopatu. Na kilka zaś dni przed premierą nasyłano najrozmaitsze komisje, już to «po linii administracyjnej», to znów «po linii partyjnej», które miały nas ocenzurować , mogły zaś jednym słowem postawić pod znakiem zapytania nasz «Akropolis» a przez to samo w ogóle całą naszą uroczystość jubileuszową . Atmosfera stawała się z godziny na godzinę coraz bardziej nieznośna. Zespół żył w ciągłym napięciu. Zwłaszcza mój system nerwowy wystawiony był na próbę ogniową nie lada. Przecie ż afisze na mieście, wydawnictwo jubileuszowe i programy z zaproszeniami porozsyłane, a tu w każdej chwili mogło się wszystko dosłownie zawalić .
Nie odetchnęliśmy, nawet kiedy reprezentanci Wydziału Kultury, komitetu wojewódzkiego partii i cenzury przedstawienie nasze (ze względu na walory artystyczne) zaaprobowali i koniec końcem «puścili»; a nie doczekaliśmy odprężenia, bo nawet wtedy jeszcze tow. Kuduk [Franciszek Kuduk, kierownik Wydziału Kultury w Krakowie – przyp. red.] nie dał za wygraną i próbował nie dopuścić Wyspiańskiego więcej niż raz w tygodniu na afisz.” (Mieczysław Kotlarczyk, Reduta słowa. Londyn 1980. s.148-109).
Rafał Węgrzyniak