Artykuły

"Sędziowie" i "Klątwa"

Po o raz pierwszy w historii polskiego teatru zagrano w ramach jednego wieczoru "Sędziów" i "Klątwę" Wyspiańskiego. To dziwne, że nikt wcześniej nie odważył się postawić ich obok siebie, połączyć w jeden spektakl. Problemy obu sztuk są podobne, chciałoby się rzecz: te same. Nawet sytuacje dramatyczne mają wspólne ogniwa, zbliżony rysunek i koloryt. W jednym i w drugim wypadku występuje zagadnienie winy i odpowiedzialności, naruszenia porządku moralnego i jego restytucji. Nad jedną i nad drugą sprawą ciąży zemsta ludzka, przekleństwo zanoszone przed najwyższy trybunał sędziowski. Inna jest tylko materia fabularna; inna temperatura. Ścieg tematyczny "Sędziów" mógłby być ściegiem romansu kryminalnego, wątki "Klątwy" - osnową powieści brukowej. Jednak nie sensacyjna anegdota obu tekstów stanowi o ich urodzie dramatycznej. Ponad sensacyjność i kryminalność wynosi je wielka problematyka etyczna, a także - trzeba to zaakcentować - poezja teatralna.

"Sędziów" i "Klątwę" rozgrywa Swinarski w dekoracjach naturalistycznych. Naturalizm to swoistej pieczęci, więcej w nim estetyzmu niż surowego życia. Brzydkie przeobraża się w ładne. Przedmioty, które tak chętnie wprowadza Swinarski na scenę, mają zawsze walor plastyczny. Są tak ustawione i tak oświetlone, że zwracają na siebie uwagę, zmuszają widza, by je podziwiał, cieszył się ich kształtem, barwą. Każdy obraz sceniczny oddycha swoim rytmem, promienieje wewnętrznym światłem. Staje się konstrukcją pełną, zamkniętą. Żyjąc własnym życiem, żyje jednak całością przedstawienia.

W teatrze Swinarskiego ważne miejsce zajmuje pejzaż; poddaje on przedstawieniu zasadniczą tonację, organizuje jego nastrój. W "Sędziach" reżyser wychodzi poza ściany karczmy, pokazuje przyległe do niej izby. Bardzo malarskie w kolorze i fakturze szopy i komórki posklecane z poczerniałych desek, zdradzające bylejakość i tandetność budowli (mieszka w nich służba), kontrastujące z solidną i dostatnią częścią mieszkalną gospodarzy, otwierają przed widzem swoje ciemne wnętrza, aby w dokładnie określonych dekoracjach przeżył ponury dramat uwiedzenia dziewczyny przez Natana.

Pierwsza scena spektaklu ewokuje nastrój spokoju, ciszy, chwilowego zawieszenia w codziennych zajęciach. W oknie alkierza zapalają się świeczniki szabasowe; gospodarz domu pogrąża się w modlitwie. Jedyny dysonans, który zakłóca ten porządek, wdziera się w niego nieprzyjemnym zgrzytem, to praca brzozowej miotły, którą Jewdocha zamiata podłogę karczmy. Czynność tę reżyser rozciąga na dłuższą chwilę. Nadaje jej wartość kontrapunktu muzycznego. Przybycie Dziada, jego rozmowa z Samuelem i Jewdocha rozsadzają statyczny rysunek scen pierwszych. Temperatura podnosi się gwałtownie. Im głębiej widz wchodzi w spektakl, tym bardziej uwaga jego odwraca się od wydarzeń zewnętrznych, nawet tych patetycznych - zabójstwo Jewdochy, śmierć Joasa - by skupić się wyłącznie na śledzeniu poruszeń wewnętrznych i zmian, które zachodzą w Samuelu pod wpływem spadających na niego nieszczęść. Droga, którą on przechodzi, a która stać się może także przygodą widza, jest drogą odbudowywania sumienia.

"Klątwa" w inscenizacji Swinarskiego okazała się tekstem wściekle teatralnym. Teatralność oznacza tu coś więcej niż widowiskowość, niż rodzajowa malarskość. Wyznacza ją walka potężnych charakterów i wielkich pasji, prymitywnych instynktów i mocnej, nie nadgryzionej zwątpieniem wiary, domagającej się natarczywie ekspiacji i ofiary. Obracamy się wciąż w obrębie pojęć biologii i teologii. Reżyser wyostrza konflikty, dynamizuje obraz przez ustawiczne kontrastowanie sytuacji, postaw, spojrzeń. Odwołuje, się często do symboliki religijnej, do ceremoniału liturgicznego. Znakomita inscenizacja procesji ze świetnie dobraną ilustracją muzyczną Stanisława Radwana, kojarzącą się z kasprowiczowskim "Święty Boże..." i kościelną pleśnią pątniczą, przenosząca w sobie coś z klimatu odpustów kalwaryjskich i neorealizmu filmu włoskiego. Bardzo ekspresywna, choć trochę operowa w zagęszczeniu efektów malarskich, wokalnych i pantomimicznych scena kamienowania.

W "Klątwie" podobnie jak i w "Sędziach" pejzaż zostaje wprzęgnięty w dramatyczną funkcję spektaklu, wykracza poza naturalistyczną ilustrację, choć nigdy nie wyrzeka się jej całkowicie. Dźwiga ciężar wielkiej metafory. Krajobraz "Klątwy" jest krajobrazem "ziemi jałowej" Eliota - spalone brązy, szarości, biele. Krążek ziemi, w który upada twarzą Ksiądz po uświadomieniu sobie swej katastrofy życiowej, moralnej, urasta do symbolu powszechnej doli człowieka, którą najdosadniej ilustruje popielcowy obrzęd posypywania głowy popiołem: proch jesteś i w proch się obrócisz.

Robota aktorska z grubsza biorąc solidna, choć czuje się, że aktorzy nie weszli jeszcze całkowicie w swoje role. Trudno się dziwić, to dopiero pierwsze przedstawienia. W "Sędziach" najbardziej podobał mi się Jukli Wojciecha Ruszkowskiego; prawdziwy w geście, ruchu, intonacji. Kostium nie dezawuuje u niego fonetyki, a fonetyka kostiumu, czego nie można powiedzieć o większej części wykonawców. W "Klątwie" ładną grą wyróżniają się Anna Polony (Młoda), Bolesław Smela (Ksiądz), Wiktor Sądecki (Sołtys), Maria Bednarska (Matka), Jerzy Nowak (Pustelnik). Tak w "Sędziach" jak i w "Klątwie" wiele do życzenia pozostawia jednak dykcja. Wyciszone partie dialogowe nie docierają do ostatnich rzędów widowni, w których odbiera się tekst pokaleczony. To bardzo utrudnia percepcję spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji