Artykuły

Stanąć w prawdzie

"Więź" w reż. Zbigniewa Brzozy w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

To opowieść o trudnym odzyskiwaniu utraconej więzi między dwiema najbliższymi osobami: matką i córką, które po 15 latach rozłąki spotykają się w więziennej sali widzeń. Matka odsiaduje tu karę dożywocia za zamordowanie męża. Właściwie nie wiemy, czy na pewno to zrobiła, a jeśli tak, to dlaczego. Tekst nie wyjaśnia tego do końca, bo nie o zagadkę kryminalną tu chodzi. Wiemy natomiast, że bardzo kochała męża i że pamięć o nim nadal jest jej bardzo droga. Ze strzępów wspomnień córki (strzępów, bo cierpi ona na posttraumatyczną amnezję, mającą swe źródło w dzieciństwie) wyłania się nienajciekawszy obraz domu rodzinnego: oboje rodzice wprawdzie kochali córkę, lecz większość czasu spędzali w pubach przy alkoholu. Potem w domu bywały awantury. Dzieckiem zajmowali się dziadkowie albo nikt. Jak w każdej patologii któregoś dnia musiało dojść do przesilenia. I doszło.

A zatem mamy tu zbrodnię, mamy karę i mamy chorobę sierocą dziecka, dzisiaj już dorosłej osoby o zagubionej tożsamości. Obserwujemy dwa jakże różne światy. Inny jest świat żalu, wspomnień i doświadczeń córki, inny zaś pełen goryczy, więzienny świat matki. W obydwu światach dominantą jest ból.

Mimo że obie kobiety dzielą różnice stylu życia i hierarchii wartości, to jednak silniejsza od nich jest naturalna, przyrodzona więź łącząca matkę z dzieckiem, choć droga do wzajemnego porozumienia i odzyskania owej więzi okazuje się niezwykle wyboista i wymaga sporego trudu z obu stron. Wymaga przede wszystkim prawdy o nich samych i szczerości we wzajemnych relacjach, bez zakłamywania przeszłości, nawet tej najbardziej ponurej. Trzeba po prostu stanąć w prawdzie. Bo tylko w ten sposób można odbudować swoją tożsamość.

Nie ma tu wylewności uczuć. Traumatyczna przeszłość zagłuszyła w obu kobietach tę czułą, delikatną warstwę. Aby ją teraz odbudować, trzeba czasu i wysiłku. Toteż rozmowy matki i córki mają ton raczej chłodnych, spokojnych informacji o nieważnych sprawach. Kobiety są nadzwyczaj wstrzemięźliwe w odkrywaniu swego wnętrza. Ale od czasu do czasu nagromadzony żal wybucha w formie agresji, zwłaszcza u matki.

Powoli światy pamięci matki i córki się spotykają. Wraca uczucie i tęsknota. Ale pojawia się też problem winy, kary, sprawiedliwości i granic przebaczenia. Tęsknota za odzyskaną matką każe córce dążyć do wszczęcia powtórnego procesu, by uwolnić matkę z więzienia, bo wierzy w jej niewinność. Matka jednak się nie zgadza, uważa, że powinna pozostać w więzieniu. Czy dlatego że w ten sposób pragnie odpokutować swoje winy? Nie wiemy. I choć postać matki zaczyna wzbudzać współczucie, a chwilami nawet sympatię publiczności, to jednak nie chcemy, aby została ona uwolniona. Bo gdzieś w podświadomości drzemie silnie zakodowane poczucie sprawiedliwości, że skoro jest wina, to musi być i kara.

W roli Fay, matki, występuje Ewa Błaszczyk. To pierwsza duża rola tej świetnej aktorki po jej dość długiej nieobecności na scenie teatralnej. I od razu trzeba powiedzieć, że jest to udany powrót. Ewa Błaszczyk gra kobietę, której kultura osobista, maniery i w ogóle sposób zachowania pozostawiają wiele do życzenia. A zwłaszcza agresywny ton wypowiedzi. To nie tylko wpływ środowiska więziennego, lecz także rodzaj obrony przed popadaniem w stany depresyjne, w użalanie się na własny los. W więzieniu mogłoby to być dość niebezpieczne. Tym bardziej że strażniczka (w tej roli niezbyt przekonywająca Izabela Szela) niczym wampir poluje na takie stany swej podopiecznej, by dotrzeć do jej tajemnicy, do jej bólu, bo wtedy czuje pełną władzę nad nią.

Ewa Błaszczyk prowadzi swoją bohaterkę wyraziście, z dużą dozą ekspresji (chwilami aż irytującej) i jeszcze czegoś, co właściwie wykracza poza napisaną przez autorkę postać Fay i poza technikę aktorską. Bo jeśli idzie o tekst brytyjskiej autorki Rony Munro, to sporo w nim płycizny i powierzchowności, zwłaszcza w konstrukcji samych postaci, a także relacji między nimi. Na szczęście aktorzy nasycili grane przez siebie postaci własną energią i wnieśli sporo od siebie. Myślę tu głównie o Ewie Błaszczyk, a także o Aleksandrze Bednarzu w roli strażnika więziennego. Natomiast Agnieszka Grochowska w roli córki Josie jakby z dużymi oporami poddawała metamorfozie swoją bohaterkę. A przecież od pierwszej sceny, kiedy to odnalazła matkę, aż do finału tak wiele wydarzyło się w jej życiu emocjonalnym. Tymczasem aktorka, poza drobnymi wyjątkami, wykazuje zadziwiającą stałość, powiedziałabym nawet - niezmienność zachowań.

Mam też uwagi do scenografa, gdyż zbudował zbyt "szkolne" dekoracje, które ani nie pogłębiają myśli tego zgrabnie wyreżyserowanego spektaklu, ani też nie pomagają aktorom.

"Więź" Rony Munro, przekł. Elżbieta Woźniak, insc. i reż. Zbigniew Brzoza, kostiumy Dorota Kołodyńska, muz. Jacek Grudzień, konsultacja scen. Paweł Wodziński, praca nad słowem Grażyna Matyszkiewicz, Teatr Studio w Warszawie.

Na zdjęciu: scena z przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji