Artykuły

Beznadziejność i rozpacz

RECENZENT idąc na premierę sztuki polskiego autora (a ostatnio zdarza mu się to często) marzy o tym, by sztuka była dobra. Wiemy przecież, jak wielki jest głód twórczości na tematy rodzime bliskie widzowi polskiemu, jak dobrze jest odkryć nowy talent dramatyczny, lub śledzić postępy znanego już ze sceny autora. Niestety, radosne oczekiwanie często zamienia się w przykrość: wiele sztuk polskich ostatnio zawiodło nasze nadzieje.

Janusz Warmiński zapowiadał się od pierwszej swej sztuki na utalentowanego autora. Jego "Zwycięstwo", sztuka o wsi, pisana i wystawiana ' pamiętnym okresie festiwalu sztuk polskich autorów, którzy prześcigali się w realizmie socjalistycznym i często robili wrażenie jak gdyby pisali sztukę, zaglądając do skryptów szkolenia ideologicznego, chlubnie wyróżniła się spośród innych. Mimo że zawierała wszystkie elementy, bez których sztuka nie mogła się wówczas ukazać na scenie, nie była papierowa i pozwalała budzić nadzieję, że ten młody autor potrafi, gdy nie będą go krępowali, napisać coś naprawdę dobrego.

"Osaczeni" to sztuka napisana już po Październiku. Ale tu stało się to, co bardzo często niestety ostatnio obserwujemy: zbyt radosny i optymistyczny w czasach, gdy taka postawa była wymagana, Warmiński nagle przekręcił się o 180 stopni, wpadł w ponuractwo, pesymizm, rozpacz, wobec których egzystencjalizm sartrowski to ochoczy oberek.

Widz, który przed paroma laty zmuszony był oglądać na scenie młodzież szalejącą z radości, gdy na budowę przywieźli cement, teraz widzi młodzież, której nic nie pozostaje, prócz popełnienia zbiorowego samobójstwa.

Bohaterowie sztuki Warmińskiego są osaczeni, jak mówi tytuł, nie tylko dlatego, że jako partyzanci w czasie okupacji znaleźli się w potrzasku hitlerowskim pod murami walczącej w Powstaniu Warszawy, ale przede wszystkim dlatego, że w naszych oczach tracą wszystko, co było motorem ich walki z wrogiem, że nie ma już w nich owego porywu, który nakazał im pójście do szeregów walczącego podziemia, że wszystko jest beznadziejne i z ludzkich uczuć pozostał im tylko strach. "Osaczeni" to już nie tylko odbrązawianie bohaterstwa, z którym ostatnio spotykamy się coraz częściej, to malowany wyłącznie czarnymi barwami obraz tej młodzieży, która zapłaciła własnym życiem za walkę o wolność.

Sądzę, że w widzu będą się budziły mocne sprzeciwy wobec takiego obrazu, zwłaszcza, że postacie SS-manów pokazane są bardziej po żołniersku, a zwłaszcza bardziej po ludzku. Sztuka Warmińskiego przygnębia i nawet nie daje pola do rozmyślań. To niedobrze.

Wykonawcy zgodnie z intencją autora stwarzali nastrój beznadziejności i rozpaczy. Stefan Sródka w roli przywódcy oddziału Jana, Józef Kostecki jako niesłusznie otoczony nimbem bohaterstwa Zenon Pluciński, Rułka Ejmont, Łapiński tworzyli zespół "chłopców z lasu".

Dziewczęta grana były przez liryczną Hannę Zembrzuską (Krystyna) dzielną Aniele Swiderską (Hanka) i a&miętną Alfredę Sarnawską (Nina). Oczywiście cechy, o których mowa były cechami postaci przez aktorki kreowanych.

Trudną rolę obłąkanej matki rozstrzelanego chłopca grała z dużym umiarem Eleonora Lorentz.

Przedstawicielami hitlerowców byli: Radwan, Wąsowicz, Libner, Pawlik.

Ten ostatni montował też zręcznie reżyserię tej niełatwej sztuki, w której jedność miejsca (na spalonym dachu) jest ogromnie ograniczona.

Interesującą i pełną prostoty scenografię nakreślił Lech Zahorski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji