Artykuły

"Osaczeni"

"Nigdy chyba nie dokonaliśmy w tak krótkim czasie tak radykalnej rewizji swojej niezbyt odległej przeszłości - pisze Janusz Warmiński w programie teatralnym na marginesie swej nowej sztuki "Osaczeni" - i chyba nic nie może być tak bezlitosnym odbiciem tego stanu rzeczy, jak sztuka. Nie umiejscowiłem "Osaczonych" pod względem topograficznym. Nie nazwałem miasta Warszawą a rzeki Wisłą. Nie pooznaczałem ludzi literkami AK czy AL. Nie czuję się na siłach dźwigania ciężaru historii, który złamał olbrzymów. Nie czują go moi bohaterowie i nie. mają pretensji, żeby być najdzielniejszymi czy najtchórzliwszymi z tych, którym historia sprawiła krwawą niespodziankę. Ich imiona nie będą zdobiły pamiątkowych tablic. Są bezimiennymi bohaterami. Są młodymi ludźmi, którzy, się znaleźli w ruinach swoich marzeń, ideałów i wzlotów. Nie chcieli tam wejść - wepchnięto ich wbrew ich woli a niekiedy za ich zgodą. Bronią się, walczą o życie, doznają goryczy odkrywania prawdy o sobie samych i otaczającym ich świecie. Są podwójnie osaczeni. (...) Nie chcę w "Osaczonych" niczego dowodzić. Stwierdzam tylko, iż najgorsze w życiu człowieka są chwile, kiedy on sam i jego ideały zostają wystawione na próbę... śmierci. To chyba najpełniejsza próba. I dlatego cofnąłem się w przeszłość".

Konfrontacja autorskiego zamysłu z gotowym już dziełem jest rzeczą równie interesującą co - dla autora - często ryzykowną. Szczególnie - w odniesieniu do twórczości scenicznej. Sztuka teatralna po jej ukończeniu przez pisarza zaczyna żyć własnym, często niezależnym od jej twórcy, życiem. Wyznacza je jej kształt sceniczny, nadany przez subiektywne widzenie i odczucie jej konfliktów i postaci przez twórców spektaklu - reżysera, inscenizatora, scenografii wykonawców - jak też przede wszystkim subiektywna percepcja odbiorcy. Autor pozostaje więc w podwójnej zależności: od scenicznych realizatorów spektaklu oraz od widza. I ten ostatni dopiero, w ostatecznej, bezapelacyjnej instancji, nie zobowiązań do uwzględniania w ocenie sztuki autorskich zamierzeń i intencji jak również artystycznego zamysłu realizatorów spektaklu - osądza ją jedynie na podstawie tego, co rzeczywiście przekazuje autor i scena.

Truizmy te trzeba było przypomnieć właśnie przy omawianiu sztuki Warmińskiego. Autor zastrzega się, że nie chce w "Osaczonych" niczego "dowodzić", nie do pomyślenia, jest jednak w dziele sztuka jakaś obiektywna, pozaautorska, artystyczna, organizacja materiału, gdyż materiał taki można organizować tylko wokół określonej idei utworu, wokół jego centralnego pionu. Nie można szczególnie wtedy, gdy budulcem sztuki jest dramatyczne spiętrzenie moralnych konfliktów, gdy ukazuje się ludzkie losy w ich stawaniu się - nawet jeśli bohaterowie sztuki mają tylko znikomy wpływ na kształtowanie się ich zewnętrznych losów.

Warmiński napisał sztukę o grupie partyzanckich rozbitków, którzy po nieudanych próbach przedostania się do powstańczej Warszawy zostają osaczeni w rozwalonym domu (ten "rozwalony" dom, to zresztą metaforyczna dopowiedź

scenografa). Osaczeni podwójnie: przez Niemców oraz przez własne pognębiające się z godziny na godzinę wątpliwości, rozczarowania i przybywającą z godziny na godzinę gorzką samowiedzę. Sumie tych dwu osaczeń przeciwstawia się instynkt życia - mimo wszystko i wbrew wszystkiemu. Te właśnie zagęszczone dramatycznie (choć nie skondensowane dramaturgicznie) procesy ukazuje Warmiński.

Gdyby się chciało stosować do dzieła sztuki kryteria oceny, jakie zastosował np. niedawno w "Nowej Kulturze" Włodzimierz Sokorski oceniając twórczość Hłaski ("odbija rzeczywistość") - sprawa byłaby załatwiona. Sztuka Warmińskiego na pewno w jakiś sposób "odbija rzeczywistość" tamtych tragicznych dni powstaniowych, na pewno jest jakimś fragmentem złożonego obrazu działań i przeżyć podwarszawskiej partyzantki, próbującej nieść pomoc walczącej stolicy. Wszystko, co pokazuje Warmiński na scenie, jest - mimo pewnych naiwności merytorycznych (realia) i psychologicznych - bardzo prawdopodobne. Tak istotnie mogło być. Może nawet gdzieś tak było. Były na pewno jeszcze bardziej wstrząsające historie niż te, które oglądamy na scenie.

Wielu kronikarzy tamtych dni je zanotowało. Historyk w oparciu o nie i o wszystkie inne dostępne materiały będzie próbował dać jakąś historyczną, beznamiętną i w miarę obiektywną syntezę tego okresu. Pisarz, zachowując przywilej subiektywnego widzenia jakie goś fragmentu wydarzeń, ma nie tylko ukazać wewnętrzny jego mechanizm lecz stworzyć też jego syntezę artystyczną, wyłowić ze splotu ludzkich konfliktów porządkującą ideę utworu. U Warmińskiego takiej idei nie znajdujemy. Eksploatacja widza staje się więc jakąś okrutną bo bezcelową zabawą autora. W tej sytuacji - szczególnie przy nagromadzeniu i ciągłym piętrzeniu, a często i rozwlekaniu konfliktów - widz w miarę nie tyle rozwoju co gmatwania się scenicznej akcji, miast stopniowo uwrażliwiać się, w najlepszym razie obojętnieje.

Czy sztuka mogła przemówić inaczej, pełniej w innym kształcie scenicznym, niż nadał jej reżyser i scenograf oraz grający w niej aktorzy? Być może. Pewne jest natomiast, że zyskałaby wiele, gdyby przy życzliwej pomocy kierownictwa literackiego teatru autor nad nią jeszcze popracował. Bo to jest świetny materiał na dramat.

O wykonawcach - albo dużo albo nic. Niech nie rozumieją tego, jako lekceważenia ich dużego i sumiennego wysiłku, podpartego najlepszymi intencjami i ambicjami. Może o tym przy innej okazji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji