Artykuły

W sieci Mahagonny

W sieci, bo Mahagonny to "miasto - sieć". Liczy się pieniądz i użycie. Kiedy pieniądz się skończy, trzeba poddać się surowym prawem miasta zorganizowanego na wzór gangsterskiej bandy. Z gangsterskim kodeksem moralnym i tym oficjalnym - prawnym.

Dlatego przegra Jimmy Mahoney. Osądzi go burdelmama, u której zostawił wiele banknotów dolarowych kiedy jeszcze miał. Miejscowy alfons, policjant, naciągacz barman - wszyscy kradną i wszyscy piastują wysokie funkcje społeczno-oficjalne: sądzą, stoją na straży porządku.

Taki to jest ten świat brutalny i w ogóle be. To sentencja główna utworu Bertolta Brechta pt. "Der Aufstieg und der Fali der Stadt Mahagonny". Ostrzegać to miało przed groźbą wyzysku, czającego się jak krwiożerczy gad zewsząd. Mieściło się w poetyce gorącego teatru interwencyjnego. Jak zwykle u Brechta, żeby było strawne, podane być musiało atrakcyjnie. Stąd forma musicalu. Songi, śpiewane mocno, wprost w publiczność. Przestraszyć, obudzić poruszyć - o to chodziło. Nic z iluzji dawnego teatru, przeciwnie - epicka, "opowieść" o pełnym dystanstansie wykonawców wobec tego co robią.

Kurt Weill swoją muzyką przeobraził brechtowską publicystykę w coś niepowtarzalnego. Jak dwaj inni "nadworni" kompozytorzy Brechta - Paul Dessau i Hans Eisler. Ta muzyka zrastała się tak dalece z tekstem, że dziś większość utworów Brechta przygotowywanych na scenę trzeba podpisywać: Brecht/Weill/ Elsner/Dessau - jeżeli odwołują się rzetelnie do pierwowzorów inscenizacyjnych,

"Mahagonny" pokazane w Teatrze Współczesnym to spektakl według Brechta, Weilla i Krzysztofa Zaleskiego.. Przykrojony na potrzeby tej sceny, ale z całym szacunkiem do tradycji wystawienniczej. Dodajmy, wystawiony smakowicie. Reżyser, Krzysztof Zaleski, udowodnił, że taki właśnie styl "czuje" świetnie.

Jest więc ta agitka antykapitalistyczna. Są songi. W "Mahagonny" akurat te arcysławne: "Surabaya Johnny", "Księżycu w Alabamie". Jest zabawa, klimat. Zagrożenia, może więcej - strachu; i przed czymś więcej niż mamoną i jej wilczymi prawami. Kabaret ostro rysowany o mieście Mahagonny w którym tak ciężko jest żyć, a żyć trzeba.

Stąd dewiza, podważana tu dyskretnie, ale wciąż przecież sprawdzana ostatecznym triumfem: brać co się da z tej egzystencji w Mahagonny. Bez sentymentów. Nie ja tobie, to ty mnie. Oczywiście - kuku, cios - nic dobrego.

Bardzo niesympatyczne jest to Mahagonny na Mokotowskiej i byłoby całkiem już beznadziejnie, gdyby nie to, że teatr to, poza tym, wcale niezły. Jak na dziś, to jest na obecną sytuację, a rozumiem pod tym i widownię, i środowisko, i ceny biletów i repertuar, i atmosferę.

Stanisława Celińska śpiewa tu pięknie, jeszcze piękniej świetna wdowa - kapitalistka - rekin - burdelmama - szacowny sędzia: Krystyna Tkacz. I to są atuty, bo nie śpiewać dobrze tych ról to położyć je w ogóle. Kto wie nawet, czy nie położyć całego przedstawienia.

Reszta zespołu śpiewa także, lepiej łub gorzej, eufemistycznie pisze się w takim wypadku: realizuje zadania reżysera.

Wojciech Wysocki w głównej roli Jimmy'ego, który chciałby być "sprawiedliwy" i jeszcze ma fantazję, świetnie wypada pod względem aparycji, ale już mniej świetnie jako aktor śpiewający.

I wszystko toczy się rytmicznie, z werwą, z przywołaniami historycznych cytatów scenicznych (znakomite kostiumy!) ludzie się bawią - o to chodzi-- tylko nie wiadomo do końca, dlaczego właściwie ten stary Brecht taki się wydaje piękąco współczesny...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji