Artykuły

Takiego mnie jeszcze nie znacie: Jan Peszek

- Dzięki Japonii żyję w Polsce spokojniej i mogę przeżywać znośniej ten nasz chaos i bałagan. Japonia łagodzi mój ekstremalny charakter - opowiada JAN PESZEK.

MA kolekcję wachlarzy, grafik, malarstwa, lalek, porcelany, kimon, pasów obi i sznurów himo. Przywozi je z każdej podróży do Japonii, w której zakochał się, co prawda nie od pierwszego wejrzenia, ale dozgonnie. - Te przedmioty pozostawiają we mnie emocjonalny ślad pięknego, dziwnego kraju, o fascynującej kulturze i obyczajowości - wyznaje Jan Peszek.

Po raz pierwszy pojechał do Japonii prywatnie, na tramping, pod koniec lat 80. Mając 150 dolarów w kieszeni, zwiedzał ten kraj z perspektywy biednego, szeregowego turysty: zabytki, krajobrazy, nie mając możliwości nawiązania kontaktów z mieszkańcami. Zapamiętał Japonię jako piękny kraj. I tylko tyle. Zakochał się w niej później, gdy na początku lat 90. zaczęła się jego wielka artystyczna przygoda w Kraju Kwitnącej Wiśni.

- Z Japonii otrzymałem teatralne propozycje. Zaczęto się od moich występów ze "Scenariuszem". Potem były regularne warsztaty reżyserskie, występy z rodzinnym spektaklem opartym na prozie Schulza, a także gościnna prezentacja "Wariata i zakonnicy", w którym to przedstawieniu zagrałem wraz z moimi krakowskimi studentami.

W końcu wyreżyserowałem z tokijskimi aktorami, w tamtejszym teatrze, "Iwonę, księżniczkę Burgunda" - otrzymała prestiżową nagrodę w Tokio i wystąpiłem w roli Puka (po japońsku!) w "Śnie nocy letniej" zrealizowanym przez Rudolfa Ziole. Nie znam japońskiego, poza kilkunastoma zwrotami, dlatego praca nad rolą wymagała harówki. Jednak aktorzy, jesteśmy trochę jak małpki, mamy zdolności naśladownicze, więc udało się. Po premierze dostałem wielkie brawa, a publiczność, reagując żywiołowo, udowodniła mi, że rozumie mój japoński. W tamtych czasach zacząłem smakować Japonię przez kontakty z ludźmi, które przerodziły się w przyjaźnie trwające do dziś. Wówczas też dostrzegłem, jak bardzo Japończycy są podobni, w niektórych wypadkach, do nas: sentymentalni, czasami infantylni i spontaniczni - pod warunkiem, że nabiorą zaufania.

Wielkim przyjacielem aktora jest Chichiro Watanabe (i jego żona Michiko), wybitny grafik, malarz, pisarz, tłumacz, który miał wystawę swoich prac także w Krakowie. Przyjaźnie Jana Peszka, głównie wśród tamtejszych artystów, otworzyły przed aktorem drzwi do ich domów.

- Japońskie domy są małe i chłodne, stąd też np. kąpiele mają specyficzny charakter. Przed każdą należy dokonać ablucji! W wannie lub beczce po sake, wypełnionej często ziołami, przykrywa się delikwenta drewnianymi pokrywami (by ciepło nie uciekało), a na zewnątrz wystaje tylko głowa. Podczas kąpieli dodatkowej rozgrzewki dostarcza sake podawana przez panią domu. W podobnie ciepłym nastroju spędzałem też kolację w Kioto, u japońskiej kompozytorki. Siedzący goście trzymali stopy w otworze podłogowym wypełnionym gorącymi kamieniami. Stół przykryty był rodzajem miękkiej kołdry, zakrywającej ciało biesiadnika i stanowiącej jednocześnie obrus. A podawanie posiłków w Japonii to odrębna sztuka. Niezwykła elegancja, prostota i przejrzystość formy są zachwycające. Wszystko się celebruje, a wysublimowana zastawa stołowa jest kolorystycznie zharmonizowana z barwą potraw, które przybierają przeróżne miniaturowe formy. Na jednej z wykwintnych kolacji u mafijnego bossa wjechały na stół półmiski z bukietami kwiatów: storczyków, róż, które ułożono z najcieńszych plasterków surowych... ryb. To był istny ogród. Pamiętam też danie uciekające ze stołu - trzeba było łapać je pałeczkami. To żyjątko chrupało w ustach, więc należało je neutralizować dużą ilością sake. Było bardzo smakowite.

O kuchni, obyczajach, jak nawiązywanie męskich znajomości w dość ekscentrycznej i zakazanej dzielnicy, gdzie w knajpce wszystko było w kolorze czarnym, nawet napoje - Jan Peszek mógłby opowiadać długo i z charakterystyczną dla niego pasją.

A także o japońskich aktorach, jak Yaemon Okura, który od 25 pokoleń dziedziczy tę samą rolę w teatrze No. - Z Okurą wiąże się pewna anegdota. Kiedyś zaprosił moich krakowskich studentów, przebywających w Japonii, na swoje warsztaty. Rozpoczęli je od mozolnego, dokładnego i powolnego mycia klepek scenicznych. Gdy spytałem, dlaczego to jest taka wolna ceremonia, usłyszałem odpowiedź: Szybki ruch mógłby spowodować, że zawieruszony pyłek uniesie się podczas spektaklu w górę i zanieczyści jego świętość. Z tego typu kulturą mamy do czynienia w Japonii!

Od Okury właśnie aktor otrzymał przepiękny srebrny wachlarz, jeden z wielu w kolekcji. Jej zbiory składają się z prezentów, jak kimono od Hachiro Suzuki, przez, niego ręcznie malowane, bądź też z zakupionych eksponatów w tamtejszych desach.

- Kimona mam różne, począwszy od starych - dwa pochodzą sprzed trzystu lat - po współczesne, od długich po krótkie, zimowe i letnie. Zostały wykonane z najpiękniejszych tkanin świata, najczęściej z niebywale szlachetnego jedwabiu. Ich wzór, kolorystyka, materia związane są z porą roku. Nadzwyczajny jest też język kimona - inny dla ludzi starych, inny dla młodych, uzależniony także od pozycji społecznej właściciela. Odpowiedni ruch rękawem kimona stanowi np. sposób pożegnania żony przez męża, który określonym gestem zapewnia ją o swojej miłości. Odrębny kod językowy zapisany jest w ruchach wachlarza. To istna poezja.

Pan Jan lubi latem usiąść w ogrodzie, w ulubionym brązowym kimonie. To go uspokaja, bo jak twierdzi, kimono jest przyjazne człowiekowi. Natomiast na co dzień cała rodzina używa jukat. I nie wyobrażają sobie innego domowego stroju.

- Jukata to lekka, bawełniana szata o kroju zbliżonym do kimona, o pięknym deseniu, przewiązana pasem. Cudowna podczas domowej krzątaniny.

Kiedyś ubrałem kimono na inaugurację roku akademickiego w krakowskiej PWST. To wzbudziło tak wielką sensację, że zaprzestałem publicznych kimonowych występów. Poprzestałem na domowych jukatach.

Równie cenne w kolekcji pana Jana są reprinty starych, japońskich fresków, a także porcelana, która nie stanowi muzealnego eksponatu, lecz jest przez domowników używana.

- Wśród tych przedmiotów czuję się tak, jakbym co dnia ocierał się o Japonię. Tęsknię za nią i pewnie z tej tęsknoty bierze się mój plan zrealizowania japońskiego tekstu w tłumaczeniu pana Lipszyca, byłego ambasadora Polski w Japonii. Wiem, że wkrótce muszę tam pojechać. Dzięki Japonii wiele rzeczy rozumiem lepiej i mądrzej. To ona spowodowała we mnie zmiany: uporządkowała myślenie, pozwoliła spojrzeć na wiele spraw, nawet tych nieakceptowanych, z dystansem. Dzięki Japonii żyję w Polsce spokojniej

i mogę przeżywać znośniej ten nasz chaos i bałagan. Japonia łagodzi mój ekstremalny charakter.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji