Artykuły

Mądzik niezwyciężony!

PO dwudziestu czterech latach w repertuarze lubelskiego Teatru im. Juliusza Osterwy pojawiła się znów "Antygona", owa tragedia antyczna znana ze szkolnych lektur, której obecność na scenie wzbudzać dziś może zaciekawienie głównie ze względu na inscenizację i kreacje aktorskie. I wiadomo, czy raczej przewidzieć można było, ze względu na inscenizację i kreacje aktorskie. I wiadomo, czy raczej przewidzieć można było, że jeśli realizacji wiekopomnego dzieła podejmie się Leszek Mądzik, to i strona wizualna spektaklu okaże się najważniejsza.

Mądzik jest mistrzem budowania nastroju, co wydaje się na tyle oczywiste, że aż nazbyt czytelne. Wchodzisz do teatru i zupełnie bezwiednie poddajesz się jego wizualnemu oszustwu. Najpierw oślepi cię ostre światło ze sceny przenikające przez mgiełkę dymu. Potem światło powoli zgaśnie, a nad widownią zostanie rozpostarty płaszcz z przezroczystej folii. Patrzysz przez tę folię, jakbyś przenikał niewidzialną zasłonę oddzielającą świat rzeczywisty od zaświatów. A potem sceniczna przestrzeń zacznie żyć swoim, niezależnym życiem, jawić się będzie mroczny świat kształtów i cieni. I ni to żarzące się ruszta ogromnego pieca, ni to schody odbijające połyskliwą jasność, falują czarne płaszczyzny, unoszą się, opadają, przybierają przeróżne kształty - monumentalne, nieokreślone. Raz są to jakby ogromne drzewa, a innym razem, postacie wielkoludów. Raz niebotyczne kolumny, a innym razem nieforemne skały. Ten świat pulsuje, zmienia się, przepoczwarza na oczach widza, przykuwa jego uwagę, a dobywająca się z głośników muzyka i śpiew chórów (których nie ma na scenie) potęgują wrażenie.

Właściwie scenografia Leszka Mądzika, muzyka Zygmunta Koniecznego i jeszcze kostiumy Zofii de Ines stapiają się w jedną całość. Stanowią o wartości przedstawienia. Na tym tle, tej imponującej warstwy plastycznej i muzycznej, niestety, blado prezentuje się zespół aktorski. Chciałoby się nawet rzec, że forma przerosła czy może przytłoczyła treść, choć tak istotna, bo problemy dramatu - wolność, moralność, godność człowieka, kult tradycji - są wciąż aktualne. Tak jak żywe są pojęcia: wiara i władza, państwo i jednostka, czy wreszcie podstawowy dylemat wszechczasów dotyczący kondycji człowieka uwikłanego w sprawy przerastające jego zdolność mierzenia się z losem.

Aktorzy jakoś nie potrafią współbrzmieć z wizualnym dostojeństwem spektaklu. Niektórzy próbują osiągać, wydobyć ekspresję manierycznym podnoszeniem głosu (zwłaszcza Jolanta Rychłowska, bo pomijam subtelną grę Henryka Sobiecharta i Jana Wojciecha Krzyszczaka). Wydaje się, że niezbyt trafnie powierzono rolę Kreona Pawłowi Sanakiewiczowi, który jest aktorem stworzonym jakby do kreowania innych postaci, ma inne emploi aktorskie. A i sama odtwórczyni tytułowej roli, Anna Chodakowska, nie stworzyła kreacji na miarę swojego talentu.

W ogóle, jak się zdaje, za wiele jest w grze aktorskiej patosu, zaś zagubiony został czynnik podstawowy, nadający bohaterom bardziej ludzki, przyziemny wymiar.

Ale nie rozpaczajmy -przedstawienie "Antygony" należy i tak do jednego z najbardziej udanych i najciekawszych spektakli w Teatrze im. Juliusza Osterwy na przestrzeni ostatnich kilku lat. A na pewno jest wielkim sukcesem Leszka Mądzika, którego świat wizji jawi się zawsze jako bogaty i wspaniały.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji