Częstochowa. Studenci Instytutu Muzyki wystawili musical
Coś takiego zdarzyło się w Częstochowie po raz pierwszy. Studenci Instytutu Muzyki wystawili musical. Premierowa publiczność - dzieciaki z okolicznych szkół - bawiła się znakomicie.
"Jaś i Małgosia" zaistniał w ubiegłym roku w Oleśnie. Tam nauczycielem muzyki jest Korneliusz Wiatr, pracownik AJD. Scenariusz napisała przed rokiem Mariola Stryja. Za to adaptacja do częstochowskich warunków i reżyseria są dziełem Mariana Florka, mieszkającego w naszym mieście aktora Teatru Rozrywki w Chorzowie (również reżysera i poety).
- To efekt wprowadzenia u nas w tym roku akademickim kursu: taniec i ruch sceniczny - mówi Maciej Zagórski, dyrektor Instytutu Muzyki AJD. - Zajęcia prowadzi właśnie Marian Florek, a przedstawienie jest podsumowaniem rocznej działalności.
Śpiewaczka i dydaktyk AJD Katarzyna Suska-Zagórska, która też była widzem musicalu, podkreśla, że nie ma czegoś podobnego w innych szkołach kształcenia muzycznego, a każdemu artyście wychodzącemu na scenę taka wiedza będzie przydatna.
Marian Florek mówi, że wprowadzał studentów na scenę jak bracia Grimm Jasia i Małgosię do strasznego lasu. - Nikt z grupy nie miał doświadczeń teatralnych - mówi reżyser. - Byli przerażeni koniecznością poruszania się na scenie. Twierdzili, że znają się tylko na nutkach, a nie na aktorstwie czy tańcu. Pokazujemy to, co przez rok udało się nam osiągnąć, a studenci mieli różne predyspozycje.
Od strony muzycznej spektakl jest porywający. Brawa należą się i kompozytorowi, i jego zespołowi (bo Korneliusz Wiatr grał również na klawiszach). Odtwórcom ról Małgosi i Jasia też należą się gratulacje - wokalnie profesjonalni, z aktorstwem radzili sobie dość dobrze. Co do reszty zespołu widać, że na scenie poczuli się tak swobodnie, że potrafili bawić się nawet własnymi niedoskonałościami. Uproszony kostium i scenografia w postaci obrazków rzutowanych na ekran najwyraźniej odpowiadały dziecięcej widowni, która uruchamiała własną wyobraźnię. Baba Jaga za to była tak dobrze zrobiona, że jeden z najmłodszych widzów został przez mamę wyprowadzony z sali, płaczący wniebogłosy.
Florek zapewnia, że i w przyszłości nie wyobraża sobie innego zwieńczenia zajęć, jak spektaklem. Jesteśmy więc świadkami narodzin nowej akademickiej tradycji?