Starzy Przyjaciele
mówią na wesoło o sprawach odbudowy Warszawy
Wywiady dziennikarza z artystami bywają zwykle indywidualne, t. zn. "w cztery oczy". Wywiady grupowe na ogół nie są stosowane, mimo, iż "masowość" jest dzisiaj w modzie.
Tym razem wywiad przyjął mimo woli charakter "masowy". Odbył się on za kulisami Teatru Powszechnego, w czasie przerwy między pierwszym, a drugim aktem granej tam obecnie sztuki Malugina pt. "Starzy Przyjaciele".
Wszyscy nasi rozmówcy, odtwórcy głównych ról "Starych Przyjaciół" to rzeczywiście nasi starzy przyjaciele, znani publiczności warszawskiej z ubiegłych sezonów. Starzy przyjaźnią - ale nie starzy wiekiem. Dlatego też rozmowa potoczyła się zupełnie nieoczekiwanym torem.
Wesoła gromadka tych najmłodszych aktorów Warszawy nie dopuściła wprost dziennikarza do słowa. Przygotowane z góry pytania interwiewów zostały przez aklamacje odrzucone.
- Będziemy mówić całkiem na opak!
- Na wesoło!
- Jedno pytanie dla wszystkich! - wołano zewsząd z młodzieńczym uśmiechem.
- No dobrze, dobrze. Ale jakie pytanie.
- Naprzykład pytanie następujące: "Co mi się w odbudowie Warszawy niepodobna".
- Zgoda! Mówimy o tym co nam się nie podoba. Ale szczerze i otwarcie.
Odpowiedzi padły następujące:
Witold Sadowy
- Nie podoba mi się projekt zburzenia całej nieparzystej strony Marszałkowskiej dla poszerzenia tej ulicy. Tak się zdarzyło, że po nieparzystej stronie Marszałkowskiej mieszkają trzy moje wielbicielki. Wszystkie trzy osobno. Przecież to będzie okropne, gdy dojdzie do burzenia kamienic w których mieszkają. Będę musiał odstąpić im mój pokój, a samemu przenieść się chyba do parku w Wilanowie.
- Najgorsze, że wtedy każda z nich dowie się o tej drugiej i o tej trzeciej!
[recenzja z prywatnego albumu Witolda Sadowego w zbiorach IT]