Nasza ocena. "Starzy Przyjaciele" Malugina
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wybranie właśnie komedii Malugina spośród współczesnych sztuk radzieckich nie było fortunne.
Jest to komedyjka młodzieńcza, naiwna i nieporadna zarówno w technice jak i - niemal nieobecnej - intrydze. Nie można nawet powiedzieć, żeby była pozbawiona wdzięku coś jak sienkiewiczowska "Hania", przerobiona na scenę. Poza brakiem intrygi i tematu, poza dwoma pensjonarskimi pocałunkami w czoło i policzek zostaje w sztuce tylko ośrodek (maturzystów) i klimat życia rodzinnego w Leningradzie czasu wojny.
Reżyser p. Koweszko nie uczynił nic, by ten koloryt sztuki wydobyć i przelać wprost do naszych serc. Pierwszemu aktowi brakło słońca i ciepła, a także - czerwonego rozlewała się chwilami w gadaninie. Lepiej wyszły dwa ostatnie akty, ale taki reporter Laskowskij też przeszedł zupełnie niewyzyskany.
A już śmiertelnym grzechem reżysera, za który kilkaset lat powinien się w czyśćcu posmażyć, było zakończenie sztuki, wymagające w naszych warunkach zupełnie innego akcentu. P. Koweszko wykazał brak znajomości widowni - tego abecadła obowiązków reżysera.
W wykonaniu muszę zanotować 2 sukcesy, obydwa w rolach kobiecych. Stanisława Stępieniówna wyposażyła bohaterkę Tonię w tyle ciepła, tyle słońca, że uczyniła ją bliską naszemu sercu i ocaliła wiele, bardzo wiele ze sztuki. Już raz pisałem, że to prawdziwy talent, który mężnieje (źle! Kobieta nie może mężnieć!) w naszych oczach i będzie niejednokrotnie naszą pociechą i dumą. Niech tylko rozbuduje swoje "emploi". Wczoraj za bliska była Laurze ze "Szklanej ołówka reżyserskiego, przez co rzecz menażerii".
Drugi sukces to Alina Hostkowska jako Dusia Kazanowa. Stworzyła żywego, prawdziwego człowieka i może najbliższa była intencji autora. Szczepańska jako mama i Stępniakówna jako Tamara lepsze były od mężczyzn, z których tylko Morowski, jako Zajcen miał szczerość i siłę wyrazu. W pobitym polu zostali - tym razem słabszy choć go lubię, Sadowy, Tkaczyk, (lepszy niż w "Menażerii"), Michalewicz i inni.
Resume: chcemy ujrzeć inną naprawdę dobrą sztukę radziecką, która ma tak wiele sukcesów na scenie.
[recenzja z prywatnego albumu Witolda Sadowego w zbiorach IT]