Artykuły

Za kulisami

Gościnne występy warszawskiego Teatru Ateneum

Siedząc na teatralnej widowni podziwiamy blichtr dekoracji, urodę kostiumów, które odpowiednio oświetlone sprawiają wrażenie strojów godnych koronowanych głów. Kiedy jednak w trakcie spektaklu zajrzelibyśmy za kulisy, iluzja urody scenicznego świata zniknie jak ręką odjął. Scenografia widziana od tyłu to szara, niepomalowana dykta, podniszczone rekwizyty czekające na to, aż ktoś przeniesie je w świat ułudy i kostium królowej uszyty z resztek taniego materiału. Są też i ludzie - wcale nie tacy piękni jak by się wydawało, nie tak szlachetni jak niekiedy grane przez nich postacie.

I to właśnie o nich opowiada sztuka Ronalda Harwooda "Garderobiany", którą mogliśmy oglądać na deskach Teatru im. J. Słowackiego. Spektakl w reżyserii Krzysztofa Zaleskiego został przygotowany z okazji 50-lecia pracy artystycznej Gustawa Holoubka (na zdjęciu). To słuszny wybór, gdyż tekst ten jest kwintesencją świata teatralnego, z jego wzniosłością i małością, pięknem i brzydotą.

Na scenie zabudowanej przez Marka Chowańca widzimy teatralną garderobę. Jej ceglane ściany podkreślają surowość wnętrza. To tu spędzi swój ostatni w życiu dzień stary aktor, grający króla Leara. Wcielający się w tę rolę Gustaw Holoubek pokazuje prawdę o odchodzącym w zapomnienie artyście. Jest kabotynem, u którego pewność siebie graniczy z bezradnością. Raz po raz wpada w histerię to znowu wybucha entuzjazmem, grając nie tylko na scenie, ale i przed ludźmi, którzy wchodzą do jego garderoby. Nie chce przyjąć do wiadomości faktu, że jest poważnie chory, że nie ma już siły zmagać się z trudną rolą.

Na duchu podtrzymuje go garderobiany (Marian Kociniak), który przez wiele lat nauczył się już jak pobudzić w nim chęć wejścia nas scenę. Pomagając aktorowi w charakteryzacji, przygotowując jego kostiumy i podpowiadając kwestie, grzeje się w jego wyimaginowanej wielkości. Jednak, tak na prawdę, gra on tylko przed mistrzem wiernego sługę, kryjąc w ten sposób swoją zawiść i kompleksy, często po kryjomu topione też w alkoholu.

Gaderobiany jest obłudny jak całe to teatralne towarzystow i jak otaczające aktora kobiety. Kochanka artysty (Maria Pakulnis), mimo fatalnego stanu mistrza, nie ma skrupułów, by z pretensją w głosie obwiniać go o to, że dla niego poświęciła szansę na filmową karierę. Początkująca adeptka sceny (Dominika Ostałowska) kusi go swoją młodością, licząc na to, iż mistrz zrobi z niej aktorkę i załatwi wreszcie główną rolę.

Zakulisowe rozgrywki to dzień powszedni teatru. Są one tak samo małe i brzydkie jak dekoracje oglądane od tyłu. Dobrze, że zasiadając na widowni nie pamiętamy o tym i potrafimy poddać się teatralnemu światu iluzji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji