Artykuły

Nad gdańskim Gombrowiczem

Właśnie tę sztukę uznawał za szczególnie ważną w swoim teatralnym pisaniu. Myśląc o niej, musiał sobie przypominać pierwsze argentyńskie pięciolecie. Kiedy "ojczyzna - synczyzna" zdawała się czymś prawie nierealnym, a on próbował utrwalić sen o polskich niepokojach, złudzeniach takich, jakie dostrzegał, wyjeżdżając z kraju latem 1939 r.

I rzeczywiście, Ślub Witolda Gombrowicza jest rodzajem ostatecznej syntezy, tragicznym śladem minionego. Stąd, sądzę, wywodzi się pewien sentyment autora. Ale równocześnie Gombrowicz powiedział tu bardzo wiele na temat formy, kreując ją właściwie główną bohaterką dramatu. W tym więc sensie Ślub określa porządek Gombrowiczowskiego świata. Zatem sztuka wyjątkowa przez swój rodowód oraz proponowaną symbolikę. Chyba też sztuka niebezpieczna.

"W moich utworach ukazałem człowieka rozpiętego na prokrustowym łożu formy, znalazłem własny język dla ujawnienia jego głodu formy i jego niechęci do formy, specyficzną perspektywą spróbowałem wydobyć na światło dzienne dystans, jaki istnieje między nim, a jego kształtem. Ukazałem w sposób chyba nie nudny, lecz właśnie zabawa=ny, czyli ludzki, żywy, jak forma powstaje między nami, jak ona nas stwarza".

Tyle autorskiego przypisu. Oczywiście rzecz dotyczy całej dramaturgii twórcy Iwony. Natomiast Ślub szereg tych kwestii sugeruje, nierzadko podpowiadając kształt scenicznych uwarunkowań. No, a dalej jest już funkcja teatru. Patrząc na obecny repertuar, trzeba powiedzieć, że Gombrowicza grają bez mała wszyscy i bez mała wszędzie. Naturalnie, że przeżyliśmy w ostatnich latach niejeden taki festiwal. Mimo rozmaitych reżyserskich manipulacji tych "za i przeciw", "pomimo i ponad" - autorzy ocaleli. Jednak Gombrowicz wydaje się pisarzem, który wyjątkowo źle znosi natręctwa inscenizatorskich pomysłów. Protest wobec deformacji, jaki wypowiada Gombrowiczowski. bohater rozgrywa się na krawędzi słowa. Demontaż świata pozorów jest jego równoczesną repliką. Stąd już krok do tragifarsy. Układ wprowadzanych obrazów charakteryzuje ogromna dyscyplina. Naruszenie jej grozi zatarciem sensu.

Przed paroma dniami w Teatrze Rzeczypospolitej Ryszard Major pokazał przedstawienie Ślubu (Teatr Wybrzeże - Gdańsk). Spektakl frapujący. Bowiem reżyser bardzo konsekwentnie odczytał zasady Gombrowiczowskiego uwikłania w formę. Na dużej przestrzeni (scenografia - Jan Banucha), niczym w sali pałacu - monstrum, wśród teatralnych krzeseł, trwa sen Henryka (Kuba Zaklukiewicz). Sen pułapka. Coraz bardziej absurdalne okazują się ustalenia: komu właściwie i co się śni. Natomiast coraz istotniejsze będą sytuacje, które zaistniały wokół postaci pijaka. Henryk Bista osiągnął w tej roli perfekcję szczególną. Jego pijak jest wyzwaniem, ostrzeżeniem, kpiną, bohaterem chyba doskonale syntetycznym. Uosabia formę, która nas otacza. Gdy sen łamie coraz inne konwencje, gdy muzyka (Andrzej Głowiński) zmienia szyk zdań, odnosi się wrażenie, że pijakowi partnerują pozostali bohaterowie. Przede wszystkim należałoby wymienić wyraziście opracowane wizerunki rodziców (Joanna Bogacka i Jerzy Łapiński). Precyzyjne w ruchu i w każdym geście są sceny zbiorowe. A więc piękny, głęboki spektakl. Kolejny sukces Sceny Rzeczypospolitej.

Wracając jednak do Autora. Ślub grany jest obecnie w Teatrze Współczesnym (reżyseria - Krzysztof Zaleski). Mimo kilku ciekawych rozwiązań (zwłaszcza początek) widocznych starań zespołu, spektakl okazał się zbyt jednoznaczny. Zamiast pytań zjawiają się dowcipy, zamiast tragicznych paradoksów - kabaretowa przebieranka. Otóż nie chciałabym zestawiać tak różnych przedstawień. Inscenizacja Majora należy do wybitnych reżyserskich prac. Już z tej racji winna prezentowana osobno. Jeśli więc wspominam nieudany spektakl (a przykładów byłoby więcej), to w związku z modą na Gombrowicza, która zdaje się ostatnio nasilać. Zresztą posłuchajmy ras jeszcze opinii dramaturga: "Jeśli nigdy nie mogę być całkowicie sobą, jedyne co mi pozwala uratować od zagłady moją osobowość, to sama wola autentyczności, owo uparte wbrew wszystkiemu "ja chcę być sobą", które jest niczym więcej jak tylko buntem tragicznym i beznadziejnym przeciw deformacji".

Że ze wszystkich scen przemawia dziś Gombrowicz, wcale nie znaczy, iż mówi on do nas naprawdę. Fałszywe tony teatralnego przekładu grożą zatarciem tej całej zewnętrzności, której funkcję pisarz analizuje. Teraz dzięki wizycie gdańskiego zespołu obejrzeliśmy teatr Witolda Gombrowicza w oryginale. Było to spotkanie ważne.

P.S. Jeszcze jedno. Choć tym razem nie odegrała żadnej roli Gombrowiczowska forma. Otóż pisząc poprzednio o Don Juanie i Jak wam się podoba, w zdaniu: "A teraz spójrzmy na sztukę kilkadziesiąt lat starszą od gorzkiej komedii Moliera" - zamiast przymiotnika "starszą" pojawiło się nieoczekiwanie określenie "młodszą". Przysięgam, że nie było moją intencją odmładzanie Szekspira.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji