Artykuły

TVP Kultura. Film dokumentalny "Wodiczko"

W czwartek w TVP Kultura o 19.00 premiera znakomitego filmu dokumentalnego "Wodiczko". To nie tylko opowieść o nietuzinkowym dyrygencie, ale i mechanizmach rządzących kulturą w powojennej Polsce.

Bohdan Wodiczko zmarł 25 lat temu, ale w pamięci wspominających go kolegów, przyjaciół i muzyków wciąż jest niezwykle wyrazistą postacią. Dowodem tego jest misternie utkany z ich wypowiedzi film Janusza Sijki, który sumiennie odpytał wielu dyrygentów, członków orkiestr, śpiewaków, baletmistrzów, krytyków muzycznych. Wszyscy z emocjami wspominają twórcę, nie uznającego artystycznych kompromisów.

Łatwo nigdy nie miał, bo ani nie potrafił bić się o swoje, ani intrygować, jak niektórzy jego koledzy. Uważano go za człowieka, który wie, czego chce. Nie bez powodu. Był szefem Filharmonii Bałtyckiej, Krakowskiej, Narodowej w Warszawie, dyrektorem Teatru Wielkiego w Warszawie i Łodzi. I to nie on zmieniał posady jak rękawiczki - zazwyczaj dziękowano mu za współpracę. Nie dlatego, by nie był w stanie podołać wyzwaniom, ale ponieważ nie godził się na układy.

- Starał się zaangażować jak najlepszych muzyków i to z całej Polski - przypomina w filmie Antoni Wit, dyrygent.

Zawsze był wobec nich bardzo wymagający, nie przystawał na chałturzenie. Ale i dbał o swoich pracowników - także o ich gaże. Uświadamiał władzom, że ambicją każdego państwa powinno być stworzenie jak najlepszych warunków dla muzyków grających w orkiestrze narodowej.

- Najzwyczajniej zaszantażował premiera Cyrankiewicza i dostał dla muzyków 20 mieszkań - wspomina jedną z interwencji Halina Wodiczko, żona. Układał niestandardowe programy wprowadzając współczesnych kompozytorów, nie widział różnicy między muzyką popularną, a poważną. Znakomitym, choć burzliwym okresem w życiu zawodowym Bohdana Wodiczki był okres szefowania w Teatrze Wielkim w Warszawie (początek lat 60.). Zastrzegł sobie wówczas, że decyzje w sprawach artystycznych i personalnych będzie podejmował sam. Od razu zwolnił sto osób, w tym przebrzmiałe sławy, jak Ewę Bandrowską-Turską, uważaną przed laty za skowronka Europy.

- Sam odwoływał nas. Z zimną krwią - wspomina krótko Maria Fołtyn. Wymówienie otrzymał także sekretarz Podstawowej Organizacji Partyjnej, śpiewak. Zemdlał na słowa Wodiczki: "pan nawet solfeżu nie zna". Mimo, że odnosił błyskotliwe sukcesy artystyczne - szybko miał przeciw sobie związki zawodowe i POP.

Sława "Króla Edypa" Strawińskiego w znakomitej scenografii Jana Kosińskiego i reżyserii Konrada Swinarskiego szybko przekroczyła granice stolicy. Zaproszony na festiwal do Wiesbaden w 1964 roku odniósł niebywały sukces, kurtyna podnosiła się 30 razy, miał świetną prasę. Jednak coraz śmielsze artystyczne wizje artystyczne nie podobały się władzy - "Straszny dwór" wystawiony jako opera comica nie był zgodny z doktryną socrealistyczną.

Wytchnieniem między kolejnymi angażami w Polsce, były cztery pobytu w Islandii, kraju będącym oazą spokoju, wolności. Tam także Bohdan Wodiczko robił to, w co wierzył - starał się stworzyć orkiestrę na najwyższym poziomie, dbając o muzyków, ale i stawiając im coraz wyższe wymagania. Wspominają, że orkiestrę amatorów, przekształcił w profesjonalną.

- Trzeba przyznać, że żaden cudzoziemiec nie miał takiego wpływu na islandzkie życie muzyczne jak Bohdan Wodiczko - mówi Olafur Ragnar Grimsson, prezydent Islandii.

Film opowiada także o życiu prywatnym dyrygenta, jego zabawnych słabostkach. Kapitalny portret, który zafascynuje nie tylko miłośników muzyki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji