Artykuły

Dwa oblicza zła

Tę romantyczną tragedię napisał Słowacki we Francji. Była to jedyna sztuka pisana przez poetę na zamówienie - dla sławnej wówczas w Europie aktorki Mile George. Dramatopisarska oferta Słowackiego nie znalazła zresztą uznania u adresatki i francuską "Beatryks Cenci" na długie lata odłożono ad acta. U nas podobnie. Teatr nigdy nie kwapił się do inscenizacji sztuki uznanej w dorobku poety za drugorzędną. Dlatego też wybór dokonany przez Teatr Telewizji mógł być pewnym zaskoczeniem.

Gustaw Holoubek, który znakomicie adaptuje w telewizji utwory Słowackiego (pamiętny "Mazepa"), świadomy był uprzedzeń otaczających "Beatryks Cenci", ale uwierzył, że ze sztuki tej można wydobyć współczesne brzmienie. I my zostaliśmy podbici przez Holoubka - adaptatora i reżysera oraz Holoubka-krytyka, który w słowie wstępnym przekonywał, że na "Beatryks Cenci" warto odżałować czas i uwagę. Poniedziałkowy spektakl odkrył całą "urodę życia" ponurej tragedii. Bo sam Słowacki, nie naruszając formuły teatru romantycznego, jego klasycznych zasad, pokazał ludzkie namiętności w sposób daleki od literackiej retoryki Tematycznie cokolwiek wtórna wobec innych arcydzieł dramatu romantycznego, "Beatryks Cenci" odznacza się oryginalną siłą wyrazu. Holoubek ją wydobył. W każdym aktorskim geście, w każdej sytuacji widoczna jest cielesność. Krew płynie naprawdę, nóż wbijany jest w ciało powoli (bo z nienawiści), pocałunki nie są hołdem dla Beatrycze, ale wyrazem pożądania. Nie znaczy to, że Holoubek poszedł w stronę naturalizmu. Oj naturalności i ziemskiej wiarygodności widowiska decydowało współbrzmienie wyrazistego aktorstwa z rytmem i montażem scen. Uciekając się do niedopowiedzeń i omówień wszędzie tam, gdzie naturalista znalazłby połę do popisu (moment tortur, godzina zdrady dzieci przez Lukrecję Cenci), Holoubek pozostawił w zawieszeniu groźbę tragicznego przeznaczenia kulminującą siej dopiero w finale. Udało się w inscenizacji telewizyjnej wydobyć różne odcienie tragizmu. Dumna Lukrecja Cenci (Aleksandra Śląska) i piękna Beatryks (Magdalena Zawadzka) są zbrodniarkami nie tyle z wyboru, co z okrucieństwa losu. Stawiają one światu wymagania najwyższe, toteż hańbę kazirodztwa można zmyć tylko krwią. Muszą cierpieć, ale nie mogą wstydzić się swego czynu.

Inne są źródła zła popełnianego przez księdza Negri (Zdzisław Wardejn). Ten reżyser i egzekutor zbrodni, kryjący się w cieniu innych postaci czyni zło, bo jego natura jest ułomna. Dopiero zbrodnia daje Negriemu wielkość. Mógłby ją osiągnąć tylko przez jedno jeszcze uczucie: przez miłość. Ale ta nie będzie mu dana. Pozostaje w pamięci widza ów moment, w którym Negri łudzi się, iż zyskał wzajemność w miłości. Twarz dotąd pełna fałszu i tchórzostwa nagle szlachetnieje, staje się niemal piękna. Ale gdy dotrze doń prawda, oznaką rozpaczy będzie znowu lepki, przymilny uśmiech. Zupełnie tak, jakby nienawiść i rozczarowanie były kalekim, drugim obliczem miłości.

Słowo o kreacji Wardejna. W znakomitym aktorsko spektaklu odtwórca roli Negriego wyraźnie się wyróżniał. Jedni zachwycają się postacią stworzoną przez Wardejna, inni wytykają mu manieryczność. Oczywiście, nie można się dziwić, że rola utrzymana w stylu pamiętnej kreacji Woszczerowicza w "Ryszardzie III", budzi tyle dyskusji. Ale skoro przy spektaklu telewizyjnym jesteśmy, podkreślmy moment równoległości aktorskich i reżyserskich wysiłków. Jest tyleż zasługą Wardejna, że stworzył postać sceniczną tak bogatą, co efektem telewizyjnej reżyserii, że w zbliżeniach, w portretowych ujęciach to bogactwo się objawiło. Wydaje się, że przy tego typu charakterystyce postaci, jak w "Beatryks Cenci", reżyseria telewizyjna pełni rolę szczególnie ważną i dzięki niej dopiero sprawdza się ogólna reżyserska koncepcja widowiska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji