Artykuły

Męska Evita w Teatrze Wybrzeże

"Eva Peron" w reż. Kuby Kowalskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Łukasz Rudziński na portalu Trójmiasto.pl.

Wybrzeże podtrzymuje tradycję wystawiania ambitnych spektakli w Malarni. "Eva Peron" jest kolejnym dowodem na to, że ciekawy, choć niezbyt oryginalny temat można przedstawić odważnie i w niebanalny sposób.

Biografia tytułowej bohaterki sztuki Copiego, wystawionej w Polsce po raz pierwszy, Evy Peron, to wymarzony temat na adaptację sceniczną. Uwielbiana przez społeczeństwo kobieta, synonim sukcesu osoby znikąd, która błyskawicznie robi karierę polityczną i podbija serca przeciętnych ludzi dzięki szczodrym darom dla potrzebujących i populistycznym hasłom. Ponadto, solidaryzując się z biednymi, jest wrogiem panującej oligarchii. Evita, jak się ją zdrobniale nazywało, stała się głosem ludzi z nizin społecznych. Głosem tym bliższym, że codziennie słyszanym w radiu. Jej wizerunek miłującej najuboższych matki miłosierdzia dopełniał obraz czułej i kochającej żony prezydenta Juana Perona.

Copi w swoim dramacie "Eva Peron" ukazuje drugą twarz boskiej Evity. Jawi się ona jako rozkapryszona despotka, wrzaskliwa, drażliwa i złośliwa zołza. Autor przypomniał, że Evita - oprócz ludu - kochała również klejnoty i wykwintne stroje, na które wydawała gigantyczne sumy. Za pomocą literackiej wariacji na temat ostatnich chwil Pierwszej Damy Argentyny (zmarła na raka macicy w wieku 33 lat) dramat ten uderza i demaskuje mit bohaterki narodowej.

Kuba Kowalski, reżyser gdańskiego przedstawienia, sporo ryzykuje. Nie tylko zdecydował się obsadzić w roli pięknej Evity mężczyznę, to przekonał też Łukasza Konopkę (najlepsza jego rola w Wybrzeżu) do zagrania argentyńskiej Pierwszej Damy serio, bez "puszczania oka" do widzów i ucieczki w pastisz. Ponadto Kowalski wymusza na aktorach kiczowatą manierę południowoamerykańskich telenoweli - Ibiza Macieja Konopińskiego upozowany jest na typowego latynoskiego "Carlosa", z czarnym wąsikiem i nienaganną sylwetką, a Dorota Kolak ogrywa swoją bohaterkę (Matkę) farsowo, niekiedy z patetyczną wręcz przesadą.

Demaskacja mitu Evity następuje powoli, choć niezwykle konsekwentnie. Kontrast między prawdziwym wizerunkiem Evy Peron (wyświetlonym w tle sceny na początku spektaklu), i wysokim, ubranym w damskie ciuchy mężczyzną, jest pierwszym sygnałem, że w wizerunku Evity coś nie gra. W miarę rozwoju sytuacji, te rysy urastają do wymiarów prawdziwej przepaści (nie zawiodą się ci, którzy w postaci Evy Peron zamierzą widzieć bohatera teorii gender). Podobną rolę spełniają zbudowane z lustrzanego pleksi ściany otaczające całą scenę, odbijające wydarzenia w zniekształcony sposób (scenografia Katarzyny Stochalskiej).

Z metodyczną precyzją, w niespiesznym rytmie reżyser rekonstruuje ostatnie chwile Evity, ubarwione muzyką graną na żywo przez obecnego na scenie i umiejętnie wplecionego w akcję akordeonistę Marcina Krzyżanowskiego. Wszyscy pogrążeni są w marazmie. Na życzenie Evity, w posiadłości Peronów znajdują się jej bliscy - Matka, przyjaciel i kochanek Ibiza oraz mąż Peron (Krzysztof Gordon), a ponadto opiekująca się umierającą Pielęgniarka (Wanda Skorny). Matka liczy, że otrzyma w spadku fortunę po córce, Peronowi śmierć ukochanej Argentyńczyków ma pomóc w kolejnych wyborach prezydenckich. Tylko, że Evita wciąż nie umiera. W końcu i ona sama się niecierpliwi, bo wszystko już zastało przygotowane, a za drzwiami tłumy ludzi gotowych do żałoby...

Do spektaklu Kuby Kowalskiego łatwo się zrazić. Jednych zniechęcić może jawna prowokacja w obsadzie roli Evity, innych prowokowany przez aktorów klimat sztampowej czarnej komedii, wreszcie trudny temat wyczekiwanej śmierci. Reżyser posuwa się jeszcze dalej. Wykłada wszystkie karty na stół i jawnie ośmiesza mechanizmy manipulacji tłumem, swój spektakl kończąc niespodziewanym performance'm. Rozbija fikcję sceniczną może i w sposób zbyt dosłowny, ale za to wystarczająco jasny i komunikatywny, aby nie pozostawić żadnych wątpliwości co do wymowy przedstawienia.

Dzięki "Evie Peron", Kubę Kowalskiego (wcześniej wyreżyserował w Wybrzeżu "Zwodnicę" ze świetną rolą Karoliny Piechoty) sytuować można obok Adama Nalepy ("Blaszany bębenek", "Kamień") w gronie najciekawszych (bo stroniących od łatwych rozwiązań) reżyserów współpracujących z Wybrzeżem w ostatnich latach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji