Artykuły

"Cyd" Corneille'a

Reżyseria A. Piekarskiego, dekoracje - K. Pręczkowskiego.

Geniusz narodu hiszpańskiego i francuskiego stworzyły to arcydzieło bohaterstwa i miłości. Zjednoczyły się. w nim cudownie hiszpańska duma i bezkompromisowa rycerskość, podsycana żarem krwi południowej, z subtelnością a nawet wyrafinowaniem starej kultury francuskiej, która wtedy, w XVII w., stoi u szczytu i może sobie pozwolić nie tylko na głębię i delikatność, ale i na finezję uczuć.

W przekładzie polskim (A. Morsztyna), zjawia się "Cyd" bardzo wcześnie, w dwadzieścia kilka lat po okazaniu się oryginału francuskiego (wiek XVII!) Następne tłumaczenie wychodzi spod pióra klasyka Ludwika Osińskiego, który objąwszy po Bogusławskim dyrekcję Teatru Narodowego, tragedię klasyczną czyni podstawą repertuaru. Przykład był bezbarwny, martwy, ale dzięki takim artystom jak Werowski, Wolski, czy Szymanowski przeżył okres świetności i sławy. Pięć lat trwała wtedy nauka w Szkole Dramatycznej, gdzie głównie pracowano nad sztuką deklamacji i gestu - postawiono ją też na wysokim poziomie.

Tragedie Corneille'a. i Racine'a w klasycznym teatrze Osińskiego są patetyczne, bohaterskie, deklamacyjne, wyszukane w formie i odświętne jak obrazy Davida.

Ta atmosfera staje się na dłuższą metę nużąca nawet dla samych klasyków, którzy bardzo chętnie uciekają od niej do mniej uroczystego baletu. Cóż dopiero mówić o romantykach! Pojęcie sztuki budują oni na zupełnie innych podstawach. Ich niechęć do tragedii klasycznej zaważyła na stosunku do niej licznych pokoleń polskich.

Dopiero Wyspiański potrafił przełamać tradycyjną rezerwę. Jego tłumaczenie "Cyda", bardzo indywidualne i samodzielne, ożywia tę tragedię włącza ją do repertuaru nowoczesnego teatru.

Losy bohaterów "Cyda" nie absorbują i nie wzruszają już współczesnego widza tak bardzo jak tego z XVII w., przeżycia te są bardzo ludzkie i prawdziwe, ale forma ich wyrażania nie jest już przekonywująca. Na "Cyda" patrzy się przede wszystkim jak na dzieło sztuki. Przepiękny język Wyspiańskiego, jego indywidualność, czynią go również dziełem sztuki polskiej.

Teatr Ziemi Pomorskiej z ogromną starannością i pietyzmem przystąpił do realizacji utworu. Postarano się o to, by pod wszystkimi względami uczynić go całością harmonijną i wysoce artystyczną.

Dyr. Wł. Bracki w roli tytułowej pokazał nam wysoką klasę kunsztu deklamatorskiego. Elżbieta Dziewońska w granicach ogólnej stylizacji potrafiła uwydatnić wszystkie subtelności uczuć Szimeny, a Mira Gołaszewska bardzo trafnie zarysowała wdzięczną dziewczęcą postać Infantki. Z całym uznaniem podkreślić należy, że doskonałe opanowanie pamięciowe tekstu przez cały zespół pozwoliło na swobodną grę wykluczając wszelką niepewność i nerwowość.

A teraz pomówmy o reżyserii (A. Piekarski). Idzie ona oczywiście po linii stylizacji. Stylizacja ta jest na ogół szlachetna i przekonywująca, piękno słowa i piękno gestu uzupełniają się nawzajem. Wystrzegano się zbytniego patosu. Sceny nawet najbardziej dramatyczne potraktowano z dużym umiarem, wskutek czego nie wypadają one z ogólnego tonu. Co do pewnych szczegółów możnaby się jednak z reżyserem nieco ścierać.

Przede wszystkim zbyt już usunięto w cień a nawet zlekceważono osobę króla. Na dworze hiszpańskim był on w owym czasie otoczony skomplikowanym i czołobitnym ceremoniałem, we Francji chyba nie wiele mniejszym. Tymczasem w Toruniu król siada sobie beztrosko na przymurku i gawędzi z dworzanami, nie protestuje nawet wtedy, gdy Szimena odwraca się do niego plecami.

Scena wręczenia Szimenie miecza przez Don Sancha wypadła dosć sztucznie - wskutek nadużycia pauz. Z tekstu wynika przecież, że zrozpaczona dziewczyna nie pozwala dojść do słowa niefortunnemu obrońcy. Tymczasem na przedstawieniu premierowym miał on tyle czasu, że niewypowiedzenie ważnej wiadomości wyglądało na prostą złośliwość. Możeby należało także rozruszać trochę Elwirę, przynajmniej w tym momencie, gdy wobec króla opłakuje ona rzekomą stratę ukochanego. Jakkolwiek jest konwencjonalny i "ograny" gest towarzyszki i przyjaciółki spieszącej z pomocą i podtrzymującej zrozpaczoną panią - napewno jest bardziej stylowy i ciekawszy niż prosta i obojętna nieruchomość. Te wszystkie uwagi, dotyczące naogół szczegółów nie zmieniają faktu, iż realizacja sztuki stoi na wysokim poziomie.

Osobna pochwała należy się dekoracjom K. Pręczkowskiego. W miarę abstrakcyjna architektura, świetnie rozplanowała niezbyt wielką scenę. Jest monumentalny ale nie sprawia wrażenia ciasnoty ani nie przytłacza. Piękną całość tworzą, z nią stylowe kostiumy. Barwy harmonijne, pastelowe są prawdziwą radością dla oczu.

Przedstawienia "Cyda", którym uczczono Święto Niepodległości jest wielkim artystycznym wydarzeniem na scenie teatru toruńskiego

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji