"Jan"
Komedia w 3-ch aktach Bus-Feketego. - Reżyseria H. Małkowskiej. - Dekoracje Z. Małkowskiego
Sztuka wziętego autora węgierskiego mimo pozorów oryginalności i nowoczesności trąci myszką i pozbawiona jest większych walorów scenicznych. Rzecz tuzinkowa, szablonowa, rażąca swym irrealizmem i tendencją.
To wszystko, co nam pokazuje Bus-Fekete na scenie i w co nam każe wierzyć jest tak nieprawdopodobne, tak "naciągnięte", tak sztuczne i nieżyciowe, że widz z punktu ustosunkowuje się krytycznie do sztuki i jej ."problemu", który aktualny był akurat w połowie 19-go wieku, kiedy zachłystywano się posłami demokratycznymi.
Wprawdzie głośnik radiowy na scenie i autentyczny mikrofon ze speakerem przypominają nam, że rzecz się dzieje współcześnie, ale cała gadanina w stylu sufrażystek angielskich o demokratyzmie i "równości", cała ta papierowa walka o ideały szarego człowieka z elitą konserwatywną stwarza iluzję, że znajdujemy się na typowym przedstawieniu sprzed lat pięćdziesięciu.
Autor skrewił, autor nie potrafił widowni zainteresować akcją, fabułą i nikłą zresztą treścią swego utworu.
Konstrukcja tej "komedii", która mogłaby być niezłą farsą, gdyby utrzymana była w żywym tempie, świadczy dobitnie, że rzecz napisał niezły majster - dramaturg, który poszedł jednak po linii najmniejszego oporu i w świecie fikcji stworzył galerię postaci papierowych, anemicznych, bez wyrazu.
Zespół aktorski miał więc trudne zadanie, aby ożywić kukłę autora węgierskiego, aby nadać Jej choć trochę rumieńców. Wysoki kunszt gry aktorskiej zaprezentowali nam pp. Wacław Ścibor (Jan) i Eleonora Ściborowa (Katinka), którzy - prawdę powiedziawszy - uratowali sytuację i zapewnili sztuce powodzenie. Wspaniale zagrała też rolę ministrowej p. Małkowska, świetna w masce i geście. Reszta zespołu nie miała pola do popisu.
Dekoracje p. Małkowskiego miłe i staranne.