"Miłość już nie w modzie"
Komedia W. Sterka w 3-ch aktach. - Opracowanie sceniczne W. Ścibora. - Dekoracje W. Małkowskiego.
Maj... Czas urlopów... Gabinet dyrektora... Urocza sekretarka i jej niefortunny wielbiciel... Wyjazd dyrektora z sekretarką zagranicę. I nie miłość sezonowa, nie przelotny flircik, lecz go-rące wzajemne uczucie i... mariaż. Oto, co się, da powiedzieć o treści i fabule tej lekkiej komedii wiedeńskiej.
Komedia, nie komedia. To raczej farsa, rzecz bezpretensjonalna, pogodna, naszpikowana świetnymi dowcipami. Autorowi chodziło o to tylko, aby widza ubawić, aby go rozśmieszyć do łez.
I to się rzeczywiście udało.
A jeśli sztuka ta doznała nader miłego przyjęcia ze strony publiczności, to zapisać to należy na konto znakomitej gry całego "zespołu", składającego się z pp. Ściborów i p. Kuryłły.
Kapitalną kreację zagrzebanego po uszy w swych interesach dyrektora Franka stworzył p. Ścibor. Przemiłą, uroczą i pełną wdzięku sekretarką Theą była p. Ściborowa, Groteskową rolę Kamila z zacięciem humorystycznym zagrał p. Kuryłło. To trio aktorskie było na prawdę koncertowe.
Opracowanie sceniczne p. Ścibora było pomysłowe i znacznie odbiegało od pierwowzoru. Trzeba by jednak sztuce nadać żywsze tempo i skrócić antrakty, a całość zyskałaby jeszcze.
Dekoracje W. Małkowskiego skromne, acz miłe. Bardzo ładne było wnętrze w 2-gim akcie.
Nielicznie (niestety) zebrana na premierze publiczność bawiła się znakomicie, darząc sympatycznych wykonawców zasłużonymi brawami.
Arcywesoła sztuka Sterka ma zapewnione "murowane" powodzenie.