Artykuły

"Woźny i minister"

Komedia w 4 aktach Andrzeja Birabeau

O utworze Birabeau można napisać: sztuczka, niektórzy ostrzejsi krytycy w większych miastach napisali "miła ramotka", a w rzeczywistości jest to farsa na dosyć zgrany już temat. Odświeża stary temat kilka dość aktualnych dowcipów dla stosunków we Francji i nie we Francji, gdzie zmiana tek ministerialnych zależy od ulicy więcej lub mniej hałaśliwej. To jest właściwie esencja dowcipu, no jeszcze kilka aluzji do synekur, stałe przyjaciółki ministrów, które zmieniają swe zapały miłosne wraz ze zmianą ministrów: to wszystko, co możnaby zaliczyć do satyry, mocno już nadużytej w politycznych burleskach.

Treść sztuki typowa dla fars. Szefem woźnych jest pan Gabriel, który gdzieś tam za lat młodocianych miał żonę, która go odleciała i syna, którego wychował już jego następca w zapałach miłosnych do pięknej Sylwii; ta bowiem chcąc poznać życie wesołe, zamieniła chętnie gońca biurowego na przemysłowca. Mija dosyć lat: na fotelu ministra zasiądzie młody p. Robert i cóż za niespodzianka, bo ten Robert to właśnie syn Gabriela, starego woźnego. Wynikają stąd zawikłania, kończące się już skokiem w nieprawdopodobieństwo nawet dla farsy francuskiej. Po znieważeniu syna tak nasz Gabriel spodoba się partii komunistycznej, że zrobi go nie tylko posłem, ale nawet następcą jego własnego syna na stolcu ministerialnym.

Zawikłań nie wystarcza autorowi, każe jeszcze przyłapać nowego ministra z Anetką, żoną Roberta. Sytuacja robi się mocno pikantna dla tych, którzy nie znają prawdy, a zdradzić jej nie można, bo zepsułby sobie karierę Gabriel, a także synekurki dla całej rodziny.

Możnaby sztuki wysłuchać z uśmiechem, gdyby nadano jej tempo szybkie, niestety na premierze szło jak po grudzie, a może reżyser p. Piekarski chciał pogłębiać to, czego się doszukać trudno w utworze. Sądzę jednak, że tempo opóźniała trema p. Radwan-Łodzińskiej, która po dłuższej przerwie wróciła na scenę. Gra jej robiła wrażenie pierwszych kroków, może na następnych przedstawieniach rzecz się wyprostuje. Natomiast doskonały był p. Ilcewicz, wydobył wszystkie możliwości humorystyczne, stworzył typ nieśmiałego, a zadowolonego człowieka małego, który nagle gra "ministra".

Bardzo miły były p. Ścibor, pięknie się prezentuje, prowadzi dialog dobrze, no i ładnie nadawał sobie sztucznej powagi. Ale zrobiła nam niespodziankę p. Ściborowa, miała dużo finezji, nie popadła w zwykłe dla tego rodzaju ról gierki, widocznie ten typ ról więcej odpowiada artystce, niż te, które dotąd grała na naszej scenie. Miła jak zawsze p. Łukowska, chociaż nie miała wiele do powiedzenia.

Na afiszu prawie cały zespół, a wyróżniłbym jeszcze dwa typki Arystydesa, p. Cybulskiego i posła komunistycznego, E. Rokossowskiego, artysta ten młody starannie zawsze opracowuje swe role.

Sztuczka miała powodzenie w Warszawie u Jaracza, a może będzie miała i u nas jak nabierze nerwu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji